wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 68

Nina:

Obudziłam się wtulona w Carlosa. Musiałam zasnąć wczoraj w szpitalu. Powoli zwlokłam się ze szpitalnego łóżka. Byłam jeszcze w piżamie. Jak dobrze, że mam w szpitalu zapasowe ciuchy. Pobiegłam szybko do łazienki się przebrać i trochę ogarnąć. Gdy wracałam do Carlosa przez przypadek na kogoś wpadłam. Tym ktosiem okazał się być Damon.
-I znów na ciebie wpadłam- zaśmiałam się
-Widocznie takie jest nasze przeznaczenie- uśmiechnął się seksownie po czym dodał- Masz ochotę na kawę? Właśnie skończyłem obchód, a tak swoją drogą to ładną masz piżamę- zarumieniłam się, A więc widział jak spałam z Carlosem.
-Wiem, bo moja- palnęłam. Nie wiem czemu, ale przy nim zawsze gadam głupoty- To co z tą kawą?- dodałam szybko
-Za mną proszę- zaprowadził mnie do małego baru w samym środku szpitala. Zamówił dwie kawy i usiedliśmy przy jednym ze stolików.
-Mam dla ciebie dobrą wiadomość- zaczął upijając łyk gorącego napoju- Za dwa dni Carlos może jechać do domu, pod warunkiem, że będzie przestrzegał moich wytycznych.
-To wspaniale! Czyli, że jest coraz lepiej?- dopytywałam
-Jeśli zrobi takie postępy jak minionej nocy to myślę, że za niecały miesiąc będzie zupełnie zdrowy- westchnął
-Świetnie!- ucieszyłam się
-Będę mógł go dogladać bo w przyszłym tygodniu przenoszę się do Los Angeles- dodał
-Dobry pomysł. Tam na pewno zdobędziesz sławę jako chirurg.
-Tak. Mam wrażenie że w tym szpitalu się marnuję. Tam będę miał większe pole do popisu- przytaknął. Wypiłam kawę i wróciłam do Carlosa. Jadł śniadanie.
-Nadal mi nie powiedziałaś jak David tu trafił- zaczął.
-Nie chciałam żebyś się martwił. To pewnie cię zaboli...
-Powiedz- nalegał
-Kiedy byłam odebrać swój wypis, przyszła twoja mama. Dała mi dzieci i wyszła. Tak po prostu. Powiedziała tylko, że ma już dość ich płaczu. Od tamtego czasu jej tu nie widziałam- wytłumaczyłam. Po chwili ciszy Carlos próbował coś powiedzieć ale mu się nie udało. Rozpłakał się. Od razu go przytuliłam. Wiem, że go to zabolało.
-Dlaczego ona mi to robi?- szepnął
-Ciii... będzie dobrze- próbowałam go pocieszyć.
-Przeze mnie musiałaś tak szybko dorosnąć. Gdy się poznaliśmy miałaś zaledwie 17 lat. Tak wiele w życiu przeszłaś a i tak bardziej przejmujesz się innymi niż sobą- stwierdził Latynos
-Za to gdyby nie ty, pewnie dawno załamałabym się po śmierci mamy. No i nie miałabym takiego wspaniałego synka- pocałowałam go

Kendall:

Szczęśliwie dojechaliśmy do domu. Asia zmęczona podróżą  położyła się spać. James zajął się Davidem a ja usypiałem Kansas. To takie kochane dziecko. Moja córeczka ♥ Gdy mała w końcu zasnęła do pokoju wpadł roztrzęśony James.
-Co się stało?- spytałem i przeszliśmy do salonu aby nie obudzić Kansas.
-Zgubiłem Davida! Nina mnie zabije!- panikował. No to mamy problem.
-Jak mogłeś zgubić 4 miesięczne dziecko?- dziwiłem się
-Byłem z nim na spacerze. Siedzieliśmy na  trawie. Odwróciłem się na chwilę a gdy spowrotem spojrzałem obok Davida już nie było!- wyjaśnił
-Przecież nie mógł wyparować!- równierz zaczynałem panikować. Musimy go znaleść zanim Aśka się obudzi!
-Idziemy do parku- zadecydowałem i już nas nie było. James zaprowadził mnie w miejsce gdzie ostatnio widział malucha.
-Ty idź w tamtą stronę a ja pójdę w tą- rozdzieliliśmy się. Przeszukaliśmy każdy centymetr kwadratowy parku a dziecka nigdzie nie było. Usiedliśmy zrezygnowani na trawniku. Kombinowaliśmy co powiedzieć Ninie jak wróci do LA, kiedy usłyszeliśmy śmiech dziecka. Spojrzeliśmy na siebie z nadzieją w oczach. Rzuciliśmy się w krzaki z których dochodził dźwięk. David siedział tam i bawił się z małą kaczką. Odetchnąłem z ulgą. Jamesowi też spadł kamień z serca. Szatyn zabrał Davida na ręce.
-Jak on się tam znalazł?- głowiliśmy się rzez całą drogę do domu. Wkrótce zagadka się rozwikłała. Siedzieliśmy w salonie a mały Pena bawił się piłką. W pewnym momencie zabawka znalazła się w drugim końcu pokoju.  Maluch przekręcił się na brzuch po czym na czworakach przeszedł cały pokój aż do piłki. Patrzyliśmy na to z niedowierzaniem. Kiedy on się tego nauczył?! Gdy pierwszy szok minął, James szybko nakręcił krótki filmik i  wysłał go Ninie. Po chwili otrzymał odpowiedź :

"TO PHOTOSHOP CZY  MOJE DZIECKO JEST GENIUSZEM?"

To niemożliwe, że 4 miesięczny bobas umie już raczkować...

Logan:

Musiałem się dowiedzieć czy to co napisał mi James to prawda. Gdy wysiedliśmy z samolotu postanowiłem zadziałać.
-Rachel?
-Hym?- odparła zabierając swoją walizkę.
-O jakim Loganie pisał James?- spytałem prosto z mostu
-O takim jednym, przystojnym, miłym, przyjacielskim, seksownym szatynie stojącym obok mnie- zarumieniła się
-Hym.. nie widzę tu nikogo pasującego do opisu- zażartowałem. Chyba... chyba już czas zaszyć rany spowodowane śmiercią Justine. Zakochałem się w Rachel i najwyższy czas w to uwierzyć.
-To ty palancie!- walnęła mnie w głowę
-Tylko nie palancie świrusko!- rozgniewałem się
-Osz ty debilu!
-Idiotka!
-Pedał!
-Gdybym był gejem to czy bym się w tobie zakochał?!
-Skoro mnie kochasz to mnie pocałuj!
-Dobra!- odkrzyknąłem i delikatnie ją pocałowałem. Coś czuję, że jeśli to wypali, to będzie to wybuchowy związek.
-To...- zaczęła Rachel gdy się od siebie odsunęliśmy
-Spróbujemy być razem?- spytałem
-Jeśli się nie pozabijamy, to tak- roześmialiśmy się oboje. Chwyciłem ją za rękę i ruszyliśmy w stronę domu.

***

Siema Rushers! Jak po sylwestrze? Żyjecie jeszcze? Niestety muszę wrócić do szantażu...

15  KOM = NOWY ROZDZIAŁ

A co do ślubu Carlosa i Alexy... pozwólcie że zostawię to BEZ KOMENTARZA.

Całuję, Nina xoxo

środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 67

Rozdział 67

NINA:

Weszłam cichutko do sali Carlosa. Mój mąż usypiał Davida.
-Hej kochanie- usiadłam obok nich i dałam im po buziaku.
-Co u Asi?- spytał szeptem aby nie obudzić synka
-Dobrze. Dzisiaj ją wypisują i wraca do LA. Myślałam... może David pojedzie z nimi? Nie chcę żeby pierwsze miesiące życia spędził w szpitalu- zagadnęłam
-Dobrze. Masz rację- posmutniał trochę
-Carlos... wiem, że też chciałbyś już wrócić do domu i żyć tak jak przed wypadkiem, ale zrozum, że cudem jest to, że wogóle żyjesz. Powrót do pełni zdrowia trochę ci zajmie- chwyciłam go za wolną rękę.
-Staram się- zaszkliły mu się oczy
-Hej, nie chcę stracić dawnego Carlosa, zawsze uśmiechniętego, zabawnego, wezołego, z ADHD, troskliwego, wrażliwego optymisty- spojrzałam mu w oczy
-Heh... na prawdę byłem aż tak wspaniały?- uśmiechnął się lekko
-A nawet lepszy- mruknęłam
-Kocham cię- powiedział i nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku.

KENDALL:

Pomogłem Asi spakować wszystkie rzeczy i odebrałem jej wypis. Tak się cieszę, że wszystko jest już dobrze i wracamy do domu! Poszliśmy pożegnać się z Carlosem i Niną a przy okazji zabraliśmy Davida. Miał z nami jechać też James a Logan z Rachel stwierdzili że polecą samolotem. Usiadłem za kierownicą samochodu i po chwili ruszyliśmy w drogę powrotną do domu.

CARLOS:

Szkoda, że nie mogę wrócić do domu razem z synkiem. Mam już dość szpitala! Nina poszła do hotelu. Biedaczka w końcu się wyśpi. Godzinę później przyszedł lekarz- Damon.
- No Carlos, będziesz miał współlokatora- wyszczerzył się. Nawet miły z niego facet. Po chwili do sali wwieżli faceta, na oko w moim wieku, który nie wyglądał za dobrze. Chyba spał.
-Tak jak ty, jest po wypadku. Tyle, że jego żona przestała przychodzić po tygodniu. Koleś na nią nawrzeszczał. Twierdził, że ona na niego nie zasługuje no i dziewczyna wzięła sobie jego słowa do serca. Od miesiąca nie utrzymuje z nim kontaktu- westchnął dr. Salvatore i wyszedł. Przyjrzałem się temu gościowi. Był wysoki i umięśniony. Miał potargane blond włosy i był bardzo blady. Prawie jak wampir. Byłem zmęczony. Ułożyłem się wygodnie i zasnąłem. Obudziły mnie dziwne odgłosy. Spojrzałem w bok. Łóżko tego faceta było oddzielone kotarą. Z tego co zrozumiałem... lekarze chyba go reanimowali.
-Panie Salvatore tracimy go!
-Resporator już!
-1...2...3!
-Nie działa!
-1...2...3! 1...2...3!
-On nie żyje...
-Stwierdzam zgon o godzinie 2:44 rano. Powiadomcie rodzinę.
-On nie ma rodziny. Jego żona przyniosła niedawno papiery rozwodowe i nie chce otrzymywać żadnych informacji o stanie jego zdrowia.
-A więc zawieźcie go do kostnicy- wszyscy wyszli i głosy ucichły. A co.. jeśli mnie czeka to samo jeśli nie zmienię swojego nastawienia? Co jeśli Nina też będzie miała mnie dość i mnie zostawi? Przez głowę przeszły mi najciemniejsze myśli. Chwyciłem szybko telefon i zadzwoniłem po żonę. Bardzo wstrząsnęła mną śmierć tego faceta. 20 min później rozległ się wezask na korytarzu. Nina kłóciła się z pielęgniarkami. Po chwili wleciała do sali jak torpeda.
-Wszystko w porządku?- usiadła obok mnie. Była nieco zdenerwowana.
-Nie. Przed chwilą na moich oczach zmarł facet- mruknąłem i opowiedziałem jej całą historię.
-Wiesz co różni cię od tego kolesia?- spytała a ja kiwnąłem przecząco głową.
-To, że twoja żona nigdy cię nie zostawi. Możesz ćpać, być okropnie wredy, agresywny, możesz mnie bić, zabić wszystkich ludzi na całym śwoecie ale ja i tak będę z tobą- uśmiechnęła się delikatnie
-I dlatego...- zacząłem. Powoli usiadłem. Blizna strasznie bolała ale dało się wytrzymać. Jest znaczmie lepiej niż tydzień temu. -...już nie będę narzekał - odwzajemniłem uśmiech
-Cieszę się- dziewczyna pocałowała mnie namiętnie. Zdjęła buty i położyła się koło mnie.
-Czy ty jesteś w piżamie?- zdziwiłem się
-Nie chciało mi się przebierać- odparła i oboje się zaśmialiśmy. Mam olbrzymie szczęście, że poślubiłem taką wspaniałą dziewczynę jaką jest Nina.

