sobota, 19 października 2013

Rozdział 62

Rozdział 62

KENDALL:

Po trzech dniach dali mi wypis ze szpitala. Wreszcie mogłem iść odwiedzić Asię. Z tego co mówił Logan to moja ukochana jeszcze się nie obudziła. Ja poparzony popędziłem do sali na której leżała. Nie wyglądała najlepiej. Cała posiniaczona, popodłączana do tych wszystkich sprzętów. Jednak najważniejsze jest to że żyje. Czytałem wczoraj w gazecie, że tylko 30 z 150 osób przeżyło tą katastrofę. Usiadłem obok łóżka i chwyciłem Asię za rękę.
-Będzie dobrze. Musi być dobrze- szepnąłem...

LOGAN:

Nadal nie wiedziałem co dzieje się z Justine. Lekarze nie chcieli mi nic powiedzieć. Latałem więc jak głupi od Asi do Kendalla i na odwrót. W końcu wypisali blondyna i już sam mógł do niej iść. Wkurzyłem się i postanowiłem w końcu się czegoś dowiedzieć. Przebrałem się za lekarza i jak ninja wkradłem się do szpitalnego archiwum. Wynikało z niego że Justine.... jest po przeszczepie serca O.O Czekają teraz na wiadomość czy się przyjął czy muszą szukać kolejnego dawcy. Zdziwiło mnie to strasznie. Nie wiedziałem że z moją narzeczoną było aż tak źle. Nadal w lekkim szoku odłożyłem papiery na miejsce i zdjąłem przebranie lekarza. Będąc już na korytarzu zauważyłem Jamesa. Od czasu wypadku nie odezwał się do nas słowem. Tak naprawdę to nie wiemy co dzieje się z Sylwią, Carlosem i z Niną. Pielęgniarki nie chcą nam udzielić informacji bo "nie jesteśmy nikim z rodziny" i bla bla bla...
-James!- zawołałem przyjaciela jednak on się nie zatrzymał, a co więcej przyspieszył kroku
-James! Stój!- dogoniłem go i zatrzymałem- Co się z tobą dzieje? Co z innymi?- pytałem ale on nadal milczał- Odezwij się w końcu!- potrząsnąłem nim. Szatyn westchnął i podał mi jakiś papier. Gdy podniosłem wzrok znad kartki Maslowa już nie było. Usiadłem w szpitalnej kawiarence i zacząłem czytać. Na pierwszej stronie była historia leczenia Niny a na drugiej akt zgonu.... Sylwii....

*TYDZIEŃ PÓŹNIEJ*

NINA:

Z racji tego że nadal byłam pacjentką szpitalu u Latynosa mogłam  spędzać tylko godzinę dziennie. W ciągu tego tygodnia dużo czasu spędziłam z Jamesem. Polubiłam go jednak wydawał się być ciągle smutny, jakby nie dawał sobie z czymś rady i próbował całkowicie się od tego odciąć. Z racji tego że prawie nic nie pamiętam nie pytałam go o to. Tego dnia odpowiedź miała przyjść sama... po zjedzonym śniadaniu jak zwykle zawieziono mnie do Latynosa. Posiedziałam u niego godzinę, mówiłam do niego, trzymałam za rękę... zawsze gdy się przy nim znalazłam czułam dziwne ukłucie w sercu. Gdy wróciłam do swojej sali James już tam był. Przyniósł mi kilka rzeczy po czym zamknął się w łazience. Długo nie wychodził i zaczynałam się o niego martwić. Podeszłam do drzwi i usłyszałam płakanie dobiegające ze środka. Domyśliłam się o co chodzi i zaczęłam spokojnie mówić:
-Nie ma tam żyletek... ani niczego ostrego.... nie masz czym zrobić sobie krzywdę...- odczekałam chwilę i usłyszałam szuranie.
-James to nic nie da... zapisz się do psychologa on ci pomoże... nie duś tego w sobie bo to tylko pogorszy sprawę- dodałam i drzwi się otwarły. James wtulił się we mnie i rozpłakał jeszcze bardziej. Nie protestowałam bo wiedziałam że to jest mu teraz potrzebne. Po kilkunastu minutach się uspokoił.
-Dziękuję- szepnął
-Nie ma sprawy. Weź sobie moją radę do serca- westchnęłam i wróciłam na szpitalne łóżko.
-Nina.. ty na prawdę niczego nie pamiętasz?- spytał po chwili szatyn
-Zupełnie nic.... czarna dziura w umyśle- przytaknęłam...

