czwartek, 14 stycznia 2016

Epilog




Jakiś czas później...


Zaniosłam ostatnie pudło na strych. Całe poddasze zabytkowego domu wypełniały teraz kartony różnych rozmiarów. Na każdym z nich napisałam wcześniej odpowiednie cyfry. Miały oznaczać poszczególne daty. Aż łezka w oku się kręci, jeśli człowiek przypomni sobie ile wspomnień znajduje się w każdym z tych kartonów.
-Babciu! Jeszcze to!- po schodach wbiegła moja ukochana wnuczka.
-Dziękuję kochanie- pogłaskałam ją delikatnie po jasnobrązowych włoskach okalających jej uśmiechniętą twarzyczkę. Była bardzo podobna do mamy, choć oczy odziedziczyła po ojcu.
-Co jest w tych wszystkich pudłach?- spytała tonem oczekującym dość wyczerpującej odpowiedzi. Choć miała zaledwie 8 lat, ciekawiło ją wszystko co stanęło na jej drodze. Nigdy nie miała problemu z zadawaniem nawet najdziwniejszych pytań. W przeciwieństwie do jej brata. 5 letni Luke nigdy nie lubił zbyt dużo mówić. Ograniczał się do prostych wypowiedzi.
-Wspomnienia Cassie- uśmiechnęłam się do niej.
-Ale babciu! Przecież wspomnienia ma się w głowie a nie w pudełkach- pouczyła mnie.
-Masz rację, jednak osoba w moim wieku ma już problemy z pamięcią i czasami muszę sobie pomóc zdjęciami lub jakąś pamiątką- roześmiałam się. Oczy dziewczynki momentalnie zrobiły się większe.
-Zdjęcia? Mogę zobaczyć?- ucieszyła się. Moja mała artystka uwielbiała takie rzeczy.
-Kochanie, tego jest tutaj tyle, że będziemy nad tym siedzieć aż do rana- stwierdziłam.
-Proszę!- zrobiła oczka szczeniaczka. Niezawodna sztuczka, zawsze na mnie działała.
-No dobrze, ale idź po dziadka, będzie mi potrzebny, bo dużo z tych rzeczy należy do niego, no i po twoich rodziców, zawsze lubili słuchać naszych opowieści o rodzinie- stwierdziłam.
-A Luke też może przyjść?- dopytywała się dziewczynka
-Oczywiście, że tak Cassie- odparłam. Po paru chwilach cała rodzina siedziała w kółku na podłodze na strychu. Carlos przyniósł koce, a moja synowa zrobiła wszystkim po kubku ciepłej herbaty. Otworzyłam pudło z najstarszą datą i na zmianę z mężem zaczęliśmy opowiadać historię naszego życia.
-Kiedy pierwszy raz zobaczyłem waszą babcię była nieprzytomna. Była kelnerką a jej szef ją zaatakował. Gdyby nie wujek James, Nina nie przeżyłaby nocy...- mówił Latynos. To niesamowite. Przeżyliśmy razem tyle niesamowitych lat, tyle przygód, rozstań, powrotów, smutków, radości, poznaliśmy tyle wspaniałych ludzi, zwiedziliśmy prawie cały świat, a nasza miłość nadal kwitnie. Zerknęłam na roześmianego Carlosa. Zmienił się. Odkąd David, nasz jedyny syn, stał się pełnoletni, Los również dojrzał. Później chłopcy na dobre porzucili swoje muzyczne kariery i zajęli się rodzinami. Kendall, Asia i ich córka na stali się naszą prawdziwą rodziną po tym, jak niespodziewanie David oświadczył się najmłodszej pannie Schmidt. Później urodziły się nam wnuki, Cassie i Luke. James nadal pozostał sobą, choć Maria sprawiła, że stał się nieco bardziej poważny i przestał być lalusiem. Teraz zachwyca się nad urodą ich dwójki synów. Trzeba przyznać, że bliźniaki odziedziczyli najlepsze cechy po ojcu i teraz są gwiazdami modelingu. Logan wraz ze swoją wybranką aktualnie są w Australii. Henderson robi tam studia podyplomowe z medycyny. I tak oto Big Time Rush stało się jedną wielką rodziną. Nasza przyjaźń nigdy nie zniknie, a miłość przetrwa wieki dzięki naszym dzieciom i wnukom.
-Babciu! Masz natychmiast powiedzieć co było dalej!- z zamyślenia wyrwała mnie Cassie.
-Już skarbie, to na czym skończyliśmy...?




KONIEC




***

Witam Was serdecznie w pod tym szczególnym dla mnie postem. Szczególnym pod wieloma względami, bo jest on jednocześnie początkiem jak i końcem. Gdyby ktoś 3 lata temu powiedział mi, że zostanę bloggerką i to w dodatku z tyloma wyświetleniami i komentarzami na blogu, prawdopodobnie wyśmiałabym go. Jednak teraz jestem dokładnie tą osobą. Dzięki temu blogowi o wieeeeeleeee lepiej piszę (co widać porównując chociażby ostatni rozdział z pierwszym), stałam się bardziej otwartą osobą no i uwierzyłam, że moje marzenia na prawdę mogą się spełnić. W każdym razie nie ma bloga bez czytelników więc możecie się wszyscy uważać za współautorów mojego dzieła :) Dlatego też chciałabym Wam serdecznie podziękować ze te wspólnie spędzone 3 lata. Jesteście wspaniali! (daruję sobie szczegółowe wymienianie osób bo zajęło by mi to wieki)
Koniec tego bloga musiał kiedyś nadejść. Stwierdziłam, że teraz jest na to najlepszy moment. Nie chciałam ciągnąć historii Niny w nieskończoność (powiedzmy sobie szczerze, zanudzilibyście się na śmierć, a i mi w końcu brakłoby pomysłów). Myślę, że takie zakończenie jest najlepsze. Wyjaśnia co stało się z bohaterami, a i pozostawia pole do popisu waszej wyobraźni. Mnie osobiście to satysfakcjonuje ;) Nie przedłużając, jeszcze raz dziękuję WAM serdecznie, żegnam i zapraszam na mój profil na wattpadzie, gdyby ktoś był ciekawy co dalej się ze mną dzieje (nie mam zamiaru znikać z internetów!) :D

Dziękuję i żegnam,

Nina Rusherka


wattpad: niebieski_kot

P.S. niedługo pojawi się również osobna notka ze statystykami ;)