RACHEL:

Rozsiadłam się wygodnie w fotelu. Zaraz startujemy i lecimy do Los Angeles. Tak się cieszę! Od dziecka marzyłam aby tam zamieszkać. Logan siedział koło mnie i pisał SMS-y z Jamesem. Dyskretnie podglądałam całą ich rozmowę..

LOGAN: James, pomocy!
JAMES: Co się stało?
LOGAN: Nie wiem. Coś dziwnego się ze mna dzieje. Nie mogę przestać myśleć o..
JAMES: Uuuu... ktoś tu się zakochał? ^^
LOGAN: Nie prawda! Przecież dopiero co zmarła Justine...
JAMES: Jestem pewien, że chciałaby abyś był szczęśliwy
LOGAN: Może i masz rację
JAMES: Ja zawsze mam rację! A, i przekaż Rachel, że KOCHA LOGANA :P

-Ej! To nie prawda!- krzyknęłam tak głośno, że wszyscy w samolocie się na mnie spojrzeli
-Jaki Logan?- Henderson spojrzał na mnie podejrzanie
-To na pewno zbieg okoliczności, że masz tak na imię- pisnęłam. No świetnie... i jeszcze ten rumieniec na policzkach! Ugh! Odwróciłam się w stronę okna i do końca lotu nie odzywałam się do chłopaka.

***

A więc dodaję obiecany rozdział ;) Co dostaliście pod choinkę? Chwalić mi się w komentarzach! Ja dostałam bluzę z Kukiczo (tą z nazwiskami BTR), sweter, adidasy NEO, 2 pary spodni, puzzle 3D i zestaw do malowania farbami ^^
Następny rozdział postaram się dodać w Sylwestra xd
Jeszcze raz WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!

CZEKAM NA KOMENTARZE! TO NA PRAWDĘ MOTYWUJE DO PISANIA!

Buziaki, Nina ;**

wtorek, 24 grudnia 2013

Xmas

Kochani czytelnicy!
Z okazji tegorocznych świąt Bożego Narodzenia, chciałabym wam życzyć

Zdrowia, szczęścia i miłości
Na Wigili dużo gości,
Mikołaja bogatego,
No i karpia udanego.
Spełnienia wszystkich marzeń i czego tylko sobie zapragniecie,

Nina ;**

     ,*,
  ,*@*,
,*@*@*,
''''"[]'''"''

niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 66

Rozdział 66

MARIA:

Wróciłam do siebie i zaczęłam pakować rzeczy. Polubiłam Jamesa i stwierdziłam, że zamieszkam bliżej nich aby lepiej poznać resztę. Skoro Justine była ich przyjaciółką to może i mnie polubią? Przed wyjazdem poszłam jeszcze na spacer. Przez przypadek na kogoś wpadłam. Podniosłam głowę i ujrzałam Logana.
-Przepraszam. Nie zauważyłam cię- spóściłam głowę.
-Nie szkodzi. Maria tak?
-Tak. A ty Logan?
-Dokładnie. Przejdziemy się?- zaproponował
-Z chęcią- uśmiechnęłam się. Chodziliśmy ulicami miasta ponad godzinę.
-Chciałem przeprosić cię za moje zachowanie na pogrzebie- westchnął
-Rozumiem. W końcu Justine to moja siostra. Mi też było trudno- przytaknęłam.
-Co teraz będziesz robić?- spytał
-Wyjeżdżam wieczorem do Los Angeles i tam poszukam sobie pracy- stwierdziłam
-Oo.. wpadnij do nas jak będziesz miała chwilę czasu. A teraz wybacz ale muszę wracać do szpitala- uśmiechnął się
-Pójdę z tobą. Chcę się pożegnać z Jamesem- stwierdziłam i ruszyliśmy w stronę budynku.

RACHEL:

Ubawiłam się jak nigdy. Goniłam Jamesa z dobrą godzinę po czym padł zmęczony na podłogę. Usiadłam obok niego i wybuchnęliśmy śmiechem.
-Dawno się tak nie bawiłem- westchnął Maslow gdy się opanował
-Polecam się na przyszłość- podałam mu rękę i pomogłam wstać.
-James?- usłyszeliśmy jakiś głos za nami. Odwróciłam się i ujrzałam Logana w towarzystwie czerwonowłosej dziewczyny.
-Maria, tak?- zgadywałam
-Logan?- zdziwił się szatyn na widok przyjaciela
-Ty?- Henderson wskazał na mnie palcem
-Skoro już wszyscy zostali wymienieni to przejdźmy do rzeczy- zaproponowała dziewczyna
-No więc co tu robicie?- spytał James
-Przyszłam się pożegnać. Jutro jadę do Los Angeles- odpowiedziała Maria
-Aaa... no to ten.. przejdziemy się?- zaproponował i odeszli. Uśmiechnęłam się gdy znikli mi z oczu.
-Dowiem się w końcu jak masz na imię?- zagadnął Logan
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła kochany- poklepałam go po ramieniu i ruszyłam do szpitalnego mini baru. Zaczynało burczeć mi w brzuchu. Logan podreptał za mną. Zamówiłam sobie frytki i usiadłam koło Hendersona.
-No więc, skąd znasz Jamesa?- zapytał gdy dostałam swoją porcję frytek.
-Z.. poznaliśmy się u psychologa- odparłam
-Interesujące... czyli nie tylko ja mam problemy?- mruknął
-Mhm.. nie jesteś pępkiem świata- wywaliłam na niego język
-Długo się znacie?- zadał kolejne pytanie
-Jakieś... dwa tygodnie? Tydzień? Nie pamiętam..- machnęłam ręką
-Aham.. kim dla niego jesteś? -wypytywał dalej. Zaksztusiłam się frytką.
-To tylko mój przyjaciel! Odczepcie się wszyscy ode mnie z tą miłością!- wkurzyłam się i wyszłam. Wróciłam się po resztę frytek i spowrotem wyszłam na dwór.

MARIA:

Chodziłam z Jamesem szpitalnymi korytarzami. Rozmawialiśmy dużo, wygłupialiśmy się, zupełnie tak, jakbyśmy znali się od dobrych kilku lat. Zerknęłam na zegarek w telefonie.
-James, muszę już iść- westchnęłam
-Nie możesz zostać jeszcze chwilkę?- spojrzał na mnie błagalnie
-Niestety nie. Pa- odwróciłam się aby odejść ale Maslow chwycił mnie za rękę i przyciągnął spowrotem do siebie.
-Pójdziesz bez pożegnania?- szepnął mi do ucha. Przeszły mnie bardzo przyjemne dreszcze. Przytuliłam go mocno. Zdziwiłam się gdy poczułam jego wargi na swoim policzku. Zarumieniłam się i odeszłam. Tym razem nikt mnie nie zatrzymywał. Wróciłam do swojego mieszkania, zabrałam walizki i pojechałam na lotnisko. Gdy już usiadłam w samolocie i się zrelaksowałam moje myśli mogły swobodnie krążyć wokół Maslowa.

JOANNA:

Karmiłam Kansas, gdy do sali wszedł mój lekarz. Bardzo przystojny lekarz.
-No, myślę że możemy panią wypisać- powiedział gdy przejrzał moją kartę.
-Na prawdę? To wspaniale!- ucieszyłam się
-Może się pani pakować. Za godzinę wypis będzie gotowy do odbioru w recepcji- uśmiechnął się olśniewająco i już miał wyjść gdy ktoś na niego wpadł. Była to blondynka bardzo podobna do Niny.
-Przepraszam- wymamrotała dziewczyna gapiąc się na lekarza
-Nic nie szkodzi- rzekł doktor i wyszedł
-Ale ciachoo!- zapiszczała dziewczyna siadając obok mnie
-Co nie? Nazywa się Damon Salvatore. Słyszałam że przenosi się do szpitala w Los Angeles- mrugnęłam do niej
-Mrrr... ale mniejsza z tym Asiek. Co tam u was?- spytała Nina
-Nic nowego. Wypisują mnie dzisiaj ze szpitala i chyba wróce z Kendallem do domu- westchnęłam odstawiając od Kan (zdrobnienie od Kansas) pustą butelkę.
-James , Logan i Rachel pewnie też z wami pojadą- mruknęła
-Rachel?- zdziwiłam się
-Nowa znajoma chłopaków. Ma z nami zamieszkać- wytłumaczyła mi szybko Nina
-Yhym... dobrze wiedzieć. Co cię gryzie?- spytałam ją widząc jej minę.
-Co? A nie, nic- mruknęła
-Hej, jestem twoją przyjaciółką, powiedz mi co się stało- spojrzałam na nią wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu.
-Martwię się o Carlosa. Myślę... myślę że on ma depresję- wyznała
-On? Nasz Carlos? Według mnie powinien być najszczęśliwszym człowiekiem na świecie! Ma kochającą żonę, wspaniałego synka, jest sławny, ludzie go kochają.  Nie ma powodu do depresji- zdziwiłam się
-No wiem ale... to jest jeszcze dziecko. Zachowuje się jakby miał ADHD i właściwie ciągle jest w ruchu ale teraz jak leży w szpitalu... jest słaby, lekarze każą mu leżeć. Nawet najdrobniejszy ruch sprawia mu ból. Jest zły na siebie, że doprowadził się do takiego stanu i nie może normalnie funkcjonować. Zadręcza się tym, że ja mu pomagam. Myśli, że jest dla mnie problemem i powoli zamyka się w sobie. I jeszcze jego matka...- westchnęła
-Hej, wszystko będzie dobrze. Musisz z nim porozmawiać, wytłumaczyć mu wszystko. Przecież przyżekaliście sobie na ślubie, że będziecie razem w zdrowiu i chorobie- próbowałam ją pocieszyć.
-Dziękuję, że zawsze mogę na ciebie liczyć- przytuliła mnie mocno
-To ja lece. Musze jeszcze porozmawiać z doktorem- uśmiechnęła się delikatnie i wyszła z sali
-No widzisz Kan, jakie to ludzie mają problemy? -uśmiechnęłam się do córeczki.