*2 tygodnie później*

JUSTINE:

Obudził mnie palący ból na klatce piersiowej. Próbowałam przypomnieć sobie co się stało ale wywołało to tylko ból głowy. Powoli otworzyłam oczy. Poraziło mnie jasne światło. Spróbowałam jeszcze raz. Tym razem było lepiej. Rozejrzałam się dookoła. Prawdopodobnie byłam w szpitalu a przy moim łóżku siedział Logan i trzymał mnie za rękę. Ucieszył się na mój widok. Wstał i pobiegł po lekarza. Po chwili wrócił w jego towarzystwie.
-Jak się pani czuje?- spytał lekarz
-Boli- jęknęłam
-To normalne. Jest pani po przeszczepie serca. Zaraz podamy leki przeciwbólowe. Na szczęście przeszczep się przyjął i powinno być wszystko w porządku. Po wypisaniu pani ze szpitala musi pani brać specjalne leki przeciw odrzutowi- wyjaśnił mi lekarz
-Dziękuję- szepnęłam.
-Jest jeszcze jedna rzecz. Podczas badań wyszło że jest pani w ciąży. Niestety po tak poważnym wypadku można łatwo poronić więc lepiej rzeby  pani na siebie uważała- dodał i wyszedł zostawiając mnie z Loganem sam na sam.
-W...w ciąży?- Henderson cały zbladł. Sama byłam zdziwiona tą wiadomością...

KENDALL:

Siedziałem przy łóżku Asi cały czas. Prawie nic nie jadłem, nie piłem, nie spałem.. W końcu musiałem iść do łazienki. Gdy wróciłem doznałem szoku. Aśka się obudziła! Szybko do niej podbiegłem i chwyciłem ją za rękę.
-Keendall- szepnęła
-Jestem tu kochanie. Już wszystko dobrze- przytuliłem ją i pocałowałem w policzek...

*tydzień później*

NINA:

Dziś wypisują mnie ze szpitala. Będę mogła poznać moich przyjaciół i dłużej być przy Carlosie. Przebrałam się w przyniesione przez Jamesa rzeczy. A propo.. szatyn zgodził się iść do psychologa. Jutro ma pierwszą wizytę. Jestem z niego dumna ^^ Zabrałam torbę i udałam się po papiery do recepcji. Gdy już wszystko otrzymałam podeszła do mnie jakaś kobieta z dziećmi na rękach.
-Bierz mi te bachory! Mam ich dość!- krzyknęła. Podała mi małego chłopca i dziewczynkę oraz torbę z ich rzeczami po czym odeszłam. Nie zdążyłam jej powiedzieć że jej nie znam... a raczej nie pamiętam...

***

Rozdział krótki ale mam nadzieję że się wam podoba ^^
Zapraszam na bloga którego piszę razem z Justą:

- KLIK !!!

No i szantażyk ^^

15 kom = nowy rozdział

(BEZ OSZUSTW TAK JAK OSTATNIO!)

Pozdrawiam,

Nina xoxo

czwartek, 3 października 2013

Rozdział 61

Rozdział 61


Pip

....


Pip

.....


Pip

....


Piiiiiiiiii


.....


-Doktorze, tracimy ją!
-Reanimować!


Pip


......


Pip


....


Pip...


-Udało się. Potrzebny jest przeszczep serca i to jak najszybciej. Mamy jakiegoś dawcę?
-Jest tylko ta druga dziewczyna z tego samego wypadku. Sylwietta Goldie...
-Dajcie tu jej męża. Potrzebna jest zgoda.
-Panie Maslow!
-Tak? O co chodzi doktorze? Coś nie tak z Sylwią? Mogę ją zobaczyć?
-Niestety.. pańska żona nie przeżyje do jutra. Nie uda nam się jej uratować, bo ma zbyt ciężkie obrażenia. Przykro mi. Ja wiem, że to dla pana szok, ale musi pan podjąć ciężką decyzję. Możemy wykonać przeszczep serca pani Sylwii do naszej innej pacjentki, Justine Ravenwood. W ten sposób uratujemy jej życie. Niech pan to przemyśli.
-Ja... Zgoda... mam tylko jedną prośbę... dajcie mi się z nią pożegnać...


*14 godziny wcześniej*

-A teraz! Specjalnie dla państwa wystąpi zespół Big Time Rush!!!!


*Po występie*

Drryń! Drryń!