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 71

JAMES

Po małym incydeńcie z moją koszulką w roli głównej zostałem okrzyknięty pijakiem tego tygodnia. Super... od zawsze o tym marzyłem! Chciałem zrewanżować się Marii za wczoraj i postanowiłem zaprosić ją na randkę. Jednak nie było to takie proste jak się wydaje. Ta kobieta jest wiecznie zajęta! Odświeżyłem się trochę, ubrałem czystą koszulę i ruszyłem do jej mieszkania. Oczywiście jako największy pechowiec świata musiałem coś sapaprać. Po drodze ochlapał mnie tir i byłem cały w błocie, jakaś starsza pani wychodząca ze sklepu uderzyła mnie drzwiami i nabiła mi guza, na klatce schodowej sprzątaczki myły schody a ja musiałem się poślizgnąć i wywalić. Z kwiatków, które kupiłem zostały same połamane łodygi. W takim stanie zapukałem do drzwi jej mieszkania. Niestety, nikogo nie było w środku. Musiałem czekać cztery godziny aż Maria wróci z pracy. Dziewczyna bardzo zdziwiła się na mój widok. Ze wstydem opowiedziałem jej całą historię, a ona ledwo co powstrzymywała się od śmiechu. Weszliśmy do środka. Maria przyłożyła mi lód do guza na czole aby choć trochę złagodzić ból. Niestety zdążył zrobić się już cały fioletowy.
-Biedak z ciebie- stwierdziła stawiając na stole dwa kubki z kawą. Musiałem przyznać jej rację. Wziąłem kubek do ręki w celu napicia się łyka ale oczywiście zamiast tego cała gorąca kawa wylądowała na moich spodniach. Pisnąłem z bólu.
-Szybko! Ściągaj to!- popędzała mnie dziewczyna. Teraz stałem przed nią w samych bokserkach gdyż koszula również ucierpiała. Dziewczyna podała mi kolejne worki z lodem aby uśmierzyć ból. Po paru minutach nie czułem nic od pasa w dół. To musiało wygladać bardzo śmiesznie.
-No pechowcu, mogę się dowiedzieć po co tu przyszedłeś?- spytała Marysia opanowując napad śmiechu.
-Pomyślałem sobie, że ty może nie chciałabyś może my razem wybralibyśmy się kiedyś spotkać iść na randkę?- wyksztusiłem z siebie. Dziewczyna wybuchnęła jeszcze większym śmiechem.
-Możemy. Wpadnij po mnie dzisiaj o ósmej- opdowiedziała w końcu. Ulżyło mi. W końcu spotkało mnie coś dobrego. Posiedziałem u niej jeszcze trochę bo w końcu musiałem poczekać aż wyschną mi spodnie, i po godzinie wróciłem do domu. Pecha ciąg dalszy nastąpił gdy tylko przekroczyłem drzwi wejściowe. Nadepnąłem na zabawkę Davida i spadłem uderzając głową w półkę. Łuk brwiowy rozcięty, morze krwi na podłodze i mojej twarzy. Na szczęście zauważyła to Nina gotująca coś w kuchni.
-James, co się dzisiaj z tobą dzieje?- jęknęła. Przyłożyła mi chusteczkę do rany aby zatamować krwawienie i zadzwoniła do Damona z wyraźną niechęcią. Kiedy tylko lekarz przyszedł zostawiła nas samych i poszła posprzątać bałagan w salonie.
-Ehh..  trzeba będzie zaszyć ranę- stwierdził lekarz oglądając ją dokładnie.
-Będzie bolało?- przełknąłem ślinę
-Oczywiście. Nie noszę przy sobie zastrzyków ze znieczuleniem, to nie zgodne z prawem. No, chyba że chcesz jechać do szpitala. Za godzinę zaczynam pracę.
-Szyj- zdecydowałem. Po 30 min wszystko było gotowe. Jakoś wytrzymałem ten ból. Akurat Damon kończył zakładać mi opatrunek gdy do kuchni weszła Nina z wiadrem brudnej wody.
-Posprzątane, a ty jak się czujesz?- spojrzała w naszą stronę.
-Zagoi się- odparłem
-Yhm.. nie powinna zostać żadna blizna. Gotowe- dodał Damon i zapadła niezręczna cisza.
-To ja spadam. Mam dzisiaj randkę a wy chyba musicie sobie coś wyjaśnić. Pogadamy później- rzuciłem w stronę Niny i chwiejnym krokiem poszedłem do swojego pokoju. Wykąpałem się porządnie uwarzając aby nie odkleić plastra i ubrałem się elegancko. Ułorzyłem włosy, spryskałem je lakierem, zamaskowałem siniaki delikatnym makijażem i gotowe. Całość nie wyglądała aż tak źle. Mam nadzieję, że to koniec pecha na dziś. Ta randka musi się udać.
-Hej, Carlos! Poźyczysz mi twojego czarnego Jaguara?- podeszłem do Latynosa. Owszem, mam swoje auto, ale samochód Peny bardziej nadaje się na randki. Jest sportowy, czarny, czysty i pięknie prezentuje się nocą. Mari na pewno przypadnie do gustu.
-Jasne! Kluczyki są w garażu- uśmiechną się Los przewijając Davida. Czy ja mówiłem że to koniec pecha? Maluchowi zachciało się siku no i oczywiście wszystko poleciało na moją koszulę. Musiałem szybko się przebrać bo inaczej nie zdążyłbym na ósmą. Maria już na mnie czekała. W dopasowanej czerwonej sukience i z rozpuszczonymi włosami prezentowała się zjawiskowo. Otworzyłem jej drzwi i pomogłem wsiąść do środka. Dopiero teraz do mnie dotarło, że zapomniałem kupić jej kwiatów!
-To gdzie jedziemy?- spytała dziewczyna
-Niespodzianka- uśmiechnąłem się. Podjechaliśmy do luksusowej restauracji z tarasem widokowym. I co? I okazało się że z tego wszystkiego zapomniałem zarezerwować nam stolik na dzisiejszy wieczór. A miało być tak pięknie...
-Przepraszam. To miała być najlepsza randka w twoim życiu a wyszła totalna klapa- westchnąłem gdy wracaliśmy do samochodu.
-Nieszkodzi, mi się podoba bo jestem tu z tobą- uśmiechnęła się szczerze. Może jeszcze nie wszystko stracone?
Moje nadzieje legły w gruzach gdy przy aucie zobaczyłem policję.
-To pana samochód?- spytał jeden z funkcjonariuszy podczas gdy drugi coś zapisywał.
-Nie, przyjaciela, ale pożyczył mi auto na dziś- wyjaśniłem
-Ma pan dokumenty?- spojrzał na mnie. Zacząłem przeszukiwać kieszenie.
-Mogę się dowiedzieć o co chodzi?
-Zaparkował pan w niedozwolonym miejscu- wyjaśnił ten drugi policjant. Przeszukałem wszystkie kieszenie i nic. O nie! Dokumenty musiały mi wypaść gdy w pośpiechu zmieniałem koszulę.
-Nie mam dokumentów- przyznałem
-Rozumiem, w takim razie kolejny mandat i pojadą państwo z nami na komisariat.
-Ale dlaczego?- zdziwiłem się.
-Z komisariatu zadzwonimy do pana kolegi w celu potwierdzenia pańskich zeznań i przeprowadzimy szczegółowe badania gdyż czuć od pana alkohol.
-Alkohol? Jaki alkohol?! Co pan wymyśla?- wkurzyłem się.
-Stawia pan opór? Mamy panu założyć kajdanki?- warknął
-Nie.. jedźmy- poddałem się. Razem z Marią wsiedliśmy do radiowozu. Na komisariacie pożądnie nas przeszukano, spisano zeznania, pobrano odciski palców i przebadano alkomatem. Wyszło mi zero promili. Dopiero teraz przypomniało mi się, że Damon oczyszczał mi ranę spirytusem i pewnie stąd wziął się ten zapach. Zadzwonili także do Carlosa. Miał stąd odebrać auto no i nas.
-Przepraszam za to wszystko. Mam dzisiaj cholernego pecha- zacząłem gdy siedzieliśmy z Marią na korytarzu i czekaliśmy na Latynosa.
-Hej, przecież mówiłam ci że się dobrze bawię. Spełniłeś dzisiaj moje marzenie! Od zawsze chciałam się przejechać radiowozem- uśmiechnęła się po czym mnie pocałowała. Tak! Pocałowała!
-To.. zechcesz zostać moją dziewczyną?- spytałem
-Oczywiście, że tak!- przytuliła mnie. Po godzinie zjawił się Carlos. Chyba nie był zły.
-Stary, przepraszam...- zacząłem ale mi przerwał.
-Nie szkodzi. Każdy ma czasem pechowy dzień. Waźne, że wszystko się wyjaśniło- poklepał mnie po ramieniu. Odwieżliśmy Marię do domu. Pożegnaliśmy się buziakiem i obiecałem jej że następna randka będzie lepsza. Jechaliśmy z Carlosem w ciszy aż w końcu zapytałem:
-Jak Nina?
-Dobrze. Rozmawiała z Damonem. Ponoć wszystko sobie wyjaśnili, on ją przeprosił i już jest ok, jednak ona ostrzegła go że jeszcze jeden taki numer i zadzwoni na policję- odparł zaciskając ręce na kierownicy.
-A ty co na to?
-Nie podoba mi się ten gościu. Gdyby nie to, że jest moim lekarzem i jakby na to nie patrzeć ocalił mi życie, to już dawno leżałby w szpitalu z rozwalonym łbem- wycedził przez zęby. Po chwili jednak dodał już spokojniej- Jednak to Nina ma ostateczny głos. Zrobię to co będzie chciała i co uzna za słuszne. W końcu to ona jest mądrzejsza w naszym małżeństwie. Mnie zbyt często ponoszą emocje.
-I słusznie- przyznałem mu rację.