NINA:

Biegłam korytarzem do pokoju lekarzy i nagle na kogoś wpadłam. Był to ten doktor od Asi.
-Przepraszam. Znowu- zarumieniłam się
-Ależ to bardzo miłe, gdy co chwila wpada na ciebie taka piękna dziewczyna- uśmiechnął się zalotnie
-Oj tam... nie wie pan który lekarz zajmuje się Carlosem Peną?- spytałam
-Tak się składa, że to ja. O co chodzi?- zmróżył oczy
-Chciałam się dowiedzieć co z nim jest. Jakaś poprawa?- powiedziałam z nadzieją w głosie. Pan Salvatore zajrzał do papierów.
-Nieznaczna. Rany goją się prawidłowo, wyniki coraz lepsze ale niestety czeka nas jeszcze długa rechabilitacja i musimy poczekać aż po ranach zostaną tylko blizny żeby zrobić coś więcej- odparł
-Ugh.. a czy jest jakaś szansa że wypiszecie go do domu w następnym tygodniu?- poprosiłam
-Raczej nie. Dopóki wyniki badań nie będą w normie pacjent musi zostać w szpitalu. Później może wypisać się na własne życzenie i leczyć się dalej w domu- wyjaśnił
-Dobrze, rozumiem. Dziękuję doktorze- posmutniałam
-Możemy przejść na ty? Damon jestem- uśmiechnął się zniewalająco
-Nina- podałam mu rękę, którą pocałował jak prawdziwy gentelmen. Zarumieniłam się pnownie.
-Przykro mi ale muszę cię zostawić. Obowiązki wzywają!- powiedział teatralnie i odszedł. Bardzo miły z niego facet i co tu ukrywać, mega przystojny!

***

Hejka! Wracam po długiej nieobecności z nowym rozdziałem. Mam nadzieję, że się wam spodobał ^^ Następny pojawi się po świętach, czyli 26-28 grudnia (o ile będą komentarze). To tyle z mojej strony. Do napisania,

Nina xoxo

PAMIĘTAJCIE!

15 KOM = NOWY ROZDZIAŁ

niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 65

Rozdział 65

JAMES:

Długo zastanawiałem się co zrobić z tą kartką. Zadzwonić? Wyrzucić? Dać Loganowi?
-Zadzwoń- odparła Rachel, która od dłuższego czasu mi się przyglądała.
-Co?- wyrwałem się z zamyślenia
-Zadzwoń do niej- ponaglała mnie
-Nie powinienem... ona chciała rozmawiać z Loganem- westchnąłem
-Jednak z tego co widzę on nie jest w stanie tego zrobić- spojrzała przez okno. Podążyłem za jej wzrokiem i ujrzałem bruneta siedzącego samotnie na ławce. Wrak człowieka, aż żal na niego patrzeć.
-Nie zostawie przyjaciela samego- stwierdziłem
-Ja się nim zajmę a ty idź na spotkanie z tą dziewczyną- stwierdziła fioletowo-włosa. Po chwili widziałem już jak siada obok Logana na ławce. Chwyciłem telefon i wystukałem numer zapisany na karteczce. Chwilę się wahałem ale ostatecznie nacisnąłem zieloną słuchawkę. Dziewczyna odebrała niemal że  od razu.
-Halo?
-Cześć to ja. Poznaliśmy się na pogrzebie..
-Logan?
-Nie, James. Ten wyższy.
-Pamiętam. O co chodzi?
-Chciałbym się spotkać i porozmawiać.
-Dobrze. Będę pod szpitalem za 10 min
-W takim razie do zobaczenia- rozłączyłem się. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Udało mi się! Wstałem z krzesła, zabrałem marynarkę i udałem się w stronę wyjścia.

LOGAN:

-Nienawidzę swojego życia- mruknąłem do siebie po raz kolejny. Był przepiękny poranek. Na zewnątrz świeciło słońce, było ciepło, ptaki śpiewały, wszyscy byli szczęśliwi. Usiadłem na ławce w parku i tępo gapiłem się na przechodzące przede mną pary z dziećmi lub bez.
-Ładna pogoda prawda?- odezwał się ktoś po mojej prawej stronie. Nawet nie zauważyłem kiedy usiadła tam fioletowo-włosa dziewczyna. Ta sama, która rozmawiała ze mną na deszczu.
-Znowu ty?- zdziwiłem się
-Jak widać, zranione dusze ciągnie do siebie- wzruszyła ramionami.
-Co ty możesz wiedzieć na ten temat?- mruknąłem
-Bardzo dużo. Mój ojciec zmarł jak miałam 5 lat, a  już były, chłopak przespał się z moją matką po czym oboje wywalili mnie na zbity pysk z domu- powiedziała, o dziwo, z uśmiechem na twarzy.
-Śmieszy cię to?- spytałem
-Fajnie jest sobie wyobrazić od czasu do czasu ja wbijasz nóż w jego serce. Wymyśliłam już chyba z 1000 różnych zemst a każda lepsza od porzedniej. To mnie rozwesela. Patrzenie, nawet w myślach, jak On cierpi gorzej ode mnie- zaśmiała się złowrogo.
-To był żart!- dodała widząc moją minę
-Jesteś wariatką- stwierdziłem
-W dzisiejszych czasach nie przeżyjesz jeśli nie jesteś świrem. Inaczej inni ludzie całkowicie cię zniszczą- westchnęła
-Ike ty masz właściwie lat?- spytałem
-20, no prawie 21. A czemu pytasz?- spojrzała na mnie
-Bo gadasz jakbyś miała co najmniej 100 i wiedziała dosłownie wszystko- odparłem
-Kiedyś chciałam być psychologiem dziecięcym lub przedszkolanką. Ostatecznie zaczęłam studiować prawo i ekonomię jednocześnie ale po roku mi się znudziło. Ostatecznie zostałam tancerką. To jest to co chcę robić w życiu i to mnie uszczęśliwia- wyszczerzyła swoje białe ząbki.
-Aham... może i to głupio zabrzmi ale po każdej rozmowie z tobą czuje się lepiej i zaczynam powoli wierzyć, że wszystko dobrze się poukłada- przyznałem szczerze
-No widzisz! Jednak opłacało mi się studiować psychologię- powiedziała po czym oboje wybuchliśmy śmiechem. Widzę tą dziewczynę drugi raz na oczy, nawet nie wiem jak ma na imię, a czuje się jakby była moją przyjaciółką od wielu, wielu lat.

JAMES:

-All around the world, people want to be love! Yeach! - śpiewała dziewczyna ze słuchawkami w uszach. Podszedłem do niej.
-Hej- uśmiechnąłem się
-Siema- schowała słuchawki i podała mi dłoń, którą pocałowałem jak prawdziwy gentelman
-Tooo... o czym chciałeś pogadać?- spytała
-O Justine- westchnąłem. Udaliśmy się do pobliskiej kawiarni i zamówiliśmy sobie kawę.
-Justine... nie widziałam jej dobre 3 lata- westchnęła
-Dlaczego właściwie straciłyście kontakt?
-Pokłóciłyśmy się. Ona obwiniała mnie o śmierć naszego małego braciszka. Miałam go odebrać z przedszkola i gdy wracaliśmy do domu zdarzył się wypadek. Na przejściu dla pieszych wjechał w nas samochód. Philip nie przeżył a Justa stwierdziła, że to wszystko z mojej winy, że mogłam bardziej uważać- z oczu spłynęły jej łzy. Kelner przyniósł nam zamówione rzeczy.
-To przykre... Philip?
-Tak miał na imię nasz brat. Pewnie dlatego związała się z Loganem Hendersonem- uśmiechnęła się lekko
-Tak, to bardzo możliwe. Kochali się bardzo. Szkoda, że tak szybko odeszła. Nie zdążyli się nawet pobrać- upiłem łyk kawy
-Byli zaręczeni? Nie wiedziałam. W mojej branży słyszy się dużo plotek o gwiazdach ale tego jeszcze nie słyszałam- zdziwiła się
-Tak. Mieli się pobrać wiosną. Gdzie pracujesz jeśli wolno mi wiedzieć?
-Jestem fryzjerką gwiazd. Właściwie to mieszkam w Nowym Jorku ale zastanawiałam się nad przeprowadzką do LA- odparła
-Nowy Jork... moje miasto. Dawno tam nie byłem, a z chęcią odwiedziłbym rodziców- westchnąłem- Przy okazji pomógłbym ci przy przeprowadzce- uśmiechnąłem się
-W takim razie zapraszam- zaśmiała się. Bardzo dobrze się nam rozmawiało. Rachel miała rację, dobrze zrobiłem dzwoniąc do Marii. Późnym wieczorem wróciłem do szpitala. Marrin już na mnie czekała.
-I jak było? Fajna jest? - obsypywała mnie pytaniami
-Było świetnie a Maria to wspaniała dziewczyna- uśmiechnąłem się
-Jesteście parą?- spytała
-Co?! Nie! Nie jestem jeszcze gotowy na kolejny związek- westchnąłem
-Ale ci się pooodooobaaa- zanuciła
-Lepiej mów co z Loganem- zmieniłem szybko temat
-A bardzo dobrze. Ma się już lepiej i nawet zaczął się uśmiechać- odparła
-Czujesz coś do niego?- zamajtałem brwiami
-No chyba cię coś! Ja i on? Chyba po moim trupie!- odpowiedziała nerwowo.
-Rumienisz się. Zakochana para, Logan i Rachel!- wykrzyczałem
-Zamknij się debilu!- rzuciła się na mnie ale uciekłem i tak oto zaczęła się nasza gonitwa po całym szpitalu xD

***

Wydaje mi się że rozdział jest jakiś taki krótki... ale za to, jak nigdy, wspaniale mi się go pisało ^^ kiedy następny? Nie wiem bo w czwartek mam wywiadówkę i może być kiepsko ;/ więc do napisania!

Nina ;***

15 kom = następny rozdział

(O ile nie dostanę kary)

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 64


JUSTINE:

-Hej- mruknęłam. Za brunetem wszedł Logan. No pięknie -,-
-Muszę wam coś powiedzieć- zaczął po chwili Maslow- Bo.. Sylwia nie żyje i... jej serce zostało przeszczepione tobie Justa- wydusił z siebie. Widać było że mu ulżyło. Całkowicie zszkokowała mnie ta wiadomość.
-Ale... jak?- wyjąkałam
-Kiedy przyjechaliśmy do szpitala lekarz mnie zawołał. Powiedział że Sylwi nie da się uratować ale ona może pomóc tobie. Do mnie należał wybór. Mogłyście obie urzeć lub..- wyjaśnił
-Jezu.. dzięki stary, to olbrzymie poświęcenie- Logan poklepał go po plecach. Jamesowi zaszkliły się oczy i szybko wybiegł z sali.
-Ona.. dla mnie?- jąkałam się. Gdy wszystko do mnie dotarło po prostu się rozpłakałam. Nagle poczułam ostry ból w klatce piersiowej...