-Halo?- Carlos odebrał swój telefon. Dzwoniła policja
-Samolot miał wypadek. Pańska małżonka znajduje się w szpitalu w Columbii...- Latynos upuścił iPhona, który rozleciał się na kilka części.
-Co jest?- przestraszył się Kendall
-Samolot się rozwalił.... dziewczyny są w szpitalu w Columbii..- wyjąkał. Cała czwórka wsiadła do samochodu. Łamiąc wszelkie prawa ruchu drogowego dotarli na najbliższe lotnisko. Kupili bilety na najszybszy lot do Stanów i po chwili siedzieli w samolocie, niecierpliwie czekając na start.

*8 hours later*

-Carlos zwolnij! Zaraz się rozbijemy!-krzyczał Schmidt na jadącego z nim Latynosa. Pozostała dwójka jechała innym samochodem. Już tylko jedna ulica dzieliła ich od szpitala. Pena mknął po asfalcie z prędkością światła. Nagle przed nimi pojawiła się jadąca na sygnale karetka. Nastąpiło zderzenie. Carlos i Kendall zostali poważnie poturbowani. Szpital znajdował się za zakrętem to też szybko ich tam przewieziono. Gdy James z Loganem dotarli na miejsce byli zaszokowani. Wszystko się sypie. Od pielęgniarek dowiedzieli się że Sylwia jest reanimowana, Justine przechodzi ciężką operację, Nina i Asia leżą w śpiączce po operacji, Kendall ma zszywane rany a Carlos walczy o życie na stole operacyjnym. Nie wiedzieli co robić dalej. Postanowili się rozdzielić. James został w części szpitala gdzie leżały dziewczyny a Logan pobiegł dowiedzieć się czegoś więcej o chłopakach.

*2 hours later*

-Panie Maslow!- z jednej z sal wybiegła pielęgniarka- Lekarz pana prosi.
-Tak? O co chodzi doktorze? Coś nie tak z Sylwią? Mogę ją zobaczyć?- szatyn wleciał do sali
-Niestety.. pańska żona nie przeżyje do jutra. Nie uda nam się jej uratować, bo ma zbyt ciężkie obrażenia. Przykro mi. Ja wiem, że to dla pana szok, ale musi pan podjąć ciężką decyzję. Możemy wykonać przeszczep serca pani Sylwii do naszej innej pacjentki, Justine Ravenwood. W ten sposób uratujemy jej życie. Niech pan to przemyśli- wyjaśnił lekarz
-Ja... Zgoda... mam tylko jedną prośbę... dajcie mi się z nią pożegnać...- wyjąkał James. Łzy zaczęły spływać mu z policzków. Lekarze zostawili ich samych.
-Sylwia... dziękuję ci za to że ze mna tyle wytrzymałaś. Kocham cię- szatyn złożył na jej ustach pocałunek, prawdopodobnie już ostatni.
-..och...m.. ie...- wszeptała z trudem dziewczyna. Do sali wrócił personel szpitala i wyprosili chłopaka. Wszystko zaczyna się walić... pod szpitalem zebrał się olbrzymi tłum Rushers. Fani nie przestają wspierać swoich idoli nawet w takim momencie...


***


Logan chodził w tą i spowrotem po korytarzu czekając na jakiekolwiek wieści. W końcu z jednej z sal wyszedł lekarz.
-Panie doktorze! Co z moimi przyjaciółmi- szybko do niego podbiegł
-Pan Kendall ma się już dobrze. Wstrząśnienie mózgu i kilka zadrapań to nic wielkiego w porównaniu z panem Peną. Drugi chłopak walczy o życie. Ma liczne krwotoki wewnętrzne i pękniętą czaszkę. Nawet jeśli przeżyje operacje może już nigdy nie wybudzić się ze śpiączki- westchnął doktor
-Dziękuję za informacje. Mogę wejść do Kendalla?
-Oczywiście, ale proszę go nie przemęczać- odparł. Brunet szybko wszedł do sali przyjaciela.
-Logan! Co z Asią?- blondyn poderwał się na jego widok.
-Walczy o życie... tak samo jak reszta dziewczyn i Carlos....- westchnął Henderson
-Kto by pomyślał że w ciągu kilku godzin wszystko może się tak zmienić.. coś czuję że szybko z tąd nie wyjdziemy- przyznał Schmidt
-Oby wsztstko się dobrze skończyło...