***

I oto rozdział!
Wszystkiego najlepszego z okazji 2 urodzin tego bloga!
On istnieje dzięki Wam i dlatego to Wam należą się życzenia :)
Dziękuję że wspieraliście mnie przez ten cały czas. Jesteście wspaniali!

Czekam na komentarze i pozdrawiam,

Nina xoxo

niedziela, 17 sierpnia 2014

Info...

No cóż... chyba należą Wam się jakieś przeprosiny prawda? Od lutego nie pojawił się tu żaden rozdział, 19 sierpnia blog kończy 2 LATA. Tak długo... PRZEPRASZAM wszystkich czytających za to, że musicie tak długo czekać na ciąg dalszy opowiadania. Nie, nie zapomniałam o blogu. Myślałam o nim przez cały czas. Mam już nawet do połowy napisany kolejny rozdział. Rozumiem, że pewnie większość osób zrezygnowała z czytania moich wypocin ale tym co zostali DZIĘKUJĘ z całego serca i PROSZĘ o wybaczenie. Ilość wejść na bloga mówi mi, że są tu nowi czytelnicy więc witam w moich skromnych progach. W ramach rekompensaty OBIECUJĘ, że do końca sierpnia tego roku pojawi się nowy rozdział i jednorazówka z okazji 2 urodzin bloga. Mam nadzieję, że choć troszkę w ten sposób wynagrodzę Wam ten czas przez który nic tu się nie pojawiało. Jeszcze raz baaardzoooo PRZEPRASZAM. Dużo przemyślałam nad dalszym losem bohaterów i myślę, że warto było Wam czekać. Także do napisania,

Nina xoxo

P.S. Jeśli ktoś by chciał to zapraszam na moje inne blogi, które są w zakładkach. No i Happy Birthday Carlos ;**

czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 70

Rozdział 70

James:

Obudziłem się na kanapie. Musiałem wczoraj trochę wypić. Sturlałem się z kanapy co okazało się błędem. Na mnie leżała Maria i gdy się ruszyłem ona spadła i teraz ja leżałem na niej. Co dziwniejsze, nie miałem na sobie koszulki.
-Złaź ze mnie debilu- mruknęła dziewczyna zwalając mnie z siebie.
-Sorry. Nie wiedziałem, że na mnie śpisz- jęknąłem. Kac dawał o sobie znać.
-Mamusiu.. ja chcę do domu!- mamrotała Maria. Chyba z nia coś nie tak. Jest bardziej dziwna niż zwykle.
-Wstawaj. Zjemy śniadanie i poszukamy mojej koszulki- westchnąłem siadając. Podreptaliśmy do kuchni. Znalazłem jakieś tabletki na ból głowy, które zażyliśmy. Butelka wody i cisza panująca w domu skutecznie zmniejszyła ból. Nie długo dane nam było się tym cieszyć. Usłyszeliśmy  trzaskające drzwi i krzyki. Po chwili ze schodów jak tornado zbiegli Nina i Carlos.
-No dalej! Biegnij do tego kochasia i zostaw mnie samego z dzieckiem!- wydzierał się Latynos
-Kochasia? Mam ci przypomnieć jak kiedyś zostawiłeś mnie dla Alexy?!
-To było zupełnie coś innego!
-A mi się wydaje że to samo!
-Nie prawda! Ja nie flirtuje z byle jakim lekarzem!
-Uważasz, że jestem puszczalska?
-Nie, nawet tak nie pomyślałem a ty już sobie wyobrażasz niewiadomo co!
-Wychodzę stąd! Mam cię już dość!
-Ja ciebie też!- wrzasnęła Nina i trzaskając drzwiami wyszła z domu.
-Jak ona mnie wkurza- warknał Latynos i wrócił na górę.
-To było lepsze od fimu- stwierdziła Maria wcinając popcorn.
-Ej! Skąd to masz?- spytałem. Zjedliśmy razem śniadanie po czym postanowiłem pogadać z Carlosem. Nie pozwolę żeby tak traktował moją kuzynkę. Zostawiłem Marię samą i udałem się do pokoju Davida. Tak jak podejrzewałem, Latynos siedział przy swoim synu.
-Możemy pogadać?- poprosiłem
-Nie mamy o czym- mruknął
-Co się z wami dzieje? O co poszło?- spytałem .
-Dzisiaj do Los Angeles przyjeżdża mój lekarz. Przeprowadza się tu i okazało się, że będzie mieszkał na tej samej ulicy co my. Napisał SMSa do Niny, że potrzebuje pomocy przy rozpakowywaniu rzeczy a ona oczywiście pobiegła do niego jakby od tego zależało jej życie. Nie podoba mi się to. Ostatnio w szpitalu spędzała z nim więcej czasu niż ze mną! I nie powiedziała mi nawet że David raczkuje- wyżalił się. No ma chłop problem.
-Nie wiedziałem. Przykro mi. Porozmawiam z Niną jak wróci. Chyba nie pozwolisz żeby jakiś doktorek zepsół wasze małżeństwo- poklepałem go po plecach.
-Dzięki stary. Jesteś wspaniałym przyjacielem- przytuliliśmy się po koleżeńsku. Wróciłem do Marii. Usiedliśmy w salonie i oglądaliśmy komedię. Po chwili przyłączył się do nas Carlos. Siedzieliśmy tak aż do wieczora. Nagle do domu wbiegła zapłakana Nina...

Nina:

Stanęłam przed domem Damona. Carlos mocno mnie wkurzył. Rozumiem, jest zazdrosny, ale bez przesady! Zapukałam do drzwi. Po chwili otworzył mi brunet. Dziwnie było mi go zobaczyć w normalnych ciuchach, bez kitla lekarskiego. Zaprosił mnie do środka. Dom był ogromny! Chyba nawet większy od naszego.
-Nie będziesz bał się sam spać w takim wielkim domu?- spytałam z ciekawości
-Nie będę sam- uśmiechnął się tajemniczo po czym zaprowadził mnie do salonu. Na specjalnej poduszcze leżała suczka z pięcioma szczeniaczkami a nieco dalej na kanapie wylegiwał się rudy kot.
-Jakie słodziaki- podeszłam do piesków i pogłaskałam każdego po kolei.
-No więc, na korytarzu są poopisywane pudła. Pomogłabyś mi porozkładać wszystko na pułkach?- poprosił
-Jasne, z przyjemnością- zgodziłam się. Po kilku godzinach wszystko było gotowe. Została aby najwyższa pułka w kuchni. Wspięłam się na blat aby położyć tam kilka słoików. Miałam już schodzić gdy straciłam równowagę. Gdyby nie Damon leżałabym już na podłodze ze złamaną ręką i wstrząsem mózgu.
-Dzięki- odetchnęłam z ulgą. Dopiero teraz poczułam, że brunet złapał mnie za tyłek.
-Możesz mnie już puścić- napomknęłam. Po chwili czułam już grunt pod nogami.
-Nina, muszę ci coś powiedzieć- chłopak strasznie się zdenerwował.
-Tak?- zdziwiłam się.
-Kocham cię- wykrztusił. Nie powiem, odebrało mi mowę. Zaskoczył mnie tym.
-Damon ja mam męża i syna. Lubię cię ale nie aż tak- spróbowałam łagodnie mu to wytłymaczyć. Jego reakcja była okropna. Chwycił karton szklanek i rzucił nim o ścianę. Ze strachu cofnęłam się do tyłu. Wszędzie było pełno szkła. Damon jednym szybkim ruchem przygwoździł mnie do ściany. Jego ręka zaciskała się wokoło mojej szyi pozbawiając mnie tym samym oddechu.
-Dlaczego wszyscy są szczęśliwi a ja nie?! Dlaczego?! Czy tylko ja mam takiego pecha w miłości?!- krzyknął.
-Du..si...sz- wykrztusiłam. Zaczynałam tracić przytomność. Nagle brunet mnie póścił. Upadłam na ziemię. Kożystając z jego nieuwagi poderwałam się szybko i uciekłam z tamtąd. Ze łzami w oczach wpadłam do domu. Rzuciłam się Carloswi w ramiona. Siedział w salonie i oglądał tv. Widząc mnie w takim stanie odwzajemnił uścisk i delikatnie głaskał mnie po włosach .
-Co się stało skarbie?- szepnął mi do ucha gdy przestałam płakać.
-Damon próbował mnie udusić- wytłumaczyłam. Dodałam też, że to przeze mnie się wściekł. Wiedziałam, że Latynos najchętniej by go pobił jednak nie dawał tego po sobie poznać.
-Przepraszam. Miałeś rację- wtuliłam się w niego przypominając sobie naszą poranną kłótnię.
-Zapomnijmy o tym. Już dobrze?- spojrzał mi w oczy
-Tak. Co robi James?- spytałam widząc Maslowa chodzącego w tą i spowrotem po domu.
-Zgubił koszulkę i teraz jej szuka- wytłumaczyła Maria przełączając program w telewizorze.