LOGAN:

Chciałem przytulić Justę aby się uspokoiła ale ona chwyciła się za serce i zaczęła się dusić. Wystraszyłem się i zawołałem lekarza. Wyprosili mnie z sali. Nie wiem ile czasu to trwało ale długo nikt stamtąd nie wychodził. W końcu wyszły wszystkie pielęgniarki a na końcu lekarz.
-Doktorze!- podbiegłem do niego
-Przykro mi... doszło do odrzutu przeszczepu. Reanimowaliśmy ją ale się nie udało... pana narzeczona nie żyje- poinformował mnie. Cały swiat mi się zawalił
-A co z dzieckiem? - dopytywałem
-Również nie żyje- dodał i odszedł. Byłem kompletnie załamany. Wybiegłem ze szpitala. Na dworze lał deszcz ale mi to nie przeszkadzało. Po raz kolejny straciłem sens swojego życia. Trzeba być Loganem Hendersonem aby już druga dziewczyna umarła na moich oczach... Z oczu zaczęły płynąć mi łzy. W pewnym momencie dotarło do mnie, że ktoś mi się przygląda. Podniosłem głowę i ujrzałem fioletowowłosą dziewczynę.
-Jesteś cały mokry. Aż trudno stwierdzić czy od łez czy od deszczu- westchnęła
-Sama jesteś mokra- mruknąłem
-Yhym.. teraz będziesz dla mnie niemiły bo masz gdzieś cały świat. Liczysz się tylko ty i twoje cierpienie. Ludzie umierają codziennie i nas też to kiedyś spotka , a wtedy, w niebie spotkamy wszystkich tych, którzy byli nam bliscy. Nie cofniesz tego co się stało ale możesz zmienić to co będzie. Wybór należy do ciebie. Albo będziesz się nad sobą użalał i w końcu popełnisz samobójstwo albo dasz sobie pomóc i będziesz szczęśliwym człowiekiem, który cieszy się z każdej chwili swojego życia- spojrzała mi w oczy. Jej tęczówki były szare jak zachmurzone niebo nad nami. 
-Powinnaś zostać psychologiem- stwierdziłem. Wytarłem resztkę łez i ruszyłem do szpitala.
-To nie dla mnie. Wolę taniec- usłyszałam jej głos za sobą jednak gdy się odwróciłem dziewczyny już tam nie było. Uśmiechnąłem się sam do siebie i poszedłem coś zjeść do szpitalnej stołówki. Swoją drogą, umieram z głodu...

NINA:
Następnego dnia James powiedział mi, że Justine i Sylwia nie żyją. Ich pogrzeb ma się odbyć jutro rano.
-Misiek nie obrazisz się jak zostawię cię samego z Davidem?- spytałam Carlosa wchodząc do jego sali
-Nie ma sprawy, a coś się stało?
-Nie... tak.. juro jest pogrzeb dziewczyn i chciałam na niego iść, a jeszcze wcześniej muszę wstąpić do fryzjera i jakiegoś sklepu po czarne ciuchy- westchnęłam
-Dobrze, idź. Sam bym poszedł ale, jak widać, nie mogę - posmutniał
-Los.. wiem, że to, że tu leżysz i nie możesz się ruszyć jest dla ciebie najgorszą rzeczą na świecie, ale musisz to jakoś wytrzymać- jęknęłam
-To nie jest takie łatwe. Nie umiem wstać z łóżka, a co dopiero samemu korzystać z toalety. To żenujące... chciałbym już wrócić do domu, do Los Angeles i zapomnieć o tym wszystkim..- łamał mu się głos
-Już niedługo kochanie. Porozmawiam z lekarzem i spróbuję coś załatwić- pogłaskałam go po głowie
-Jesteś Aniołem a nie dziewczyną. Nie zasługuję na ciebie. Jesteś dla mnie zbyt dobra- uśmiechnął się delikatnie
-Przesadzasz- zarumieniłam się...

*Next Day*

 Z samego rana udałam się do miasta na zakupy. Na pierwszy ogień poszedł fryzjer. Postanowiłam kompletnie zmienić swój wizerunek. Przefarbowałam całe włosy z brązu na blond i zrobiłam sobie niebieskie ombre. 


Następnie udałam się kupić kilka czarnych ciuchów. Ostatecznie wybrałam to:

(na pogrzeb:)

Po skończonych zakupach wróciłam do szpitala.
-Cześć- weszłam do sali Carlosa
-Heeej?- zdziwił się na mój widok
-I jak wyglądam?- obróciłam się dookoła aby zaprezentować strój w całej okazałości
-Prześlicznie- wymamrotał Latynos- I bardzo seksownie- dodał po chwili
-Hahahah to się cieszę, że ci się podoba- uśmiechnęłam się
-Davidowi też się podoba- stwierdził przytulając do siebie synka. Spojrzałam na zegarek. 9:00. Za godzinę pogrzeb. Poszłam do Asi. Nie widziałam się z nią od kilku dni. 
-Cześć- weszłam powoli do sali. 
-Hej. Też wybierasz się na...?
-Tak- przerwałam Kendallowi-Jak się czujesz?- spytałam brunetkę
-Dobrze. Niedługo mnie wypiszą. Odzyskałaś już pamięć?
-Tak. I nawet Carlos się obudził- uśmiechnęłam się lekko
-To wspaniale!- ucieszyła się.
-A jak tam Kansas?- dopytywałam
-Właśnie zasnęła- przytuliła ją Asia
-Chyba musimy się już zbierać- stwierdził Schmidt
-Racja. Wpadnę jeszcze do ciebie- pomachałam Aśce i wyszliśmy. Cmentarz był niedaleko więc poszliśmy pieszo. Stanęliśmy koło Jamesa i Logana. Ksiądz odprawił krótkie nabożeństwo i nadszedł czas na krótkie pożegnanie. Widziałam, że nikt nie ma na to ochoty, a zwłaszcza Logan i James, więc zabrałam mikrofon i zaczęłam mówić:
-Witajcie. Zebraliśmy się tu aby pożegnać nasze przyjaciółki, Justine i Sylwię. Były dla nas kimś znacznie ważniejszym i zostaną takie już do końca. W naszych wspomnieniach widnieją jako dwie wariatki, zabawne i nieprzewidywalne, ale nie raz udowodniły, że potrafią kochać, że można im zaufać, że są dla nas jak rodzina. Nigdy o nich nie zapomnimy. Już na zawsze zostaną w naszych sercach. Dziękuję- zakończyłam. Widziałam w oczach chłopaków łzy. Wróciłam na swoje miejsce i ksiądz dokończył pogrzeb. Zostawiliśmy kwiaty przy grobie i udaliśmy się do wyjścia. Przy bramie zaczepiła nas czerwonowłosa dziewczyna. 
-Który z was to Logan?- spytała
-A o co chodzi? -odezwał się Henderson
-Musimy pogadać- spojrzała mu w oczy. Była bardzo podobna do..
-Mów tutaj. Nie mam przed nimi tajemnic- mruknął. Widać było, że nie ma ochoty rozmawiać.
-Jestem siostrą Justine- wyznała dziewczyna
-C-co? -zdziwił się Henderson
-Jestem jej siostrą bliźniaczką. Dawno temu się pokłóciłyśmy i ona zerwała ze mną kontakt. Dopiero niedawno dowiedziałam się, że jest dziewczyną Logana z Big Time Rush i chciałam się z nią spotkać. Jak widać nie zdążyłam- po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, którą szybko wytarła. 
-Przykro mi. Musimy już iść- Logan spojrzał na mnie błagalnie i odszedł.
-Wybacz. Nie jest dzisiaj w nastroju. Bardzo przeżył Jej śmierć- wytłumaczyłam go
-Rozumiem. Macie mój numer. Jak będzie chciał porozmawiać to zadzwońcie- posmutniała i wręczyła karteczkę Jamesowi. Pożegnaliśmy się i wróciliśmy do szpitala.

JOANNA:

Kendall poszedł na pogrzeb... szkoda że mnie tam nie będzie. Chciałabym się pożegnać z dziewczynami... niestety nie mogę :( Spojrzałam na swoją córeczkę. Kansas tak słodko spała.. mam już dość tego szpitala! Chcę wrócić do domu! Kendalla nie było z dobre trzy godziny. Wrócił razem z Jamesem. 
-Daj mu Kansas a ciebie porywam- uśmiechnął się tajemniczo. Usiadłam na wózku i zastanawiałam się gdzie on mnie zabiera. Znaleźliśmy się w windzie. Kendall nacisnął na ostatnie piętro. Jadąc na górę nuciłam sobie po cichutku "Elevate a little higher..." . Winda stanęła. Otworzyły się dzrzwi i ujrzałam dach szpitala. Po środku leżał koc, kosz z jedzeniem i dwie zapalone świeczki.
-To dla mnie?- spytałam oczarowana
-Tak kochanie. Skoro nie możesz wyjść ze szpitala zorganizowałem randkę w szpitalu- uśmiechnął się
-Jesteś kochany! -pocałowałam go w policzek. Usiedliśmy na kocu. Zjedliśmy pyszną kolację (w końcu normalne jedzenie!), porozmawialiśmy, pośmialiśmy się i nagle Kendall wyciągnął gitarę i zaczął śpiewać:


I can see you in the window
Waiting for my car
With the moonlight shining on you
You look so beautiful

We were searching for that something
That we could call our own
But they tell us that we're too young
And we need to let it go

Ooh, I can barely breathe
Ooh, come run away with me

Don't you worry 'bout a thing
No hurry 'cause a love like this is forever (forever)
They don't even know a thing
We'll show 'em all that we're much better together (together)
The love we got is so untouchable

Got the whole world up against us
They wanna see us fall
But our love is like a castle
They can't break down the walls, no

Like a force field all around us
Two hearts will keeps us strong
Yeah you got me and I got you
We're so untouchable

Don't you worry 'bout a thing
No hurry 'cause a love like this is forever (forever)
They don't even know a thing
We'll show 'em all that we're much better together (together)
The love we got is so untouchable

Imagine us in paradise, somewhere only we know
And in that place, we'll live our lives
We're so untouchable, yeah
Ooh, come run away with me

Don't you worry 'bout a thing
No hurry 'cause a love like this is forever (this is forever)
They don't even know a thing
We'll show 'em all that we're much better together (better together)
The love we got is so...

Don't you worry 'bout a thing
No hurry 'cause a love like this is forever (forever)
They don't even know a thing
We'll show 'em all that we're much better together (together)
The love we got is so untouchable

 Wzruszyłam się i gdy skończył śpiewać z moich oczu popłynęły łzy szczęścia. Uświadomiłam sobie że taki mąż to prawdziwy skarb i trzeba dbać o naszą miłość aby już nigdy nie wygasła...