*tydzień później*


Krzyk pasażerów, huk spadającego samotolu, ból, ciemność... z trudem otwieram oczy. Już po wszystkim? Jestem w niebie? Oślepia mnie światło. Po chwili przyzwyczajam się do tego. Nie.. to nie jest niebo. Jestem w szpitalu, podłączona do różnych maszyn. Przy moim łóżku siedzi jakiś chłopak. Cały ubrany na czarno. Chyba śpi. Delkatnie dotknęłam jego dłoni. Skrzywiłam się z bólu. Głowa mi zaraz eksploduje! Odczekałam chwilę. Ból ustąpił. Jednak w głowie została sama pustka. Nic nie pamiętam. Nie wiem nawet kim ja jestem. Chłopak zaczął się budzić. Po chwili zorientował się że go obserwuję.
-Nina! Jak dobrze że się obudziłaś- uśmiechnął się lekko
-Jaka Nina? Kim ty jesteś? - zdziwiłam się
-No.. ty masz na imię Nina a ja jestem twoim kuzynem, James. Pamiętasz?- wyjaśnił. Pokiwałam przecząco głową. Wyszłedł z sali i po chwili wrócił z lekarzem.
-Dzień Dobry pani. Jestem Martin, pani lekarz. Jesteśmy w szpitalu, czy pamięta pani co się stało?
-Nie... nic nie pamiętam- odparłam
-No cuż, podejrzewam u pani amnezję. Pamięć wróci po pewnym czasie a na razie niech pani odpoczywa. Jeśli zechce pani odwiedzić męża to proszę iść z panem Jamesem- dodał lekarz i wyszedł. Poprosiłam tego chłopaka aby opowiedział mi coś o mnie. Dowiedziałam się że mój mąż również leży w tym szpitalu a moim synem opiekuje się moja teściowa. Opowiedział o moich przyjaciołach i trochę o mnie.
-Ja... chce zobaczyć Car...Carlosa tak?
-Mhm.. siadaj na wózku. Zaprowadzę cię- posłusznie wykonałam jego polecenie. Zabrałam do ręki kroplówkę i ruszyliśmy. Znaleźliśmy się na Oddziale Intensywnej Terapii. James? Chyba tak.. skręcił do jednej z sal na końcu korytarza. Było tam tylko jendo łóżko na którym leżał Latynos podłączony do różnego rodzaju sprzętu. 
-To on. Miał wypadek samochodowy gdy jechał tu do ciebie- szepnął James przyglądając się przyjacielowi.
-Czy... czy mógłbyś zostawić nas samych?- poprosiłam
-Nie powinienem...- westchnął- ... ale z drugiej strony muszę iść zobaczyć co z resztą- dodał i wyszedł. Zaczęłam uważniej przyglądać się chłopakowi usiłując coś sobie przypomnieć. Jego twarz wydawała mi się znajoma jednak nie mogłam... nie potrafiłam powiedzieć skąd go znam. Z drugiej strony Latynos był całkiem przystojny. Jeżeli to co mówił James jest prawdą to powinnam być z nim szczęśliwa. Gdybym nawet nie odzyskała pamięci to i tak z czasem powinnam go pokochać. Z lekkim wahaniem dotknęłam jego ręki. W głowie pojawiłl mi się pewien obraz. To chyba był nasz ślub. Ten chłopak stał koło księdza w garniturze a ja szłam w jego stronę w pięknej białej sukni. Latynos uśmiechnął się szeroko gdy obok niego stanęłam i... koniec. Znowu pustka. Miałam głupią ochotę dotknąć jego twarzy, idealnych ust... drżącą ręką musnęłam delikatnie jego policzek. Kolejne wspomnienie pojawiło się w mojej głowie. Tym razem było to w schronisku dla psów. Pomogłam mu wybrać pięknego owczarka niemieckiego  o imieniu Sydney. Koniec. Przejechałam palcami po jego pełnych ustach... ujrzałam prawdopodobnie nasz pierwszy raz... czyli to prawda. Ten Latynos jest moim mężem.. szkoda tylko że nie pamiętam nic więcej...

***

Hej Rushers!!! Mamy kolejny rozdział! Trochę dziwny ale jest. Powoli wszystko zaczyna wychodzić na prostą w tym opowiadaniu. Jak to mówią, najgorsze za nami. Rozdział dedykuję Justine która jak widać skutecznie popędzała mnie w jego napisaniu. Nie wiem kiedy następny gdyż iż ponieważ SZKOŁA PONAD WSZYSTKO xD Nie no żart ale nie mam czasu na pisanie. A teraz taki mały szantażyk...

Minimum 15 kom = Nowy Rozdział

Wiem że dacie radę ;D Buziaki,

Nina ;**