*Tymczasem na dachu*

Koszulka Jamesa wisi na antenie i powiewa na wietrze.

***

Cześć kochani! No i mamy kolejny rozdział. Nudny i krótki ale to z chwilowego braku weny także wybaczcie. Proszę, komentujcie bo to na prawdę motywuje. Pozdrawiam,

Nina xoxo

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 69 xD

Hejka ludzie! Widzicie numer rozdziału? Hahahah xD Ach te skojarzenia... co powiecie na to aby właśnie pod tą notką pobić rekort bloga w ilości komentarzy? Poprzedni rekord wynosi 24 komy. To jak będzie? Dacie radę 25? Na pewno! Wierzę w was ^^ A tymczasem zapraszam do czytania..

Rozdział 69

2 dni później...

*Carlos*

Dziś nareszcie wychodzę ze szpitala. Bardzo się z tego cieszę! Tylko... mam takie głupie wrażenie, że z Niną jest coś nie tak. Cały czas chodzi taka rozkokarzona i ciągle się uśmiecha. Chyba się od siebie oddalamy.
-No Carlos, gotowy ?- spytał Damon wchodząc do sali. Siedziałem na łóżku i pakowałem reszę rzeczy.
-Tak- westchnąłem. Powoli wstałem i ruszyłem w stronę wyjścia. Nina czekała na mnie przy rejestracji. Miała załatwić wszystkie papiery.
-Możemy jechać?- spytała zabierając ode mnie torbę.
-Tak- mruknąłem. Mimo wszystko nie mam nastroju na rozmowy. Chcę być jaknajszybciej w domu.
-Pamiętaj o zmianie opatrunku co 2 dni. Jak by cię coś bardzo bolało to weź maksymalnie 2 tabletki przeciwbólowe, które ci zapisałem. Nie przmęczaj się, dużo odpoczywaj i nie dźwigaj nic cięższego od twojego syna. Zrozumiano?- pouczył mnie doktor
-Jasne. Możemy już jechać?- spojrzałem błagalnie na Ninę.
-Yhym. Pa Damon! Do zobaczenia w LA- dziewczyna dała mu buziaka w policzek. Wyszliśmy ze szpitala. Na parkingu czekała na nas terenówka wysłana przez Gustavo, który o dziwo bardzo przejął się moim wypadkiem. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy.
-Co to miało być?- warknąłem
-O co ci chodzi? Tylko pożegnałam się z Damonem- westchnęła moja żona.
-Buziakiem?- ciągnąłem dalej
-Tak, a co? Zazdrosny jesteś?- spojrzała na mnie podejrzliwie
-Nie ważne- włożyłem słuchawki do uszu i odpłynąłem w świat muzyki. Do końca drogi nie odezwałem się słowem do Niny. Gdy dojechaliśmy na miejsce szybko wysiadłem z auta. Wszedłem do domu, zdjąłem buty i nie witając się z nikim udałem się do pokoiku Davida. Przytuliłem mocno synka. Bardzo się za nim stęskniłem. Jakie było moje zdziwienie gdy maluch podszedł na czworaka do zabawki. Nagrałem krótki filmik i wstawiłem na Instagram. Ciekawe kiedy on się tego nauczył. Gdy zeszłem na dół Niny już nie było.
-Gdzie jest moja źona?- spytałem Jamesa.
-Wyszła z Asią. Pani Schmidt ma dzisiaj urodziny i robimy imprezę niespodziankę- powiedział wykładając dekoracje z szawki.
-Dobrze wiedzieć- mruknąłem i pomogłem chłopakom w przygotowaniach. Zaprosiliśmy Marię, Rachel i gościa specjalnego. O 18 wszystko było gotowe. Zgasiliśmy światło i czekaliśmy na powrót dziewczyn. Gdy weszły do środka i zapaliły światło wyskoczyliśmy z ukrycia i krzyknęliśmy "Niespodzianka!". Asia była mile zaskoczona. Po kolei każdy złoźył jej życzenia i usiedliśmy przy stole. Tort był przepyszny! Po skończonym posiłku przenieśliśmy się do salonu. Logan postawił na stoliku flaszkę, a James kilka...naście piw. Po paru drinkach dziewczynom zaczęło odwalać. Trzymałem na rękach Davida. Nina usiadła mi na kolana.
-Kocham cię wiesz?- mruknęła
-Wiem, ja ciebie też- odpowiedziałem jej z uśmiechem
-I dowodem waszej miłości jest David- wtrącił się James.
-Cicho bądź- blondynka rzuciła w niego poduszką.
-Nie! Właśnie, że będę mówił!- poderwał się Maslow. Widać wypił trochę za dużo. Zabrał mi Davida i stanął na fotelu.
-Ekhem.. Davidku! Posłuchaj wujka Jamesa... jeśli kiedykolwiek rodzice będą ci wciskali kit o bocianie lub kapuście wiedz że to nieprawda! Tak naprawdę stworzyli cię oni, prawdopodobnie, przed naszą trasą koncertową po świecie!- wygłosił swoją przemowę. Nina była czerwona jak burak.
-Ty weź się lepiej zajmij swoimi sprawami łóżkowymi a nie wtrącaj się w nasze- wywróciłem oczami odbierając synka.
-Właśnie- przytaknęła mi Maria. Zadzwonił dzwonek do drzwi. To pewnie nasz gość specjalny. Kendall wygnał Aśkę aby otworzyła. Po chwili słychać było jej pisk. Weszła do salonu szczęśliwa, a za nią pani w starszym wieku.
-Ludzie poznajcie moją babcię. Babciu to jest Kansas, moja córeczka, Kendalla znasz, to James, Maria, Carlos, jego żona Nina i ich synek David, a to... zaraz... gdzie Logan i Rachel?- przedstawiła nas po kolei.
-Pewnie gwałcą się na górze- wzruszył ramionami James za co dostał w łeb od Marii. Impreza trwała dalej. Kendall włączył muzykę i zaczęły się tańce. Jako pierwszą poprosiłem do tańca starsza panią. Bardzo ją polubiłem. Przypominała mi własną, zmarłą już, babcię. Następnie tańczyłem z Niną. Akurat leciała wolna piosenka. Przybliżyłem się do niej i położyłem ręce na jej biodrach. Im dłużej tańczyliśmy, tym niżej znajdowały się moje dłonie. Zatrzymały się dopiero na pupie mojej żony. Blondyna spojrzała mi w oczy. Po chwili nasze usta złączyły się w pocałunku. Gdy skończyła się piosenka zabrałem Davida. Maluch był już śpiący. Nina szepnęła coś Asi na ucho po czym dołączyła do mnie. Wykąpałem synka, przebrałem w śpioszki i ululałem do snu. Po 15 min spał jak aniołek.
-Co będziemy teraz robić?- Nina przytuliła mnie od tyłu i delikatnie zaczęła całować mnie w szyję.
-No nie wiem. Jakieś pomysły? -odwróciłem się do niej przodem.
-Chyba mam jeden- mruknęła i pozbawiła mnie koszulki. Przejechała palcami po bliźnie. Zapomniałem dzisiaj założyć opatrunek.
-Dasz radę?- spytała poważnie
-Już prawie nie boli- uśmiechnąłem się. Kontunułowaliśmy nasze pocałunki.
-Czekaj. David- wyszeptałem. Wyszliśmy z pokoiku. Na korytarzu przycisnąłem Ninę do ściany i zdjąłem z niej bluzkę. Z sypialni Logana dochodziły dziwne odgłosy. Weszliśmy do naszego pokoju zamykając za sobą drzwi. Przenieśliśmy się na łóżko gdzie pozbyliśmy się reszty garderoby. Dalsza część nocy niech pozostanie naszą słodką tajemnicą ;)