***

No więc kolejny rozdział za nami ^^ Co o nim myślicie? Zapraszam do zakładki "Heroes" bo trochę się tam pozmianiało xd Oglądałam ostatni odcinek BTR i jak mam byç szczera to płakałam jak bóbr... Szkoda że to już koniec ale może tak jest lepiej? Chłopcy mają teraz więcej czasu na pisanie nowych piosenek i kręcenie TELEDYSKÓW. Czekam na szczere komentarze i pamiętajcie:


15 kom = nowy rodział


Buziaki i do napisania, 
Nina ;**

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 63 + 23

Rozdział 63

NINA:

Zabrałam dzieci, wszystkie rzeczy i poszłam poszukać Jamesa. Znalazłam go jak wychodził z oddziału psychiatrycznego.
-Nina! Co one tu robią?- podbiegł do mnie i wskazał na śpiące maluchy.
-Jakaś babka zaczepiła mnie przy recepcji jak odbierałam wypis, nakrzyczała na mnie i mi je dała- wyjaśniłam. Brunet zabrał torbę z rzeczami i małą dziewczynkę.
-Czas przedstawić ci resztę przyjaciół- westchnął szatyn i ruszyliśmy do innej części szpitala. Weszliśmy do jednej z sal. Na łóżku leżała śliczna brunetka a obok niej siedział zielonooki blondyn.
-Macie- James podał im dziecko
-Kansas!- ucieszyłs się blondyn
-Co ona.. one tu robią?- spytała brunetka przyglądając mi się uważnie.
-Nina po wypadku straciła pamięć. Matka Carlosa złapała ją rzy recepcji i dała jej dzieci- wytłumaczył Maslow
-Jej... jestem Asia, twoja przyjaciółka a ten blondyn to Kendall mój mąż- uśmiechnęła się brunetka. Kiwnęłam głową na znak że rozumiem.
-A.. czyje jest to dziecko?- wskazałam na małego Latynosa na moich rękach. Blondyn dziwnie się na mnie spojrzał.
-To David.. twój syn- odpowiedział James. Poczułam dziwne ukłucie w sercu. Jak mogłam nie pamiętać własnego syna?
-Idę do.. Carlosa- szepnęłam i ze łzami w oczach udałam się do jego sali. Gdy usiadłam przy łóżku Latynosa, David zaczął się budzić.

Maluch powoli otworzył oczka. Spojrzał się na mnie a potem na Crlosa i się rozpłakał. Przytuliłam go i próbowałam uspokoić.
-Ćśśś.. mama jest przy tobie skarbie- szepnęłam i delikatnie kołysałam bobasa. David powoli się uspokajał i machał rączkami. W pewnym momencie dotknął ręki Carlosa i tam się zatrzymał. Wszystkie maszyny zaczęły szybciej pikać a Latynos się dusił. Do sali weszło kilku lekarzy i wyprosili mnie na korytarz. Byłam przerażona. A co jak mu się coś stanie?
-Pani mąż się obudził. Jest słaby ale wszystko powinno być już dobrze- rzekł lekarz wychodząc z sali
-Dziękuję- szepnęłam i weszłam do środka.  Tym razem Carlos był podłączony jedynie do EKG i kroplówki. Usiadłam koło niego przytulając mocniej Davida.
-Nii.. na- wychrypiał.
-Jestem tu- szepnęłam i chwyciłam go za rękę, którą delikatnie uścisnął
-Ko..cham.. cie- spojrzał mi w oczy. Strasznie dziwnie się czułam. Miałam motylki w brzuchu i byłam bardzo szczęśliwa.
-Daj mi go- szepnął. Ostrożnie położyłam Davida obok Carlosa. Latynos powoli pogłaskał go po główce i delikatnie się uśmiechnął. Uśmiech... nagle wszystko wróciło.. przypomniałam sobie wszystko! Pamiętam! Aż zaczęłam płakać ze szczęścia.
-Bałam się o ciebie- szepnełam i położyłam głowę na torsie Carlosa
-Ja myślałem że nie żyjesz. Samolot i ta cała katastrofa.. byłem przerażony- coraz lepiej mówił. Przysunęłam się jeszcze bliżej i delikatnie musnęłam jego usta...

JAMES:

Chodzenie do psychologa nie jest aż tak złe. Czuję się o wiele lepiej i powoli nabieram sił na rozmowę z Justine i Loganem. Muszę im powiedzieć całą prawdę o Sylwii tylko boję się że nie dam rady i najzwyczajniej w świecie stchórzę. Szedłem właśnie na kolejną rozmowę- jedną z ostatnich. Na poczekalni siedziała dziewczyna, cała zapłakana. Zrobiło mi się jej żal.
-Hej- przywitałem się. Odpowiedziała mi głucha cisza. Z gabinetu pani psycholog wyszedł wcześniejszy pacjent.
-Rachel zapraszam- uśmiechnęła się lekarka. Dziewczyna powoli wstała i poczłapała do środka. Z początku wszystko było okey jednak po 5 min ze środka było słychać krzyk dziewczyny- Rachel:
-Pani nic nie rozumie! Mój chłopak zdradził mnie z moją matką i wywalili mnie z domu! Mam złamane serce i od 48  godzin jestem bezdomna, a pani się pyta jak się czuję?! (.....) Nie! Nie uspokoję się!- jednak po tem zapanowała znowu cisza. Biedna... ciekawe czy mógłbym jej jakoś pomóc... debilu! Przecież w Los Angeles jest wolny pokój po Sylwii! Walnąłem się w głowę. Ja to mam przebłyski intelektu -,- Gdzy dziewczyna wyszła z gabinetu już nie płakała. Teraz moja kolej. Mijając ją szepnąłem:
-Poczekaj na mnie- i znalazłem się w gabinecie pani psycholog
-Widzę James, że coraz lepiej sobie radzisz.
-Tak. Staram się o tym nie myśleć. Pomagam jak najwięcej Ninie... czuję się już o wiele lepiej.
-To dobrze. A powiedz mi, czy rozmawiałeś już z Loganem?
-Jeszcze nie. Boję się że nie dam rady.
-Spokojnie. Powiesz im gdy nadejdzie odpowiednia chwila. Dasz sobię radę.
-Mam nadzieję...
-Czy jest coś o czym byś chciał jeszcze porozmawiać?
-Ta dziewczyna co tu była...- zacząłem niepewnie
-Rachel? Owszem, całkiem ładna i przyda jej się pomoc- uśmiechnęła się pani psycholog
-Hym.. pomyślę nad tym jeszcze.
-No James. To wszystko na dzisiaj. Widzimy się za tydzień- pożegnałem się i wyszedłem. Dziewczyna czekała za mną.
-Czego chcesz?- warknęła gdy do niej podeszłem
-Chcę abyś się uśmiechnęła- odparłem
-Co?- zdziwiła się
-Uśmiechnij się- powtórzyłem
-Nie mam nastroju na żarty- mruknęła
-Przejdziemy się na spacer?- zaproponowałem
-No.. zgoda- zabrała torbę i wyszliśmy pospacerować po parku za szpitalem.
-Tydzien temu zmarła moja żona- zacząłem i od razu posmutniałem -Jej serce przeszczepiono mojej przyjaciółce- ciągnąłem dalej
-Po co mi to mówisz?- Rachel gwałtownie stanęła
-Bo muszę się komuś wygadać. Komuś kto wie jak to jest stracić ukochaną osobę..
-Słyszałeś...
-Niechcący. Bardzo głośno krzyczysz- stwierdziłem
-Tia.. tyle że On nadal żyje- spóściła głowę
-Sylwia w pewnym sensie też, tylko w innym ciele..
-Więc jednak coś nas łączy- zauważyła dziewczyna
-Nawet nie wiesz jak dużo- przyznałem -Chciałabyś zamieszkać ze mną i moimi przyjaciółmi? Miałabyś dach nad głową z dala od rodziny...- spytałem wprost
-Wow... ty tak na serio?- zdziwiła się. Przytaknąłem ruchem głowy.
-No... skoro chcesz ,to zgoda- uśmiechnęła się delikatnie
-Ładnie wyglądasz jak się uśmiechasz- zaśmiałem się
-Rachel Marrin- podała mi rękę
-James Maslow...

JUSTINE:

Od kąd się obudziłam i dowiedziałam o ciąży ciągle myślę o Jamesie. Może to i głupie ale wydaje mi się że czuję do niego coś więcej niż do Logana. No a po drugie nie zgadza mi się nic w związku z dzieckiem. Policzyłam wszystko dokładnie i wyszło że Logan nie może być ojcem dziecka. Nie pamiętam żebym spała z kimś innym ale Henderson na 100% nie jest ojcem!
-Hej- moje rozmyślania przerwał James, który wszedł właśnie do mojej sali...

***

Moi kochani! Sprężyłam się i mamy dzisiaj w ten specjalny dzień, nowy rozdział! Mi się nie podoba ale komentowanie zostawiam wam :)

Wiecie co dziś za dzień?

2 LISTOPADA !!! CZYLI 23 URODZINY NASZEGO KOCHANEGO BLONDASKA, KENDALLA SCHMIDTA!!!

Z tej okazji życzę ci wariacie abyś był zawsze taki jak teraz i nigdy się nie zmienił, abyś nagrywał jak najwięcej piosenek z HD i BTR, aby spełniły się wszystkie twoje marzenia, abyś miał jeszcze więcej fanów no i żebyś znalazł w końcu swoją jedyną Cover Girl.

Wiem, że tego nie przeczytasz ale HAPPY BIRTHDAY KENDALL!!!

pamiętajcie:

15 KOM = Nowy Rozdział

Pozdrawiam,
Nina xoxo

sobota, 19 października 2013

Rozdział 62

Rozdział 62

KENDALL:

Po trzech dniach dali mi wypis ze szpitala. Wreszcie mogłem iść odwiedzić Asię. Z tego co mówił Logan to moja ukochana jeszcze się nie obudziła. Ja poparzony popędziłem do sali na której leżała. Nie wyglądała najlepiej. Cała posiniaczona, popodłączana do tych wszystkich sprzętów. Jednak najważniejsze jest to że żyje. Czytałem wczoraj w gazecie, że tylko 30 z 150 osób przeżyło tą katastrofę. Usiadłem obok łóżka i chwyciłem Asię za rękę.
-Będzie dobrze. Musi być dobrze- szepnąłem...

LOGAN:

Nadal nie wiedziałem co dzieje się z Justine. Lekarze nie chcieli mi nic powiedzieć. Latałem więc jak głupi od Asi do Kendalla i na odwrót. W końcu wypisali blondyna i już sam mógł do niej iść. Wkurzyłem się i postanowiłem w końcu się czegoś dowiedzieć. Przebrałem się za lekarza i jak ninja wkradłem się do szpitalnego archiwum. Wynikało z niego że Justine.... jest po przeszczepie serca O.O Czekają teraz na wiadomość czy się przyjął czy muszą szukać kolejnego dawcy. Zdziwiło mnie to strasznie. Nie wiedziałem że z moją narzeczoną było aż tak źle. Nadal w lekkim szoku odłożyłem papiery na miejsce i zdjąłem przebranie lekarza. Będąc już na korytarzu zauważyłem Jamesa. Od czasu wypadku nie odezwał się do nas słowem. Tak naprawdę to nie wiemy co dzieje się z Sylwią, Carlosem i z Niną. Pielęgniarki nie chcą nam udzielić informacji bo "nie jesteśmy nikim z rodziny" i bla bla bla...
-James!- zawołałem przyjaciela jednak on się nie zatrzymał, a co więcej przyspieszył kroku
-James! Stój!- dogoniłem go i zatrzymałem- Co się z tobą dzieje? Co z innymi?- pytałem ale on nadal milczał- Odezwij się w końcu!- potrząsnąłem nim. Szatyn westchnął i podał mi jakiś papier. Gdy podniosłem wzrok znad kartki Maslowa już nie było. Usiadłem w szpitalnej kawiarence i zacząłem czytać. Na pierwszej stronie była historia leczenia Niny a na drugiej akt zgonu.... Sylwii....

