wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 68

Nina:

Obudziłam się wtulona w Carlosa. Musiałam zasnąć wczoraj w szpitalu. Powoli zwlokłam się ze szpitalnego łóżka. Byłam jeszcze w piżamie. Jak dobrze, że mam w szpitalu zapasowe ciuchy. Pobiegłam szybko do łazienki się przebrać i trochę ogarnąć. Gdy wracałam do Carlosa przez przypadek na kogoś wpadłam. Tym ktosiem okazał się być Damon.
-I znów na ciebie wpadłam- zaśmiałam się
-Widocznie takie jest nasze przeznaczenie- uśmiechnął się seksownie po czym dodał- Masz ochotę na kawę? Właśnie skończyłem obchód, a tak swoją drogą to ładną masz piżamę- zarumieniłam się, A więc widział jak spałam z Carlosem.
-Wiem, bo moja- palnęłam. Nie wiem czemu, ale przy nim zawsze gadam głupoty- To co z tą kawą?- dodałam szybko
-Za mną proszę- zaprowadził mnie do małego baru w samym środku szpitala. Zamówił dwie kawy i usiedliśmy przy jednym ze stolików.
-Mam dla ciebie dobrą wiadomość- zaczął upijając łyk gorącego napoju- Za dwa dni Carlos może jechać do domu, pod warunkiem, że będzie przestrzegał moich wytycznych.
-To wspaniale! Czyli, że jest coraz lepiej?- dopytywałam
-Jeśli zrobi takie postępy jak minionej nocy to myślę, że za niecały miesiąc będzie zupełnie zdrowy- westchnął
-Świetnie!- ucieszyłam się
-Będę mógł go dogladać bo w przyszłym tygodniu przenoszę się do Los Angeles- dodał
-Dobry pomysł. Tam na pewno zdobędziesz sławę jako chirurg.
-Tak. Mam wrażenie że w tym szpitalu się marnuję. Tam będę miał większe pole do popisu- przytaknął. Wypiłam kawę i wróciłam do Carlosa. Jadł śniadanie.
-Nadal mi nie powiedziałaś jak David tu trafił- zaczął.
-Nie chciałam żebyś się martwił. To pewnie cię zaboli...
-Powiedz- nalegał
-Kiedy byłam odebrać swój wypis, przyszła twoja mama. Dała mi dzieci i wyszła. Tak po prostu. Powiedziała tylko, że ma już dość ich płaczu. Od tamtego czasu jej tu nie widziałam- wytłumaczyłam. Po chwili ciszy Carlos próbował coś powiedzieć ale mu się nie udało. Rozpłakał się. Od razu go przytuliłam. Wiem, że go to zabolało.
-Dlaczego ona mi to robi?- szepnął
-Ciii... będzie dobrze- próbowałam go pocieszyć.
-Przeze mnie musiałaś tak szybko dorosnąć. Gdy się poznaliśmy miałaś zaledwie 17 lat. Tak wiele w życiu przeszłaś a i tak bardziej przejmujesz się innymi niż sobą- stwierdził Latynos
-Za to gdyby nie ty, pewnie dawno załamałabym się po śmierci mamy. No i nie miałabym takiego wspaniałego synka- pocałowałam go

Kendall:

Szczęśliwie dojechaliśmy do domu. Asia zmęczona podróżą  położyła się spać. James zajął się Davidem a ja usypiałem Kansas. To takie kochane dziecko. Moja córeczka ♥ Gdy mała w końcu zasnęła do pokoju wpadł roztrzęśony James.
-Co się stało?- spytałem i przeszliśmy do salonu aby nie obudzić Kansas.
-Zgubiłem Davida! Nina mnie zabije!- panikował. No to mamy problem.
-Jak mogłeś zgubić 4 miesięczne dziecko?- dziwiłem się
-Byłem z nim na spacerze. Siedzieliśmy na  trawie. Odwróciłem się na chwilę a gdy spowrotem spojrzałem obok Davida już nie było!- wyjaśnił
-Przecież nie mógł wyparować!- równierz zaczynałem panikować. Musimy go znaleść zanim Aśka się obudzi!
-Idziemy do parku- zadecydowałem i już nas nie było. James zaprowadził mnie w miejsce gdzie ostatnio widział malucha.
-Ty idź w tamtą stronę a ja pójdę w tą- rozdzieliliśmy się. Przeszukaliśmy każdy centymetr kwadratowy parku a dziecka nigdzie nie było. Usiedliśmy zrezygnowani na trawniku. Kombinowaliśmy co powiedzieć Ninie jak wróci do LA, kiedy usłyszeliśmy śmiech dziecka. Spojrzeliśmy na siebie z nadzieją w oczach. Rzuciliśmy się w krzaki z których dochodził dźwięk. David siedział tam i bawił się z małą kaczką. Odetchnąłem z ulgą. Jamesowi też spadł kamień z serca. Szatyn zabrał Davida na ręce.
-Jak on się tam znalazł?- głowiliśmy się rzez całą drogę do domu. Wkrótce zagadka się rozwikłała. Siedzieliśmy w salonie a mały Pena bawił się piłką. W pewnym momencie zabawka znalazła się w drugim końcu pokoju.  Maluch przekręcił się na brzuch po czym na czworakach przeszedł cały pokój aż do piłki. Patrzyliśmy na to z niedowierzaniem. Kiedy on się tego nauczył?! Gdy pierwszy szok minął, James szybko nakręcił krótki filmik i  wysłał go Ninie. Po chwili otrzymał odpowiedź :

"TO PHOTOSHOP CZY  MOJE DZIECKO JEST GENIUSZEM?"

To niemożliwe, że 4 miesięczny bobas umie już raczkować...

Logan:

Musiałem się dowiedzieć czy to co napisał mi James to prawda. Gdy wysiedliśmy z samolotu postanowiłem zadziałać.
-Rachel?
-Hym?- odparła zabierając swoją walizkę.
-O jakim Loganie pisał James?- spytałem prosto z mostu
-O takim jednym, przystojnym, miłym, przyjacielskim, seksownym szatynie stojącym obok mnie- zarumieniła się
-Hym.. nie widzę tu nikogo pasującego do opisu- zażartowałem. Chyba... chyba już czas zaszyć rany spowodowane śmiercią Justine. Zakochałem się w Rachel i najwyższy czas w to uwierzyć.
-To ty palancie!- walnęła mnie w głowę
-Tylko nie palancie świrusko!- rozgniewałem się
-Osz ty debilu!
-Idiotka!
-Pedał!
-Gdybym był gejem to czy bym się w tobie zakochał?!
-Skoro mnie kochasz to mnie pocałuj!
-Dobra!- odkrzyknąłem i delikatnie ją pocałowałem. Coś czuję, że jeśli to wypali, to będzie to wybuchowy związek.
-To...- zaczęła Rachel gdy się od siebie odsunęliśmy
-Spróbujemy być razem?- spytałem
-Jeśli się nie pozabijamy, to tak- roześmialiśmy się oboje. Chwyciłem ją za rękę i ruszyliśmy w stronę domu.

***

Siema Rushers! Jak po sylwestrze? Żyjecie jeszcze? Niestety muszę wrócić do szantażu...

15  KOM = NOWY ROZDZIAŁ

A co do ślubu Carlosa i Alexy... pozwólcie że zostawię to BEZ KOMENTARZA.

Całuję, Nina xoxo

środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 67

Rozdział 67

NINA:

Weszłam cichutko do sali Carlosa. Mój mąż usypiał Davida.
-Hej kochanie- usiadłam obok nich i dałam im po buziaku.
-Co u Asi?- spytał szeptem aby nie obudzić synka
-Dobrze. Dzisiaj ją wypisują i wraca do LA. Myślałam... może David pojedzie z nimi? Nie chcę żeby pierwsze miesiące życia spędził w szpitalu- zagadnęłam
-Dobrze. Masz rację- posmutniał trochę
-Carlos... wiem, że też chciałbyś już wrócić do domu i żyć tak jak przed wypadkiem, ale zrozum, że cudem jest to, że wogóle żyjesz. Powrót do pełni zdrowia trochę ci zajmie- chwyciłam go za wolną rękę.
-Staram się- zaszkliły mu się oczy
-Hej, nie chcę stracić dawnego Carlosa, zawsze uśmiechniętego, zabawnego, wezołego, z ADHD, troskliwego, wrażliwego optymisty- spojrzałam mu w oczy
-Heh... na prawdę byłem aż tak wspaniały?- uśmiechnął się lekko
-A nawet lepszy- mruknęłam
-Kocham cię- powiedział i nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku.