Joanna:

Tak się cieszę, że babcia przyjechała! Najwspanialszy prezent urodzinowy na świecie! Pokazałam babci pokój gdzie może spać. Wróciłam do salonu. James leżał nieprzytomny na kanapie a Maria na nim. Nina z Carlosem będą zajęci przez resztę nocy a Kendall usypia Kansas. Posprzątałam wszystko i udałam się do łazienki. Orzeźwiający prysznic bardzo mi się przydał. Przebrałam się w piżamę po czym ułożyłam się wygodnie w łóżku. Po chwili przyłączył się do mnie Kendall.
-Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent- powiedział po czym wręczył mi małe, podłużne pudełeczko. Była w nim bransoletka z rzemyków, ze srebrną zawieszką w kształcie liter, które układały się w imię "Kendall".
-Jes śliczna, dziękuję- powiedziałam ze łzami w oczach.
-Mam taką samą- pokazał mi swój nadgarstek. Rzeczywiście bransoletka różniła się tylko imieniem. Na jego pisało "Joanna". Podziękowałam mu jeszcze raz namiętnym całusem po czym zmęczona, zasnęłam wtulona w mojego ukochanego...

***

P.S. dziękuję Justine za przepiękny szablon ;**

wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 68

Nina:

Obudziłam się wtulona w Carlosa. Musiałam zasnąć wczoraj w szpitalu. Powoli zwlokłam się ze szpitalnego łóżka. Byłam jeszcze w piżamie. Jak dobrze, że mam w szpitalu zapasowe ciuchy. Pobiegłam szybko do łazienki się przebrać i trochę ogarnąć. Gdy wracałam do Carlosa przez przypadek na kogoś wpadłam. Tym ktosiem okazał się być Damon.
-I znów na ciebie wpadłam- zaśmiałam się
-Widocznie takie jest nasze przeznaczenie- uśmiechnął się seksownie po czym dodał- Masz ochotę na kawę? Właśnie skończyłem obchód, a tak swoją drogą to ładną masz piżamę- zarumieniłam się, A więc widział jak spałam z Carlosem.
-Wiem, bo moja- palnęłam. Nie wiem czemu, ale przy nim zawsze gadam głupoty- To co z tą kawą?- dodałam szybko
-Za mną proszę- zaprowadził mnie do małego baru w samym środku szpitala. Zamówił dwie kawy i usiedliśmy przy jednym ze stolików.
-Mam dla ciebie dobrą wiadomość- zaczął upijając łyk gorącego napoju- Za dwa dni Carlos może jechać do domu, pod warunkiem, że będzie przestrzegał moich wytycznych.
-To wspaniale! Czyli, że jest coraz lepiej?- dopytywałam
-Jeśli zrobi takie postępy jak minionej nocy to myślę, że za niecały miesiąc będzie zupełnie zdrowy- westchnął
-Świetnie!- ucieszyłam się
-Będę mógł go dogladać bo w przyszłym tygodniu przenoszę się do Los Angeles- dodał
-Dobry pomysł. Tam na pewno zdobędziesz sławę jako chirurg.
-Tak. Mam wrażenie że w tym szpitalu się marnuję. Tam będę miał większe pole do popisu- przytaknął. Wypiłam kawę i wróciłam do Carlosa. Jadł śniadanie.
-Nadal mi nie powiedziałaś jak David tu trafił- zaczął.
-Nie chciałam żebyś się martwił. To pewnie cię zaboli...
-Powiedz- nalegał
-Kiedy byłam odebrać swój wypis, przyszła twoja mama. Dała mi dzieci i wyszła. Tak po prostu. Powiedziała tylko, że ma już dość ich płaczu. Od tamtego czasu jej tu nie widziałam- wytłumaczyłam. Po chwili ciszy Carlos próbował coś powiedzieć ale mu się nie udało. Rozpłakał się. Od razu go przytuliłam. Wiem, że go to zabolało.
-Dlaczego ona mi to robi?- szepnął
-Ciii... będzie dobrze- próbowałam go pocieszyć.
-Przeze mnie musiałaś tak szybko dorosnąć. Gdy się poznaliśmy miałaś zaledwie 17 lat. Tak wiele w życiu przeszłaś a i tak bardziej przejmujesz się innymi niż sobą- stwierdził Latynos
-Za to gdyby nie ty, pewnie dawno załamałabym się po śmierci mamy. No i nie miałabym takiego wspaniałego synka- pocałowałam go

Kendall:

Szczęśliwie dojechaliśmy do domu. Asia zmęczona podróżą  położyła się spać. James zajął się Davidem a ja usypiałem Kansas. To takie kochane dziecko. Moja córeczka ♥ Gdy mała w końcu zasnęła do pokoju wpadł roztrzęśony James.
-Co się stało?- spytałem i przeszliśmy do salonu aby nie obudzić Kansas.
-Zgubiłem Davida! Nina mnie zabije!- panikował. No to mamy problem.
-Jak mogłeś zgubić 4 miesięczne dziecko?- dziwiłem się
-Byłem z nim na spacerze. Siedzieliśmy na  trawie. Odwróciłem się na chwilę a gdy spowrotem spojrzałem obok Davida już nie było!- wyjaśnił
-Przecież nie mógł wyparować!- równierz zaczynałem panikować. Musimy go znaleść zanim Aśka się obudzi!
-Idziemy do parku- zadecydowałem i już nas nie było. James zaprowadził mnie w miejsce gdzie ostatnio widział malucha.
-Ty idź w tamtą stronę a ja pójdę w tą- rozdzieliliśmy się. Przeszukaliśmy każdy centymetr kwadratowy parku a dziecka nigdzie nie było. Usiedliśmy zrezygnowani na trawniku. Kombinowaliśmy co powiedzieć Ninie jak wróci do LA, kiedy usłyszeliśmy śmiech dziecka. Spojrzeliśmy na siebie z nadzieją w oczach. Rzuciliśmy się w krzaki z których dochodził dźwięk. David siedział tam i bawił się z małą kaczką. Odetchnąłem z ulgą. Jamesowi też spadł kamień z serca. Szatyn zabrał Davida na ręce.
-Jak on się tam znalazł?- głowiliśmy się rzez całą drogę do domu. Wkrótce zagadka się rozwikłała. Siedzieliśmy w salonie a mały Pena bawił się piłką. W pewnym momencie zabawka znalazła się w drugim końcu pokoju.  Maluch przekręcił się na brzuch po czym na czworakach przeszedł cały pokój aż do piłki. Patrzyliśmy na to z niedowierzaniem. Kiedy on się tego nauczył?! Gdy pierwszy szok minął, James szybko nakręcił krótki filmik i  wysłał go Ninie. Po chwili otrzymał odpowiedź :

"TO PHOTOSHOP CZY  MOJE DZIECKO JEST GENIUSZEM?"

To niemożliwe, że 4 miesięczny bobas umie już raczkować...

Logan:

Musiałem się dowiedzieć czy to co napisał mi James to prawda. Gdy wysiedliśmy z samolotu postanowiłem zadziałać.
-Rachel?
-Hym?- odparła zabierając swoją walizkę.
-O jakim Loganie pisał James?- spytałem prosto z mostu
-O takim jednym, przystojnym, miłym, przyjacielskim, seksownym szatynie stojącym obok mnie- zarumieniła się
-Hym.. nie widzę tu nikogo pasującego do opisu- zażartowałem. Chyba... chyba już czas zaszyć rany spowodowane śmiercią Justine. Zakochałem się w Rachel i najwyższy czas w to uwierzyć.
-To ty palancie!- walnęła mnie w głowę
-Tylko nie palancie świrusko!- rozgniewałem się
-Osz ty debilu!
-Idiotka!
-Pedał!
-Gdybym był gejem to czy bym się w tobie zakochał?!
-Skoro mnie kochasz to mnie pocałuj!
-Dobra!- odkrzyknąłem i delikatnie ją pocałowałem. Coś czuję, że jeśli to wypali, to będzie to wybuchowy związek.
-To...- zaczęła Rachel gdy się od siebie odsunęliśmy
-Spróbujemy być razem?- spytałem
-Jeśli się nie pozabijamy, to tak- roześmialiśmy się oboje. Chwyciłem ją za rękę i ruszyliśmy w stronę domu.