*TYDZIEŃ PÓŹNIEJ*

NINA:

Z racji tego że nadal byłam pacjentką szpitalu u Latynosa mogłam  spędzać tylko godzinę dziennie. W ciągu tego tygodnia dużo czasu spędziłam z Jamesem. Polubiłam go jednak wydawał się być ciągle smutny, jakby nie dawał sobie z czymś rady i próbował całkowicie się od tego odciąć. Z racji tego że prawie nic nie pamiętam nie pytałam go o to. Tego dnia odpowiedź miała przyjść sama... po zjedzonym śniadaniu jak zwykle zawieziono mnie do Latynosa. Posiedziałam u niego godzinę, mówiłam do niego, trzymałam za rękę... zawsze gdy się przy nim znalazłam czułam dziwne ukłucie w sercu. Gdy wróciłam do swojej sali James już tam był. Przyniósł mi kilka rzeczy po czym zamknął się w łazience. Długo nie wychodził i zaczynałam się o niego martwić. Podeszłam do drzwi i usłyszałam płakanie dobiegające ze środka. Domyśliłam się o co chodzi i zaczęłam spokojnie mówić:
-Nie ma tam żyletek... ani niczego ostrego.... nie masz czym zrobić sobie krzywdę...- odczekałam chwilę i usłyszałam szuranie.
-James to nic nie da... zapisz się do psychologa on ci pomoże... nie duś tego w sobie bo to tylko pogorszy sprawę- dodałam i drzwi się otwarły. James wtulił się we mnie i rozpłakał jeszcze bardziej. Nie protestowałam bo wiedziałam że to jest mu teraz potrzebne. Po kilkunastu minutach się uspokoił.
-Dziękuję- szepnął
-Nie ma sprawy. Weź sobie moją radę do serca- westchnęłam i wróciłam na szpitalne łóżko.
-Nina.. ty na prawdę niczego nie pamiętasz?- spytał po chwili szatyn
-Zupełnie nic.... czarna dziura w umyśle- przytaknęłam...

*2 tygodnie później*

JUSTINE:

Obudził mnie palący ból na klatce piersiowej. Próbowałam przypomnieć sobie co się stało ale wywołało to tylko ból głowy. Powoli otworzyłam oczy. Poraziło mnie jasne światło. Spróbowałam jeszcze raz. Tym razem było lepiej. Rozejrzałam się dookoła. Prawdopodobnie byłam w szpitalu a przy moim łóżku siedział Logan i trzymał mnie za rękę. Ucieszył się na mój widok. Wstał i pobiegł po lekarza. Po chwili wrócił w jego towarzystwie.
-Jak się pani czuje?- spytał lekarz
-Boli- jęknęłam
-To normalne. Jest pani po przeszczepie serca. Zaraz podamy leki przeciwbólowe. Na szczęście przeszczep się przyjął i powinno być wszystko w porządku. Po wypisaniu pani ze szpitala musi pani brać specjalne leki przeciw odrzutowi- wyjaśnił mi lekarz
-Dziękuję- szepnęłam.
-Jest jeszcze jedna rzecz. Podczas badań wyszło że jest pani w ciąży. Niestety po tak poważnym wypadku można łatwo poronić więc lepiej rzeby  pani na siebie uważała- dodał i wyszedł zostawiając mnie z Loganem sam na sam.
-W...w ciąży?- Henderson cały zbladł. Sama byłam zdziwiona tą wiadomością...

KENDALL:

Siedziałem przy łóżku Asi cały czas. Prawie nic nie jadłem, nie piłem, nie spałem.. W końcu musiałem iść do łazienki. Gdy wróciłem doznałem szoku. Aśka się obudziła! Szybko do niej podbiegłem i chwyciłem ją za rękę.
-Keendall- szepnęła
-Jestem tu kochanie. Już wszystko dobrze- przytuliłem ją i pocałowałem w policzek...

*tydzień później*

NINA:

Dziś wypisują mnie ze szpitala. Będę mogła poznać moich przyjaciół i dłużej być przy Carlosie. Przebrałam się w przyniesione przez Jamesa rzeczy. A propo.. szatyn zgodził się iść do psychologa. Jutro ma pierwszą wizytę. Jestem z niego dumna ^^ Zabrałam torbę i udałam się po papiery do recepcji. Gdy już wszystko otrzymałam podeszła do mnie jakaś kobieta z dziećmi na rękach.
-Bierz mi te bachory! Mam ich dość!- krzyknęła. Podała mi małego chłopca i dziewczynkę oraz torbę z ich rzeczami po czym odeszłam. Nie zdążyłam jej powiedzieć że jej nie znam... a raczej nie pamiętam...

***

Rozdział krótki ale mam nadzieję że się wam podoba ^^
Zapraszam na bloga którego piszę razem z Justą:

- KLIK !!!

No i szantażyk ^^

15 kom = nowy rozdział

(BEZ OSZUSTW TAK JAK OSTATNIO!)

Pozdrawiam,

Nina xoxo

czwartek, 3 października 2013

Rozdział 61

Rozdział 61


Pip

....


Pip

.....


Pip

....


Piiiiiiiiii


.....


-Doktorze, tracimy ją!
-Reanimować!


Pip


......


Pip


....


Pip...


-Udało się. Potrzebny jest przeszczep serca i to jak najszybciej. Mamy jakiegoś dawcę?
-Jest tylko ta druga dziewczyna z tego samego wypadku. Sylwietta Goldie...
-Dajcie tu jej męża. Potrzebna jest zgoda.
-Panie Maslow!
-Tak? O co chodzi doktorze? Coś nie tak z Sylwią? Mogę ją zobaczyć?
-Niestety.. pańska żona nie przeżyje do jutra. Nie uda nam się jej uratować, bo ma zbyt ciężkie obrażenia. Przykro mi. Ja wiem, że to dla pana szok, ale musi pan podjąć ciężką decyzję. Możemy wykonać przeszczep serca pani Sylwii do naszej innej pacjentki, Justine Ravenwood. W ten sposób uratujemy jej życie. Niech pan to przemyśli.
-Ja... Zgoda... mam tylko jedną prośbę... dajcie mi się z nią pożegnać...


*14 godziny wcześniej*

-A teraz! Specjalnie dla państwa wystąpi zespół Big Time Rush!!!!


*Po występie*

Drryń! Drryń!

-Halo?- Carlos odebrał swój telefon. Dzwoniła policja
-Samolot miał wypadek. Pańska małżonka znajduje się w szpitalu w Columbii...- Latynos upuścił iPhona, który rozleciał się na kilka części.
-Co jest?- przestraszył się Kendall
-Samolot się rozwalił.... dziewczyny są w szpitalu w Columbii..- wyjąkał. Cała czwórka wsiadła do samochodu. Łamiąc wszelkie prawa ruchu drogowego dotarli na najbliższe lotnisko. Kupili bilety na najszybszy lot do Stanów i po chwili siedzieli w samolocie, niecierpliwie czekając na start.

*8 hours later*

-Carlos zwolnij! Zaraz się rozbijemy!-krzyczał Schmidt na jadącego z nim Latynosa. Pozostała dwójka jechała innym samochodem. Już tylko jedna ulica dzieliła ich od szpitala. Pena mknął po asfalcie z prędkością światła. Nagle przed nimi pojawiła się jadąca na sygnale karetka. Nastąpiło zderzenie. Carlos i Kendall zostali poważnie poturbowani. Szpital znajdował się za zakrętem to też szybko ich tam przewieziono. Gdy James z Loganem dotarli na miejsce byli zaszokowani. Wszystko się sypie. Od pielęgniarek dowiedzieli się że Sylwia jest reanimowana, Justine przechodzi ciężką operację, Nina i Asia leżą w śpiączce po operacji, Kendall ma zszywane rany a Carlos walczy o życie na stole operacyjnym. Nie wiedzieli co robić dalej. Postanowili się rozdzielić. James został w części szpitala gdzie leżały dziewczyny a Logan pobiegł dowiedzieć się czegoś więcej o chłopakach.

*2 hours later*

-Panie Maslow!- z jednej z sal wybiegła pielęgniarka- Lekarz pana prosi.
-Tak? O co chodzi doktorze? Coś nie tak z Sylwią? Mogę ją zobaczyć?- szatyn wleciał do sali
-Niestety.. pańska żona nie przeżyje do jutra. Nie uda nam się jej uratować, bo ma zbyt ciężkie obrażenia. Przykro mi. Ja wiem, że to dla pana szok, ale musi pan podjąć ciężką decyzję. Możemy wykonać przeszczep serca pani Sylwii do naszej innej pacjentki, Justine Ravenwood. W ten sposób uratujemy jej życie. Niech pan to przemyśli- wyjaśnił lekarz
-Ja... Zgoda... mam tylko jedną prośbę... dajcie mi się z nią pożegnać...- wyjąkał James. Łzy zaczęły spływać mu z policzków. Lekarze zostawili ich samych.
-Sylwia... dziękuję ci za to że ze mna tyle wytrzymałaś. Kocham cię- szatyn złożył na jej ustach pocałunek, prawdopodobnie już ostatni.
-..och...m.. ie...- wszeptała z trudem dziewczyna. Do sali wrócił personel szpitala i wyprosili chłopaka. Wszystko zaczyna się walić... pod szpitalem zebrał się olbrzymi tłum Rushers. Fani nie przestają wspierać swoich idoli nawet w takim momencie...


***


Logan chodził w tą i spowrotem po korytarzu czekając na jakiekolwiek wieści. W końcu z jednej z sal wyszedł lekarz.
-Panie doktorze! Co z moimi przyjaciółmi- szybko do niego podbiegł
-Pan Kendall ma się już dobrze. Wstrząśnienie mózgu i kilka zadrapań to nic wielkiego w porównaniu z panem Peną. Drugi chłopak walczy o życie. Ma liczne krwotoki wewnętrzne i pękniętą czaszkę. Nawet jeśli przeżyje operacje może już nigdy nie wybudzić się ze śpiączki- westchnął doktor
-Dziękuję za informacje. Mogę wejść do Kendalla?
-Oczywiście, ale proszę go nie przemęczać- odparł. Brunet szybko wszedł do sali przyjaciela.
-Logan! Co z Asią?- blondyn poderwał się na jego widok.
-Walczy o życie... tak samo jak reszta dziewczyn i Carlos....- westchnął Henderson
-Kto by pomyślał że w ciągu kilku godzin wszystko może się tak zmienić.. coś czuję że szybko z tąd nie wyjdziemy- przyznał Schmidt
-Oby wsztstko się dobrze skończyło...