KENDALL:

Pomogłem Asi spakować wszystkie rzeczy i odebrałem jej wypis. Tak się cieszę, że wszystko jest już dobrze i wracamy do domu! Poszliśmy pożegnać się z Carlosem i Niną a przy okazji zabraliśmy Davida. Miał z nami jechać też James a Logan z Rachel stwierdzili że polecą samolotem. Usiadłem za kierownicą samochodu i po chwili ruszyliśmy w drogę powrotną do domu.

CARLOS:

Szkoda, że nie mogę wrócić do domu razem z synkiem. Mam już dość szpitala! Nina poszła do hotelu. Biedaczka w końcu się wyśpi. Godzinę później przyszedł lekarz- Damon.
- No Carlos, będziesz miał współlokatora- wyszczerzył się. Nawet miły z niego facet. Po chwili do sali wwieżli faceta, na oko w moim wieku, który nie wyglądał za dobrze. Chyba spał.
-Tak jak ty, jest po wypadku. Tyle, że jego żona przestała przychodzić po tygodniu. Koleś na nią nawrzeszczał. Twierdził, że ona na niego nie zasługuje no i dziewczyna wzięła sobie jego słowa do serca. Od miesiąca nie utrzymuje z nim kontaktu- westchnął dr. Salvatore i wyszedł. Przyjrzałem się temu gościowi. Był wysoki i umięśniony. Miał potargane blond włosy i był bardzo blady. Prawie jak wampir. Byłem zmęczony. Ułożyłem się wygodnie i zasnąłem. Obudziły mnie dziwne odgłosy. Spojrzałem w bok. Łóżko tego faceta było oddzielone kotarą. Z tego co zrozumiałem... lekarze chyba go reanimowali.
-Panie Salvatore tracimy go!
-Resporator już!
-1...2...3!
-Nie działa!
-1...2...3! 1...2...3!
-On nie żyje...
-Stwierdzam zgon o godzinie 2:44 rano. Powiadomcie rodzinę.
-On nie ma rodziny. Jego żona przyniosła niedawno papiery rozwodowe i nie chce otrzymywać żadnych informacji o stanie jego zdrowia.
-A więc zawieźcie go do kostnicy- wszyscy wyszli i głosy ucichły. A co.. jeśli mnie czeka to samo jeśli nie zmienię swojego nastawienia? Co jeśli Nina też będzie miała mnie dość i mnie zostawi? Przez głowę przeszły mi najciemniejsze myśli. Chwyciłem szybko telefon i zadzwoniłem po żonę. Bardzo wstrząsnęła mną śmierć tego faceta. 20 min później rozległ się wezask na korytarzu. Nina kłóciła się z pielęgniarkami. Po chwili wleciała do sali jak torpeda.
-Wszystko w porządku?- usiadła obok mnie. Była nieco zdenerwowana.
-Nie. Przed chwilą na moich oczach zmarł facet- mruknąłem i opowiedziałem jej całą historię.
-Wiesz co różni cię od tego kolesia?- spytała a ja kiwnąłem przecząco głową.
-To, że twoja żona nigdy cię nie zostawi. Możesz ćpać, być okropnie wredy, agresywny, możesz mnie bić, zabić wszystkich ludzi na całym śwoecie ale ja i tak będę z tobą- uśmiechnęła się delikatnie
-I dlatego...- zacząłem. Powoli usiadłem. Blizna strasznie bolała ale dało się wytrzymać. Jest znaczmie lepiej niż tydzień temu. -...już nie będę narzekał - odwzajemniłem uśmiech
-Cieszę się- dziewczyna pocałowała mnie namiętnie. Zdjęła buty i położyła się koło mnie.
-Czy ty jesteś w piżamie?- zdziwiłem się
-Nie chciało mi się przebierać- odparła i oboje się zaśmialiśmy. Mam olbrzymie szczęście, że poślubiłem taką wspaniałą dziewczynę jaką jest Nina.