***

Siema Rushers! Jak po sylwestrze? Żyjecie jeszcze? Niestety muszę wrócić do szantażu...

15  KOM = NOWY ROZDZIAŁ

A co do ślubu Carlosa i Alexy... pozwólcie że zostawię to BEZ KOMENTARZA.

Całuję, Nina xoxo

środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 67

Rozdział 67

NINA:

Weszłam cichutko do sali Carlosa. Mój mąż usypiał Davida.
-Hej kochanie- usiadłam obok nich i dałam im po buziaku.
-Co u Asi?- spytał szeptem aby nie obudzić synka
-Dobrze. Dzisiaj ją wypisują i wraca do LA. Myślałam... może David pojedzie z nimi? Nie chcę żeby pierwsze miesiące życia spędził w szpitalu- zagadnęłam
-Dobrze. Masz rację- posmutniał trochę
-Carlos... wiem, że też chciałbyś już wrócić do domu i żyć tak jak przed wypadkiem, ale zrozum, że cudem jest to, że wogóle żyjesz. Powrót do pełni zdrowia trochę ci zajmie- chwyciłam go za wolną rękę.
-Staram się- zaszkliły mu się oczy
-Hej, nie chcę stracić dawnego Carlosa, zawsze uśmiechniętego, zabawnego, wezołego, z ADHD, troskliwego, wrażliwego optymisty- spojrzałam mu w oczy
-Heh... na prawdę byłem aż tak wspaniały?- uśmiechnął się lekko
-A nawet lepszy- mruknęłam
-Kocham cię- powiedział i nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku.

KENDALL:

Pomogłem Asi spakować wszystkie rzeczy i odebrałem jej wypis. Tak się cieszę, że wszystko jest już dobrze i wracamy do domu! Poszliśmy pożegnać się z Carlosem i Niną a przy okazji zabraliśmy Davida. Miał z nami jechać też James a Logan z Rachel stwierdzili że polecą samolotem. Usiadłem za kierownicą samochodu i po chwili ruszyliśmy w drogę powrotną do domu.

CARLOS:

Szkoda, że nie mogę wrócić do domu razem z synkiem. Mam już dość szpitala! Nina poszła do hotelu. Biedaczka w końcu się wyśpi. Godzinę później przyszedł lekarz- Damon.
- No Carlos, będziesz miał współlokatora- wyszczerzył się. Nawet miły z niego facet. Po chwili do sali wwieżli faceta, na oko w moim wieku, który nie wyglądał za dobrze. Chyba spał.
-Tak jak ty, jest po wypadku. Tyle, że jego żona przestała przychodzić po tygodniu. Koleś na nią nawrzeszczał. Twierdził, że ona na niego nie zasługuje no i dziewczyna wzięła sobie jego słowa do serca. Od miesiąca nie utrzymuje z nim kontaktu- westchnął dr. Salvatore i wyszedł. Przyjrzałem się temu gościowi. Był wysoki i umięśniony. Miał potargane blond włosy i był bardzo blady. Prawie jak wampir. Byłem zmęczony. Ułożyłem się wygodnie i zasnąłem. Obudziły mnie dziwne odgłosy. Spojrzałem w bok. Łóżko tego faceta było oddzielone kotarą. Z tego co zrozumiałem... lekarze chyba go reanimowali.
-Panie Salvatore tracimy go!
-Resporator już!
-1...2...3!
-Nie działa!
-1...2...3! 1...2...3!
-On nie żyje...
-Stwierdzam zgon o godzinie 2:44 rano. Powiadomcie rodzinę.
-On nie ma rodziny. Jego żona przyniosła niedawno papiery rozwodowe i nie chce otrzymywać żadnych informacji o stanie jego zdrowia.
-A więc zawieźcie go do kostnicy- wszyscy wyszli i głosy ucichły. A co.. jeśli mnie czeka to samo jeśli nie zmienię swojego nastawienia? Co jeśli Nina też będzie miała mnie dość i mnie zostawi? Przez głowę przeszły mi najciemniejsze myśli. Chwyciłem szybko telefon i zadzwoniłem po żonę. Bardzo wstrząsnęła mną śmierć tego faceta. 20 min później rozległ się wezask na korytarzu. Nina kłóciła się z pielęgniarkami. Po chwili wleciała do sali jak torpeda.
-Wszystko w porządku?- usiadła obok mnie. Była nieco zdenerwowana.
-Nie. Przed chwilą na moich oczach zmarł facet- mruknąłem i opowiedziałem jej całą historię.
-Wiesz co różni cię od tego kolesia?- spytała a ja kiwnąłem przecząco głową.
-To, że twoja żona nigdy cię nie zostawi. Możesz ćpać, być okropnie wredy, agresywny, możesz mnie bić, zabić wszystkich ludzi na całym śwoecie ale ja i tak będę z tobą- uśmiechnęła się delikatnie
-I dlatego...- zacząłem. Powoli usiadłem. Blizna strasznie bolała ale dało się wytrzymać. Jest znaczmie lepiej niż tydzień temu. -...już nie będę narzekał - odwzajemniłem uśmiech
-Cieszę się- dziewczyna pocałowała mnie namiętnie. Zdjęła buty i położyła się koło mnie.
-Czy ty jesteś w piżamie?- zdziwiłem się
-Nie chciało mi się przebierać- odparła i oboje się zaśmialiśmy. Mam olbrzymie szczęście, że poślubiłem taką wspaniałą dziewczynę jaką jest Nina.

RACHEL:

Rozsiadłam się wygodnie w fotelu. Zaraz startujemy i lecimy do Los Angeles. Tak się cieszę! Od dziecka marzyłam aby tam zamieszkać. Logan siedział koło mnie i pisał SMS-y z Jamesem. Dyskretnie podglądałam całą ich rozmowę..

LOGAN: James, pomocy!
JAMES: Co się stało?
LOGAN: Nie wiem. Coś dziwnego się ze mna dzieje. Nie mogę przestać myśleć o..
JAMES: Uuuu... ktoś tu się zakochał? ^^
LOGAN: Nie prawda! Przecież dopiero co zmarła Justine...
JAMES: Jestem pewien, że chciałaby abyś był szczęśliwy
LOGAN: Może i masz rację
JAMES: Ja zawsze mam rację! A, i przekaż Rachel, że KOCHA LOGANA :P

-Ej! To nie prawda!- krzyknęłam tak głośno, że wszyscy w samolocie się na mnie spojrzeli
-Jaki Logan?- Henderson spojrzał na mnie podejrzanie
-To na pewno zbieg okoliczności, że masz tak na imię- pisnęłam. No świetnie... i jeszcze ten rumieniec na policzkach! Ugh! Odwróciłam się w stronę okna i do końca lotu nie odzywałam się do chłopaka.

***

A więc dodaję obiecany rozdział ;) Co dostaliście pod choinkę? Chwalić mi się w komentarzach! Ja dostałam bluzę z Kukiczo (tą z nazwiskami BTR), sweter, adidasy NEO, 2 pary spodni, puzzle 3D i zestaw do malowania farbami ^^
Następny rozdział postaram się dodać w Sylwestra xd
Jeszcze raz WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!

CZEKAM NA KOMENTARZE! TO NA PRAWDĘ MOTYWUJE DO PISANIA!