*tydzień później*


Krzyk pasażerów, huk spadającego samotolu, ból, ciemność... z trudem otwieram oczy. Już po wszystkim? Jestem w niebie? Oślepia mnie światło. Po chwili przyzwyczajam się do tego. Nie.. to nie jest niebo. Jestem w szpitalu, podłączona do różnych maszyn. Przy moim łóżku siedzi jakiś chłopak. Cały ubrany na czarno. Chyba śpi. Delkatnie dotknęłam jego dłoni. Skrzywiłam się z bólu. Głowa mi zaraz eksploduje! Odczekałam chwilę. Ból ustąpił. Jednak w głowie została sama pustka. Nic nie pamiętam. Nie wiem nawet kim ja jestem. Chłopak zaczął się budzić. Po chwili zorientował się że go obserwuję.
-Nina! Jak dobrze że się obudziłaś- uśmiechnął się lekko
-Jaka Nina? Kim ty jesteś? - zdziwiłam się
-No.. ty masz na imię Nina a ja jestem twoim kuzynem, James. Pamiętasz?- wyjaśnił. Pokiwałam przecząco głową. Wyszłedł z sali i po chwili wrócił z lekarzem.
-Dzień Dobry pani. Jestem Martin, pani lekarz. Jesteśmy w szpitalu, czy pamięta pani co się stało?
-Nie... nic nie pamiętam- odparłam
-No cuż, podejrzewam u pani amnezję. Pamięć wróci po pewnym czasie a na razie niech pani odpoczywa. Jeśli zechce pani odwiedzić męża to proszę iść z panem Jamesem- dodał lekarz i wyszedł. Poprosiłam tego chłopaka aby opowiedział mi coś o mnie. Dowiedziałam się że mój mąż również leży w tym szpitalu a moim synem opiekuje się moja teściowa. Opowiedział o moich przyjaciołach i trochę o mnie.
-Ja... chce zobaczyć Car...Carlosa tak?
-Mhm.. siadaj na wózku. Zaprowadzę cię- posłusznie wykonałam jego polecenie. Zabrałam do ręki kroplówkę i ruszyliśmy. Znaleźliśmy się na Oddziale Intensywnej Terapii. James? Chyba tak.. skręcił do jednej z sal na końcu korytarza. Było tam tylko jendo łóżko na którym leżał Latynos podłączony do różnego rodzaju sprzętu. 
-To on. Miał wypadek samochodowy gdy jechał tu do ciebie- szepnął James przyglądając się przyjacielowi.
-Czy... czy mógłbyś zostawić nas samych?- poprosiłam
-Nie powinienem...- westchnął- ... ale z drugiej strony muszę iść zobaczyć co z resztą- dodał i wyszedł. Zaczęłam uważniej przyglądać się chłopakowi usiłując coś sobie przypomnieć. Jego twarz wydawała mi się znajoma jednak nie mogłam... nie potrafiłam powiedzieć skąd go znam. Z drugiej strony Latynos był całkiem przystojny. Jeżeli to co mówił James jest prawdą to powinnam być z nim szczęśliwa. Gdybym nawet nie odzyskała pamięci to i tak z czasem powinnam go pokochać. Z lekkim wahaniem dotknęłam jego ręki. W głowie pojawiłl mi się pewien obraz. To chyba był nasz ślub. Ten chłopak stał koło księdza w garniturze a ja szłam w jego stronę w pięknej białej sukni. Latynos uśmiechnął się szeroko gdy obok niego stanęłam i... koniec. Znowu pustka. Miałam głupią ochotę dotknąć jego twarzy, idealnych ust... drżącą ręką musnęłam delikatnie jego policzek. Kolejne wspomnienie pojawiło się w mojej głowie. Tym razem było to w schronisku dla psów. Pomogłam mu wybrać pięknego owczarka niemieckiego  o imieniu Sydney. Koniec. Przejechałam palcami po jego pełnych ustach... ujrzałam prawdopodobnie nasz pierwszy raz... czyli to prawda. Ten Latynos jest moim mężem.. szkoda tylko że nie pamiętam nic więcej...

***

Hej Rushers!!! Mamy kolejny rozdział! Trochę dziwny ale jest. Powoli wszystko zaczyna wychodzić na prostą w tym opowiadaniu. Jak to mówią, najgorsze za nami. Rozdział dedykuję Justine która jak widać skutecznie popędzała mnie w jego napisaniu. Nie wiem kiedy następny gdyż iż ponieważ SZKOŁA PONAD WSZYSTKO xD Nie no żart ale nie mam czasu na pisanie. A teraz taki mały szantażyk...

Minimum 15 kom = Nowy Rozdział

Wiem że dacie radę ;D Buziaki,

Nina ;**

środa, 18 września 2013

Rozdział 60 :S

A więc tak... mam dla was kilka ogłoszeń:

*Blog ma nową nazwę
*Nikt nie zgadł gdzie James zabiera Sylwię :P
*nie przedłużając zapraszam na rozdział:

~~*~~

Rozdział 60

JOANNA:

Po dwóch dniach pobytu w szpitalu w końcu wypuścili nas do domu. Kansas zamieszkała w pokoju razem z Davidem. Niech zaprzyjaźnią się już od małego =) Nakarmiłam córeczkę a Kendall ululał ją do snu. Blondyn chyba polubił bycie tatą bo chce wyręczyć mnie we wszystkim. Położyłam się na kanapie w salonie. Chciałam chwilę odpocząć od tego wszystkiego. W pewnym momencie przyszła do mnie Nina.
-Za 10 dni Wigilia. Trzeba coś naszykować- westchnęła
-Rzeczywiście. Jakieś propozycje?
-Myślałam żeby jechać do Londynu. Dawno nie widziałam się z Alex- stwierdziła
-No to pojedziemy do Angli tylko, że dzieci są za małe na podróż samolotem.
-W takim razie dzieci zostaną tutaj z mamą Carlosa- zadecydowała Nina. Ubrałyśmy się i poszłyśmy na zakupy. Trzeba prezenty na Gwiazdkę wykombinować ;d W drodze powrotnej spotkałyśmy Justine i Logana, którzy pomogli nam donieść torby do domu...

JAMES:

Po kilku godzinach dojechaliśmy na miejsce. Wysiedliśmy z auta pod jednym z najbardziej luksusowych hoteli w mieście. Sylwia stawiała opór więc musiałem zaciągnąć ją tam siłą. Przeszliśmy do ogrodu gdzie czekał na nas ksiądz.
-Gdzie my do cholery jasnej jesteśmy?- pytała po raz kolejny
-Chciałaś abym pokazał ci że cię kocham a więc jesteśmy w LAS VEGAS!- wyszczerzyłem się. Czerwoną zatkało. Co jak co ale tego to ona się nie spodziewała.
-W... Vegas? Że chcesz się ze mną ożenić?- jąkała się
-Tak, dokładnie tak- przytaknąłem
-WOOOO HOOOO!!!!! KOCHAM CIĘ JAMES!!!!!- rzuciła mi się na szyję. Ksiądz szybko udzielił nam ślubu. Na szczęście miałem przy sobie obrączki i po godzinie byliśmy oficjalnie małżeństwem. Poszliśmy potem do hotelu na naszą "noc poślubną"....

CARLOS:

*NASTĘPNEGO DNIA*

Nina powiadomiła nas o swoich planach. Wszyscy zgodzili się na jej propozycję i poszli się pakować. Ja zawiozłem Davida i Kansas do mojej mamy razem ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami. Gdy wróciłem w domu byli już James i Sylwia .Oznajmili nam, że są już po ślubie. Dziewczyny miały pretensje do Maslowa, że odbyło się to bez żadnych świadków i przyjęcia ale po chwili im przeszło. Spakowani pojechaliśmy na lotnisko. Zdążyliśmy zabukować bilety na wieczorny lot. Po kilku godzinach wysiadaliśmy z samolotu. W Londynie spadło dużo śniegu. Wsiedliśmy w taksówki i ruszyliśmy do domu Alex i Zyana. Bardzo się ucieszyli na nasz widok. Dali nam pokoje a my zmęczeni podróżą prawie od razu zasnęliśmy.

*WIGILIA*

Dziś od rana panuje świąteczny nastrój. Śpiewamy razem kolędy, przygotowujemy kolację, pakujemy resztę prezentów, ubieraliśmy choinkę. Było wspaniale! Jestem taki szczęśliwy! Wszystko świetnie się układa a Nina jest na prawdę kochana <3 Właśnie mieliśmy zasiadać do stołu gdy zadzwonił mój telefon. Był to Gustavo -,-
-Halo?
-Carlos, skoro już jesteście w Londynie do zagracie tam jutro koncert, nie chce słyszeć żadnego sprzeciwu, szczegóły wyślę ci SMSem. Żegnam!- krzyknął i się rozłączył. Ten to ma tupet -,- Powiedziałem o tym chłopakom. Nie byli zbytnio zadowoleni. Mieliśmy jutro wracać do domu. Dziewczyny będą musiały jechać same do Columbii. Mam nadzieję, że Nina przeżyje te dwa dni, sam na sam, z moją mamą. Po uroczystej Wigilijnej kolacji nadszedł czas na... PREZENTY!!! Każdy rozpakował swoje po czym rozeszliśmy się do swoich pokoi. Postanowiłem dać Ninie jeszcze jeden prezent. Zakluczyłem drzwi naszego pokoju po czym zacząłem ją namiętnie całować. Dziewczyna nie protestowała więc działałem dalej. Po chwili leżeliśmy już nadzy w łóżku...

NINA:

Obudziłam się wtulona w mojego kochanego Latynosa <3 Delikatnie wyślizgnęłam się z jego uścisku. Zabrałam czyste ciuchy i poszłam do łazienki się odświeżyć. Gdy wyszłam Carlosa nie było już w łóżku. Stał ubrany przy oknie i nad czymś myślał.
-Co jest skarbie?- spytałam przytulając go od tyłu
-Myślę o tym co będzie dalej- westchnął i obrócił się do mnie przodem
-To wie tylko Bóg. Choć, odwieziesz nas na samolot- pociągnęłam go w stronę drzwi, zabierając po drodze walizkę. Chłopacy zawieźli nas na lotnisko. Zaraz po tym mieli jechać na swój koncert. Żegnając się z Carlosem czułam się jakbym robiła to po raz ostatni. Dziewczyny siłą mnie od niego odciągnęły. Wsiadając do samolotu wysłałam mu SMS'a. Nie przypuszczałam, że to będzie mój ostatni.... Po kilku godzinach lotu wszystko wyglądało normalnie. Jednak przy lądowaniu pojawiły się turbulencje a po tym tylko krzyk przerażonych pasażerów i ciemność...

~~*~~

Rozdział beznadziejny i krótki. Nie wiem kiedy pojawi się następny ale przypuszczam że dopiero w październiku. Przepraszam ale nie wyrabiam ze szkołą... obiecuje że nn będzie dłuższy i lepszy.

Całuski, Nina ;**

sobota, 14 września 2013

Loggie Bear

Logan mój kochany Polaku! Wszystkiego najlepszego z okazji urodzinek! Obyś znalazł sobie tą jedyną, tworzył jeszcze lepsze hity i nigdy się nie zmienił! Sto lat sto lat niech żyje żyje nam! A kto z nami nie wypije niech pod stołem zaśnie....! Hej! Hihihi xD zdążyłam złożyć ci życzenia jeszcze przed północą xd

sobota, 31 sierpnia 2013

Dzień Blogów

Wiecie co dzisiaj za święto? DZIEŃ BLOGÓW! Z tej okazji mam dla was moją starą jednorazówke....