RACHEL:

Rozsiadłam się wygodnie w fotelu. Zaraz startujemy i lecimy do Los Angeles. Tak się cieszę! Od dziecka marzyłam aby tam zamieszkać. Logan siedział koło mnie i pisał SMS-y z Jamesem. Dyskretnie podglądałam całą ich rozmowę..

LOGAN: James, pomocy!
JAMES: Co się stało?
LOGAN: Nie wiem. Coś dziwnego się ze mna dzieje. Nie mogę przestać myśleć o..
JAMES: Uuuu... ktoś tu się zakochał? ^^
LOGAN: Nie prawda! Przecież dopiero co zmarła Justine...
JAMES: Jestem pewien, że chciałaby abyś był szczęśliwy
LOGAN: Może i masz rację
JAMES: Ja zawsze mam rację! A, i przekaż Rachel, że KOCHA LOGANA :P

-Ej! To nie prawda!- krzyknęłam tak głośno, że wszyscy w samolocie się na mnie spojrzeli
-Jaki Logan?- Henderson spojrzał na mnie podejrzanie
-To na pewno zbieg okoliczności, że masz tak na imię- pisnęłam. No świetnie... i jeszcze ten rumieniec na policzkach! Ugh! Odwróciłam się w stronę okna i do końca lotu nie odzywałam się do chłopaka.

***

A więc dodaję obiecany rozdział ;) Co dostaliście pod choinkę? Chwalić mi się w komentarzach! Ja dostałam bluzę z Kukiczo (tą z nazwiskami BTR), sweter, adidasy NEO, 2 pary spodni, puzzle 3D i zestaw do malowania farbami ^^
Następny rozdział postaram się dodać w Sylwestra xd
Jeszcze raz WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!

CZEKAM NA KOMENTARZE! TO NA PRAWDĘ MOTYWUJE DO PISANIA!

Buziaki, Nina ;**

wtorek, 24 grudnia 2013

Xmas

Kochani czytelnicy!
Z okazji tegorocznych świąt Bożego Narodzenia, chciałabym wam życzyć

Zdrowia, szczęścia i miłości
Na Wigili dużo gości,
Mikołaja bogatego,
No i karpia udanego.
Spełnienia wszystkich marzeń i czego tylko sobie zapragniecie,

Nina ;**

     ,*,
  ,*@*,
,*@*@*,
''''"[]'''"''

niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 66

Rozdział 66

MARIA:

Wróciłam do siebie i zaczęłam pakować rzeczy. Polubiłam Jamesa i stwierdziłam, że zamieszkam bliżej nich aby lepiej poznać resztę. Skoro Justine była ich przyjaciółką to może i mnie polubią? Przed wyjazdem poszłam jeszcze na spacer. Przez przypadek na kogoś wpadłam. Podniosłam głowę i ujrzałam Logana.
-Przepraszam. Nie zauważyłam cię- spóściłam głowę.
-Nie szkodzi. Maria tak?
-Tak. A ty Logan?
-Dokładnie. Przejdziemy się?- zaproponował
-Z chęcią- uśmiechnęłam się. Chodziliśmy ulicami miasta ponad godzinę.
-Chciałem przeprosić cię za moje zachowanie na pogrzebie- westchnął
-Rozumiem. W końcu Justine to moja siostra. Mi też było trudno- przytaknęłam.
-Co teraz będziesz robić?- spytał
-Wyjeżdżam wieczorem do Los Angeles i tam poszukam sobie pracy- stwierdziłam
-Oo.. wpadnij do nas jak będziesz miała chwilę czasu. A teraz wybacz ale muszę wracać do szpitala- uśmiechnął się
-Pójdę z tobą. Chcę się pożegnać z Jamesem- stwierdziłam i ruszyliśmy w stronę budynku.