Buziaki, Nina ;**

wtorek, 24 grudnia 2013

Xmas

Kochani czytelnicy!
Z okazji tegorocznych świąt Bożego Narodzenia, chciałabym wam życzyć

Zdrowia, szczęścia i miłości
Na Wigili dużo gości,
Mikołaja bogatego,
No i karpia udanego.
Spełnienia wszystkich marzeń i czego tylko sobie zapragniecie,

Nina ;**

     ,*,
  ,*@*,
,*@*@*,
''''"[]'''"''

niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 66

Rozdział 66

MARIA:

Wróciłam do siebie i zaczęłam pakować rzeczy. Polubiłam Jamesa i stwierdziłam, że zamieszkam bliżej nich aby lepiej poznać resztę. Skoro Justine była ich przyjaciółką to może i mnie polubią? Przed wyjazdem poszłam jeszcze na spacer. Przez przypadek na kogoś wpadłam. Podniosłam głowę i ujrzałam Logana.
-Przepraszam. Nie zauważyłam cię- spóściłam głowę.
-Nie szkodzi. Maria tak?
-Tak. A ty Logan?
-Dokładnie. Przejdziemy się?- zaproponował
-Z chęcią- uśmiechnęłam się. Chodziliśmy ulicami miasta ponad godzinę.
-Chciałem przeprosić cię za moje zachowanie na pogrzebie- westchnął
-Rozumiem. W końcu Justine to moja siostra. Mi też było trudno- przytaknęłam.
-Co teraz będziesz robić?- spytał
-Wyjeżdżam wieczorem do Los Angeles i tam poszukam sobie pracy- stwierdziłam
-Oo.. wpadnij do nas jak będziesz miała chwilę czasu. A teraz wybacz ale muszę wracać do szpitala- uśmiechnął się
-Pójdę z tobą. Chcę się pożegnać z Jamesem- stwierdziłam i ruszyliśmy w stronę budynku.

RACHEL:

Ubawiłam się jak nigdy. Goniłam Jamesa z dobrą godzinę po czym padł zmęczony na podłogę. Usiadłam obok niego i wybuchnęliśmy śmiechem.
-Dawno się tak nie bawiłem- westchnął Maslow gdy się opanował
-Polecam się na przyszłość- podałam mu rękę i pomogłam wstać.
-James?- usłyszeliśmy jakiś głos za nami. Odwróciłam się i ujrzałam Logana w towarzystwie czerwonowłosej dziewczyny.
-Maria, tak?- zgadywałam
-Logan?- zdziwił się szatyn na widok przyjaciela
-Ty?- Henderson wskazał na mnie palcem
-Skoro już wszyscy zostali wymienieni to przejdźmy do rzeczy- zaproponowała dziewczyna
-No więc co tu robicie?- spytał James
-Przyszłam się pożegnać. Jutro jadę do Los Angeles- odpowiedziała Maria
-Aaa... no to ten.. przejdziemy się?- zaproponował i odeszli. Uśmiechnęłam się gdy znikli mi z oczu.
-Dowiem się w końcu jak masz na imię?- zagadnął Logan
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła kochany- poklepałam go po ramieniu i ruszyłam do szpitalnego mini baru. Zaczynało burczeć mi w brzuchu. Logan podreptał za mną. Zamówiłam sobie frytki i usiadłam koło Hendersona.
-No więc, skąd znasz Jamesa?- zapytał gdy dostałam swoją porcję frytek.
-Z.. poznaliśmy się u psychologa- odparłam
-Interesujące... czyli nie tylko ja mam problemy?- mruknął
-Mhm.. nie jesteś pępkiem świata- wywaliłam na niego język
-Długo się znacie?- zadał kolejne pytanie
-Jakieś... dwa tygodnie? Tydzień? Nie pamiętam..- machnęłam ręką
-Aham.. kim dla niego jesteś? -wypytywał dalej. Zaksztusiłam się frytką.
-To tylko mój przyjaciel! Odczepcie się wszyscy ode mnie z tą miłością!- wkurzyłam się i wyszłam. Wróciłam się po resztę frytek i spowrotem wyszłam na dwór.

MARIA:

Chodziłam z Jamesem szpitalnymi korytarzami. Rozmawialiśmy dużo, wygłupialiśmy się, zupełnie tak, jakbyśmy znali się od dobrych kilku lat. Zerknęłam na zegarek w telefonie.
-James, muszę już iść- westchnęłam
-Nie możesz zostać jeszcze chwilkę?- spojrzał na mnie błagalnie
-Niestety nie. Pa- odwróciłam się aby odejść ale Maslow chwycił mnie za rękę i przyciągnął spowrotem do siebie.
-Pójdziesz bez pożegnania?- szepnął mi do ucha. Przeszły mnie bardzo przyjemne dreszcze. Przytuliłam go mocno. Zdziwiłam się gdy poczułam jego wargi na swoim policzku. Zarumieniłam się i odeszłam. Tym razem nikt mnie nie zatrzymywał. Wróciłam do swojego mieszkania, zabrałam walizki i pojechałam na lotnisko. Gdy już usiadłam w samolocie i się zrelaksowałam moje myśli mogły swobodnie krążyć wokół Maslowa.

JOANNA:

Karmiłam Kansas, gdy do sali wszedł mój lekarz. Bardzo przystojny lekarz.
-No, myślę że możemy panią wypisać- powiedział gdy przejrzał moją kartę.
-Na prawdę? To wspaniale!- ucieszyłam się
-Może się pani pakować. Za godzinę wypis będzie gotowy do odbioru w recepcji- uśmiechnął się olśniewająco i już miał wyjść gdy ktoś na niego wpadł. Była to blondynka bardzo podobna do Niny.
-Przepraszam- wymamrotała dziewczyna gapiąc się na lekarza
-Nic nie szkodzi- rzekł doktor i wyszedł
-Ale ciachoo!- zapiszczała dziewczyna siadając obok mnie
-Co nie? Nazywa się Damon Salvatore. Słyszałam że przenosi się do szpitala w Los Angeles- mrugnęłam do niej
-Mrrr... ale mniejsza z tym Asiek. Co tam u was?- spytała Nina
-Nic nowego. Wypisują mnie dzisiaj ze szpitala i chyba wróce z Kendallem do domu- westchnęłam odstawiając od Kan (zdrobnienie od Kansas) pustą butelkę.
-James , Logan i Rachel pewnie też z wami pojadą- mruknęła
-Rachel?- zdziwiłam się
-Nowa znajoma chłopaków. Ma z nami zamieszkać- wytłumaczyła mi szybko Nina
-Yhym... dobrze wiedzieć. Co cię gryzie?- spytałam ją widząc jej minę.
-Co? A nie, nic- mruknęła
-Hej, jestem twoją przyjaciółką, powiedz mi co się stało- spojrzałam na nią wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu.
-Martwię się o Carlosa. Myślę... myślę że on ma depresję- wyznała
-On? Nasz Carlos? Według mnie powinien być najszczęśliwszym człowiekiem na świecie! Ma kochającą żonę, wspaniałego synka, jest sławny, ludzie go kochają.  Nie ma powodu do depresji- zdziwiłam się
-No wiem ale... to jest jeszcze dziecko. Zachowuje się jakby miał ADHD i właściwie ciągle jest w ruchu ale teraz jak leży w szpitalu... jest słaby, lekarze każą mu leżeć. Nawet najdrobniejszy ruch sprawia mu ból. Jest zły na siebie, że doprowadził się do takiego stanu i nie może normalnie funkcjonować. Zadręcza się tym, że ja mu pomagam. Myśli, że jest dla mnie problemem i powoli zamyka się w sobie. I jeszcze jego matka...- westchnęła
-Hej, wszystko będzie dobrze. Musisz z nim porozmawiać, wytłumaczyć mu wszystko. Przecież przyżekaliście sobie na ślubie, że będziecie razem w zdrowiu i chorobie- próbowałam ją pocieszyć.
-Dziękuję, że zawsze mogę na ciebie liczyć- przytuliła mnie mocno
-To ja lece. Musze jeszcze porozmawiać z doktorem- uśmiechnęła się delikatnie i wyszła z sali
-No widzisz Kan, jakie to ludzie mają problemy? -uśmiechnęłam się do córeczki.