Buziaki, Nina ;**

***

Jestem  Isabella (dla przyjaciół Bella) mam 20 lat i mieszkam w Los Angeles. Z racjii tego że mieszkam sama praktycznie całymi dniami przesiaduje na Twitterze. Tylko tam czuję się lubiana. W normalnym świecie traktują mnie jak ufoludka :( Ostatnio dostyć często mam przyjemność rozmawiać z niejakim @HeffronDrive. Bardzo go polubiłam. Dałam mu nawet moje gg :) O! Właśnie jest dostępny
(HD-HeffronDrive ; B-Bella)
HD: heeeej!
B: siemka ^^
HD: Co tam u ciebie?
B: A jak ma być? Siedze w domu. Zaraz kurier przywiezie mi moje zakupy
HD: Kiedy ty ostatnio byłaś na dworze?
B: 2 lata temu... na pogrzebie rodziców 1 lipca :(
HD: Wybacz... nie chciałem
B:Nie szkodzi...
HD: Jest coś co może wyciągnąć cię z domu?
B: jest...
HD: co?
B: ty...
HD: dasz mi swój adres?
B: po co ci?
HD: chcę cie odwiedzić
B: ja cie praktycznie nie znam
HD: ufasz mi?
B: ufam ale...
HD: Big Time Rush
B: Coo??

Ale on mi już nie odpisał. Zniknął. Nie odzywał się do mnie przez najbiższy tydzień.

B: Sun Street 20, Los Angeles

Wysłałam mu w końcu. Postanowiłam zkbaczyć kim lub czym jest Big Time Rush. Boysband, całkiem przystojny, z fajnymi piosenkami, najbardziej spodobał mi się głos tego blondyna. Kendall Schmidt.... jak zwykle zasnęłam na laptopie. Obudził mnie dzwonek do drzwi. Wstałam i otworzyłam. Przed moim domem stał ten blondyn z zespołu... Kendall. Zdziwiło mnie to o.O
-Heej!- uśmiechnął się przyjaźnie a w moim brzuchu zawitały motyle.
-Kim jesteś?- mruknęłam. Jakoś niebardzo miałam ochotę na rozmowę.
-Jak to kim? Przyszedłem wyciągnąć cię na dwór, nie pamiętasz? To jaaa... HeffronDrive, a tak na serio Kendall Schmidt- podał mi rękę
-Bella- uścisnęłam jego dłoń
-Bella to po włosku piękna. Idealnie pasuje do ciebie to imię- uśmiechnął się uwodzicielsko
-Skoro tak uważasz...-mruknęłam
-Świetne masz włosy- zerknął na moje bardzo jasno różowe loki i prosto ściętą grzywkę.
-Dzięki- westchnęłam
-To ubieraj się i zabieram cię na spacer- zadecydował blondyn.  Zabrałam moją ulubioną bluzę, telefon i klucze i wyszliśmy. Tak dawno nie wychodziłam że zapomniałam już jak pachną kwiaty, świeżo skoszona trawa, jak śpiewają ptaki i szczekają psy sąsiadów, jak piękne kolory ma wszystko wokoło.
-I jak?- spytał po chwili milczenia Schmidt
-Pięknie... - rozejrzałam się po okolicy. Byliśmy nad stawem w parku miejskim z tego co pamiętam.
-Podoba ci się nasze pierwsze spotkanie?- spytał Kendall
-Świetnie się bawię. Serio grasz w tym zespole?
-Tak. Słuchaj... jesteś śliczna, masz wspaniałą osobowość i... zakochałem się w tobie. Zostaniesz moją dziewczyną?- spojrzał mi w oczy
-Tak!- pocałowałam go namiętnie. Od tamtego czasu wróciłam do normalnego życia. Chodziłam na spotkania Anonimowych Twitterowiczów, mam wspaniałego i kochanego chłopaka i trzech niesamowitych przyjaciół-Carlosa, Logana i Jamesa ^^ Jednak życie poza światem wirtualnym może być piękne...

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 59

Specjalny dedyk dla Justy która wymusiła ode mnie tą notkę!

Rozdział 59

JAMES:

-Jadę pustą drogą, bawię się nogą, 1D w radiu leci, cieszą się małe dzieci, Directioners szaleją, kibicują tym geją, Rushers normalnych wybierają, dlatego BTR słuchają, HEJ!- śpiewała Sylwia w drodze do Gustavo
-Przestań- jęknąłem gdy już prawie byliśmy na miejscu
-Czemu? Już mnie nie kochasz, wiedziałam...- strzeliła focha
-To nie tak! Kocham cię!- przekonywałem ją
-Nie-e .. udowodnij!- mruknęła gdy dojechaliśmy pod studio.
-Zaraz wracam i ci to udowodnie- zabrałem tekst i nuty i wysiadłem z auta. Skierowałem się prosto do gabinetu Gustavo.
-Gdzie moja piosenka?!- spytał
-Też miło cię widzieć. Proszę- uśmiechnąłem się
-I co się tak szczerzysz? To jest... to jest świetne- zdziwił się. Wyszedłem z jego biura napisałem SMSa do Carlosa i wsiadłem do auta. Zamknąłem porządnie drzwi rzeby Sylwia nie uciekła i ruszyłem.
-Gdzie jedziemy? -spytała gdy wyjeżdżaliśmy z Los Angeles
-Niespodzianka. Właśnie udowadniam ci że cię kocham- uśmiechnąłem się
-Porywając mnie ? Mało romantyczne- westchnęła. Ułożyła się wygodniej w fotelu i po kilku minutach zasnęła. To nawet dobrze bo czeka nas długa droga...

JOANNA:

Obudziłam się już na normalnej sali w szpitalu. Jestem taka szczęśliwa! Urodziła nam się zdrowa córeczka ^^ Co prawda jest wcześniakiem ale najważniejsze że jest zdrowa. Po chwili do sali wszedł Kendall z butelką wody.
-Hej skarbie- pocałował mnie na przywitanie
-Hej- uśmiechnęłam się
-Jak nazwiemy naszą córeczkę?- spytał Kendall siadając obok mnie
-Nie wiem... może Maya po mojej mamie?- zaproponowałam
-I Kansas... będzie mi przypominać rodzinne strony- stwierdził blondyn
-Kansas Maya Schmidt- powiedziałam na głos a Kendall przytaknął
-No to postanowione- dodałam. Po godzinie pielęgniarka przyniosła małą Kansas do karmienia.
-Ma oczy i włosy po tacie- stwierdziłam przyglądając się jej
-I jest śliczna jak mamusia- wyszczerzył się Schmidt

LOGAN:

Postanowiłem wynagrodzić Justine zaręczyny na porodówce i zabrałem ją na kolację do ekskluzywnej restauracji. Była zachwycona :) Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nie żałuje żadnej chwili spędzonej w jej towarzystwie. Gdy wracaliśmy wieczorem do domu zobiło się bardzo romantycznie. Wchodząc do naszego pokoju pocałowałem rudą namiętnie. Ona zaczęła oddawać moje pocałunki. Po chwili nasze ciuchy znalazły się na podłodze a my w łóżku. Reszta tej nocy to nasza słodka tejemnica ;P

NINA:

Po tym jak Asia urodziła zabrałam Davida i Carlosa i mieliśmy wrócić do domu. Jednak Latynosowi przypomniało się że zostawił telefon w studiu. A więc zajechaliśmy tam. Losek znalazł telefon. Dostał SMSa od Jamesa o treści:

"WYJEŻDŻAM Z SYLWIĄ Z LA. WRACAMY ZA DWA DNI ;)"

Czyżby Maslow coś kombinował? Pech chciał że zachciało mi się siku a do Carlosa zadzwoniła mama. Nie mieliśmy z kim zostawić Davida więc siłą rzeczy dałam go pod opiekę Gustavo. Szybko załatwiłam swoje potrzeby i wróciłam do gabinetu Roque'a . To co tam zastałam dosłownie zwaliło mnie z nóg. Gustavo tańczył Gangam Style w stroju białego królika xD
-Co jest?- zdziwił się Carlos dołanczając do mnie
-No bo ten bachor płakał i chciałem żeby  przestał- zafstydził się Gustavo a my wybuchliśmy śmiechem. Latynos zrobił mu zdjęcie na pamiątke i w końcu ruszyliśmy w drogę do domu. Carlos położył Davida spać a ja przygotowałam nam coś do jedzenia.
-Świetnie gotujesz- stwierdził mój mąż po kolacji
-A dziękuję- pocałowałam go w policzek
-Zmęczona?- spytał patrząc na to jak ziewam
-Mhm- przytaknęłam.
-Co powiesz na wspólną kąpiel? -Latynos zamajtał śmiesznie brwiami
-W sumie... ok- zgodziłam się. To był jednak błąd. Zwykły prysznic wydłużył się z 5 min do godziny xD (domyślacie się o co mi chodzi?). Zmęczeni położyliśmy się w łożku. Już prawie zasnęłam gdy z pokoju Logana i Justine zaczęły dobiegać "dziwne dźwięki". Obudzili tym Davida.
-Śpij, ja pójdę- mruknął mi do ucha Carlos. Nie mogłam jednak zasnąć a Latynos długo nie wracał. Poszłam sprawdzić co się stało. Carlos trzymał Davida na rękach i śpiewał mu kołysanki. Słodki widok.
-Śpi?- spytałam podchodząc bliżej
-Chyba tak- szepnął Pena. Odłożył małego do łóżeczka i wróciliśmy do naszej sypialni. Wtuliłam się w jego ciepły tors i od razu zasnęłam.

Obudziłam się sama w łóżku. Nigdzie nie było widać Carlosa. Ubrałam się szybko i zaczęłam poszukiwania. Znalazłam go w ogrodzie. Pochylał się nad Sydney.
-Hej, coś się stało?- spytałam wystraszona
-Sid... zdycha- wyznał a w jego oczy się zaszkliły. Mój kochany pies umiera... dotarło to do mnie dopiero po kilku minutach. Uklęknęłam koło Carlosa. Byliśmy przy niej i głaskaliśmy ją do samego końca. Obydwoje przy tym płakaliśmy. Sid dużo dla nas znaczyła. Po wszystkim Carlos mocno wtulił się w jej sierść. Pamiętam jak braliśmy ją ze schroniska. Było to krótko po moich urodzinach.. poznaliśmy wtedy Claudię. Jeden pies a tyle zmienił w naszym życiu. Gdy już się jakoś zebraliśmy Carlos wykopał dół w ogrodzie. Pochowaliśmy ją w jej ulubionym miejscu. Zawsze wylegiwała się tam na słońcu. Na jej "grobie" położyłam bukiet świeżo zerwanych kwiatów. Wróciliśmy do domu w smutnych nastrojach. Od razu poleciałam przebrać się na czarno...

***

Rozdział króciutki ale jest. Następny postaram się napisać dłuższy. I co? Jak wam mijają te ostatnie dni wakacji? Mi jakoś tak smutno... ale jedno mogę powiedzieć...TO BYŁY NAJLEPSZE WAKACJE W MOIM ŻYCIU!!!
Jak myślicie? Gdzie James zabiera Sylwię? Piszcie w komentarzach bo jestem ciekawa co wymyślicie ^^
Nie zanudzam was dalej... do napisania,

Nina ;**