RACHEL:

Ubawiłam się jak nigdy. Goniłam Jamesa z dobrą godzinę po czym padł zmęczony na podłogę. Usiadłam obok niego i wybuchnęliśmy śmiechem.
-Dawno się tak nie bawiłem- westchnął Maslow gdy się opanował
-Polecam się na przyszłość- podałam mu rękę i pomogłam wstać.
-James?- usłyszeliśmy jakiś głos za nami. Odwróciłam się i ujrzałam Logana w towarzystwie czerwonowłosej dziewczyny.
-Maria, tak?- zgadywałam
-Logan?- zdziwił się szatyn na widok przyjaciela
-Ty?- Henderson wskazał na mnie palcem
-Skoro już wszyscy zostali wymienieni to przejdźmy do rzeczy- zaproponowała dziewczyna
-No więc co tu robicie?- spytał James
-Przyszłam się pożegnać. Jutro jadę do Los Angeles- odpowiedziała Maria
-Aaa... no to ten.. przejdziemy się?- zaproponował i odeszli. Uśmiechnęłam się gdy znikli mi z oczu.
-Dowiem się w końcu jak masz na imię?- zagadnął Logan
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła kochany- poklepałam go po ramieniu i ruszyłam do szpitalnego mini baru. Zaczynało burczeć mi w brzuchu. Logan podreptał za mną. Zamówiłam sobie frytki i usiadłam koło Hendersona.
-No więc, skąd znasz Jamesa?- zapytał gdy dostałam swoją porcję frytek.
-Z.. poznaliśmy się u psychologa- odparłam
-Interesujące... czyli nie tylko ja mam problemy?- mruknął
-Mhm.. nie jesteś pępkiem świata- wywaliłam na niego język
-Długo się znacie?- zadał kolejne pytanie
-Jakieś... dwa tygodnie? Tydzień? Nie pamiętam..- machnęłam ręką
-Aham.. kim dla niego jesteś? -wypytywał dalej. Zaksztusiłam się frytką.
-To tylko mój przyjaciel! Odczepcie się wszyscy ode mnie z tą miłością!- wkurzyłam się i wyszłam. Wróciłam się po resztę frytek i spowrotem wyszłam na dwór.

MARIA:

Chodziłam z Jamesem szpitalnymi korytarzami. Rozmawialiśmy dużo, wygłupialiśmy się, zupełnie tak, jakbyśmy znali się od dobrych kilku lat. Zerknęłam na zegarek w telefonie.
-James, muszę już iść- westchnęłam
-Nie możesz zostać jeszcze chwilkę?- spojrzał na mnie błagalnie
-Niestety nie. Pa- odwróciłam się aby odejść ale Maslow chwycił mnie za rękę i przyciągnął spowrotem do siebie.
-Pójdziesz bez pożegnania?- szepnął mi do ucha. Przeszły mnie bardzo przyjemne dreszcze. Przytuliłam go mocno. Zdziwiłam się gdy poczułam jego wargi na swoim policzku. Zarumieniłam się i odeszłam. Tym razem nikt mnie nie zatrzymywał. Wróciłam do swojego mieszkania, zabrałam walizki i pojechałam na lotnisko. Gdy już usiadłam w samolocie i się zrelaksowałam moje myśli mogły swobodnie krążyć wokół Maslowa.

JOANNA:

Karmiłam Kansas, gdy do sali wszedł mój lekarz. Bardzo przystojny lekarz.
-No, myślę że możemy panią wypisać- powiedział gdy przejrzał moją kartę.
-Na prawdę? To wspaniale!- ucieszyłam się
-Może się pani pakować. Za godzinę wypis będzie gotowy do odbioru w recepcji- uśmiechnął się olśniewająco i już miał wyjść gdy ktoś na niego wpadł. Była to blondynka bardzo podobna do Niny.
-Przepraszam- wymamrotała dziewczyna gapiąc się na lekarza
-Nic nie szkodzi- rzekł doktor i wyszedł
-Ale ciachoo!- zapiszczała dziewczyna siadając obok mnie
-Co nie? Nazywa się Damon Salvatore. Słyszałam że przenosi się do szpitala w Los Angeles- mrugnęłam do niej
-Mrrr... ale mniejsza z tym Asiek. Co tam u was?- spytała Nina
-Nic nowego. Wypisują mnie dzisiaj ze szpitala i chyba wróce z Kendallem do domu- westchnęłam odstawiając od Kan (zdrobnienie od Kansas) pustą butelkę.
-James , Logan i Rachel pewnie też z wami pojadą- mruknęła
-Rachel?- zdziwiłam się
-Nowa znajoma chłopaków. Ma z nami zamieszkać- wytłumaczyła mi szybko Nina
-Yhym... dobrze wiedzieć. Co cię gryzie?- spytałam ją widząc jej minę.
-Co? A nie, nic- mruknęła
-Hej, jestem twoją przyjaciółką, powiedz mi co się stało- spojrzałam na nią wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu.
-Martwię się o Carlosa. Myślę... myślę że on ma depresję- wyznała
-On? Nasz Carlos? Według mnie powinien być najszczęśliwszym człowiekiem na świecie! Ma kochającą żonę, wspaniałego synka, jest sławny, ludzie go kochają.  Nie ma powodu do depresji- zdziwiłam się
-No wiem ale... to jest jeszcze dziecko. Zachowuje się jakby miał ADHD i właściwie ciągle jest w ruchu ale teraz jak leży w szpitalu... jest słaby, lekarze każą mu leżeć. Nawet najdrobniejszy ruch sprawia mu ból. Jest zły na siebie, że doprowadził się do takiego stanu i nie może normalnie funkcjonować. Zadręcza się tym, że ja mu pomagam. Myśli, że jest dla mnie problemem i powoli zamyka się w sobie. I jeszcze jego matka...- westchnęła
-Hej, wszystko będzie dobrze. Musisz z nim porozmawiać, wytłumaczyć mu wszystko. Przecież przyżekaliście sobie na ślubie, że będziecie razem w zdrowiu i chorobie- próbowałam ją pocieszyć.
-Dziękuję, że zawsze mogę na ciebie liczyć- przytuliła mnie mocno
-To ja lece. Musze jeszcze porozmawiać z doktorem- uśmiechnęła się delikatnie i wyszła z sali
-No widzisz Kan, jakie to ludzie mają problemy? -uśmiechnęłam się do córeczki.

NINA:

Biegłam korytarzem do pokoju lekarzy i nagle na kogoś wpadłam. Był to ten doktor od Asi.
-Przepraszam. Znowu- zarumieniłam się
-Ależ to bardzo miłe, gdy co chwila wpada na ciebie taka piękna dziewczyna- uśmiechnął się zalotnie
-Oj tam... nie wie pan który lekarz zajmuje się Carlosem Peną?- spytałam
-Tak się składa, że to ja. O co chodzi?- zmróżył oczy
-Chciałam się dowiedzieć co z nim jest. Jakaś poprawa?- powiedziałam z nadzieją w głosie. Pan Salvatore zajrzał do papierów.
-Nieznaczna. Rany goją się prawidłowo, wyniki coraz lepsze ale niestety czeka nas jeszcze długa rechabilitacja i musimy poczekać aż po ranach zostaną tylko blizny żeby zrobić coś więcej- odparł
-Ugh.. a czy jest jakaś szansa że wypiszecie go do domu w następnym tygodniu?- poprosiłam
-Raczej nie. Dopóki wyniki badań nie będą w normie pacjent musi zostać w szpitalu. Później może wypisać się na własne życzenie i leczyć się dalej w domu- wyjaśnił
-Dobrze, rozumiem. Dziękuję doktorze- posmutniałam
-Możemy przejść na ty? Damon jestem- uśmiechnął się zniewalająco
-Nina- podałam mu rękę, którą pocałował jak prawdziwy gentelmen. Zarumieniłam się pnownie.
-Przykro mi ale muszę cię zostawić. Obowiązki wzywają!- powiedział teatralnie i odszedł. Bardzo miły z niego facet i co tu ukrywać, mega przystojny!

***

Hejka! Wracam po długiej nieobecności z nowym rozdziałem. Mam nadzieję, że się wam spodobał ^^ Następny pojawi się po świętach, czyli 26-28 grudnia (o ile będą komentarze). To tyle z mojej strony. Do napisania,

Nina xoxo

PAMIĘTAJCIE!

15 KOM = NOWY ROZDZIAŁ