NINA:

Biegłam korytarzem do pokoju lekarzy i nagle na kogoś wpadłam. Był to ten doktor od Asi.
-Przepraszam. Znowu- zarumieniłam się
-Ależ to bardzo miłe, gdy co chwila wpada na ciebie taka piękna dziewczyna- uśmiechnął się zalotnie
-Oj tam... nie wie pan który lekarz zajmuje się Carlosem Peną?- spytałam
-Tak się składa, że to ja. O co chodzi?- zmróżył oczy
-Chciałam się dowiedzieć co z nim jest. Jakaś poprawa?- powiedziałam z nadzieją w głosie. Pan Salvatore zajrzał do papierów.
-Nieznaczna. Rany goją się prawidłowo, wyniki coraz lepsze ale niestety czeka nas jeszcze długa rechabilitacja i musimy poczekać aż po ranach zostaną tylko blizny żeby zrobić coś więcej- odparł
-Ugh.. a czy jest jakaś szansa że wypiszecie go do domu w następnym tygodniu?- poprosiłam
-Raczej nie. Dopóki wyniki badań nie będą w normie pacjent musi zostać w szpitalu. Później może wypisać się na własne życzenie i leczyć się dalej w domu- wyjaśnił
-Dobrze, rozumiem. Dziękuję doktorze- posmutniałam
-Możemy przejść na ty? Damon jestem- uśmiechnął się zniewalająco
-Nina- podałam mu rękę, którą pocałował jak prawdziwy gentelmen. Zarumieniłam się pnownie.
-Przykro mi ale muszę cię zostawić. Obowiązki wzywają!- powiedział teatralnie i odszedł. Bardzo miły z niego facet i co tu ukrywać, mega przystojny!

***

Hejka! Wracam po długiej nieobecności z nowym rozdziałem. Mam nadzieję, że się wam spodobał ^^ Następny pojawi się po świętach, czyli 26-28 grudnia (o ile będą komentarze). To tyle z mojej strony. Do napisania,

Nina xoxo

PAMIĘTAJCIE!

15 KOM = NOWY ROZDZIAŁ

niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 65

Rozdział 65

JAMES:

Długo zastanawiałem się co zrobić z tą kartką. Zadzwonić? Wyrzucić? Dać Loganowi?
-Zadzwoń- odparła Rachel, która od dłuższego czasu mi się przyglądała.
-Co?- wyrwałem się z zamyślenia
-Zadzwoń do niej- ponaglała mnie
-Nie powinienem... ona chciała rozmawiać z Loganem- westchnąłem
-Jednak z tego co widzę on nie jest w stanie tego zrobić- spojrzała przez okno. Podążyłem za jej wzrokiem i ujrzałem bruneta siedzącego samotnie na ławce. Wrak człowieka, aż żal na niego patrzeć.
-Nie zostawie przyjaciela samego- stwierdziłem
-Ja się nim zajmę a ty idź na spotkanie z tą dziewczyną- stwierdziła fioletowo-włosa. Po chwili widziałem już jak siada obok Logana na ławce. Chwyciłem telefon i wystukałem numer zapisany na karteczce. Chwilę się wahałem ale ostatecznie nacisnąłem zieloną słuchawkę. Dziewczyna odebrała niemal że  od razu.
-Halo?
-Cześć to ja. Poznaliśmy się na pogrzebie..
-Logan?
-Nie, James. Ten wyższy.
-Pamiętam. O co chodzi?
-Chciałbym się spotkać i porozmawiać.
-Dobrze. Będę pod szpitalem za 10 min
-W takim razie do zobaczenia- rozłączyłem się. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Udało mi się! Wstałem z krzesła, zabrałem marynarkę i udałem się w stronę wyjścia.

LOGAN:

-Nienawidzę swojego życia- mruknąłem do siebie po raz kolejny. Był przepiękny poranek. Na zewnątrz świeciło słońce, było ciepło, ptaki śpiewały, wszyscy byli szczęśliwi. Usiadłem na ławce w parku i tępo gapiłem się na przechodzące przede mną pary z dziećmi lub bez.
-Ładna pogoda prawda?- odezwał się ktoś po mojej prawej stronie. Nawet nie zauważyłem kiedy usiadła tam fioletowo-włosa dziewczyna. Ta sama, która rozmawiała ze mną na deszczu.
-Znowu ty?- zdziwiłem się
-Jak widać, zranione dusze ciągnie do siebie- wzruszyła ramionami.
-Co ty możesz wiedzieć na ten temat?- mruknąłem
-Bardzo dużo. Mój ojciec zmarł jak miałam 5 lat, a  już były, chłopak przespał się z moją matką po czym oboje wywalili mnie na zbity pysk z domu- powiedziała, o dziwo, z uśmiechem na twarzy.
-Śmieszy cię to?- spytałem
-Fajnie jest sobie wyobrazić od czasu do czasu ja wbijasz nóż w jego serce. Wymyśliłam już chyba z 1000 różnych zemst a każda lepsza od porzedniej. To mnie rozwesela. Patrzenie, nawet w myślach, jak On cierpi gorzej ode mnie- zaśmiała się złowrogo.
-To był żart!- dodała widząc moją minę
-Jesteś wariatką- stwierdziłem
-W dzisiejszych czasach nie przeżyjesz jeśli nie jesteś świrem. Inaczej inni ludzie całkowicie cię zniszczą- westchnęła
-Ike ty masz właściwie lat?- spytałem
-20, no prawie 21. A czemu pytasz?- spojrzała na mnie
-Bo gadasz jakbyś miała co najmniej 100 i wiedziała dosłownie wszystko- odparłem
-Kiedyś chciałam być psychologiem dziecięcym lub przedszkolanką. Ostatecznie zaczęłam studiować prawo i ekonomię jednocześnie ale po roku mi się znudziło. Ostatecznie zostałam tancerką. To jest to co chcę robić w życiu i to mnie uszczęśliwia- wyszczerzyła swoje białe ząbki.
-Aham... może i to głupio zabrzmi ale po każdej rozmowie z tobą czuje się lepiej i zaczynam powoli wierzyć, że wszystko dobrze się poukłada- przyznałem szczerze
-No widzisz! Jednak opłacało mi się studiować psychologię- powiedziała po czym oboje wybuchliśmy śmiechem. Widzę tą dziewczynę drugi raz na oczy, nawet nie wiem jak ma na imię, a czuje się jakby była moją przyjaciółką od wielu, wielu lat.

JAMES:

-All around the world, people want to be love! Yeach! - śpiewała dziewczyna ze słuchawkami w uszach. Podszedłem do niej.
-Hej- uśmiechnąłem się
-Siema- schowała słuchawki i podała mi dłoń, którą pocałowałem jak prawdziwy gentelman
-Tooo... o czym chciałeś pogadać?- spytała
-O Justine- westchnąłem. Udaliśmy się do pobliskiej kawiarni i zamówiliśmy sobie kawę.
-Justine... nie widziałam jej dobre 3 lata- westchnęła
-Dlaczego właściwie straciłyście kontakt?
-Pokłóciłyśmy się. Ona obwiniała mnie o śmierć naszego małego braciszka. Miałam go odebrać z przedszkola i gdy wracaliśmy do domu zdarzył się wypadek. Na przejściu dla pieszych wjechał w nas samochód. Philip nie przeżył a Justa stwierdziła, że to wszystko z mojej winy, że mogłam bardziej uważać- z oczu spłynęły jej łzy. Kelner przyniósł nam zamówione rzeczy.
-To przykre... Philip?
-Tak miał na imię nasz brat. Pewnie dlatego związała się z Loganem Hendersonem- uśmiechnęła się lekko
-Tak, to bardzo możliwe. Kochali się bardzo. Szkoda, że tak szybko odeszła. Nie zdążyli się nawet pobrać- upiłem łyk kawy
-Byli zaręczeni? Nie wiedziałam. W mojej branży słyszy się dużo plotek o gwiazdach ale tego jeszcze nie słyszałam- zdziwiła się
-Tak. Mieli się pobrać wiosną. Gdzie pracujesz jeśli wolno mi wiedzieć?
-Jestem fryzjerką gwiazd. Właściwie to mieszkam w Nowym Jorku ale zastanawiałam się nad przeprowadzką do LA- odparła
-Nowy Jork... moje miasto. Dawno tam nie byłem, a z chęcią odwiedziłbym rodziców- westchnąłem- Przy okazji pomógłbym ci przy przeprowadzce- uśmiechnąłem się
-W takim razie zapraszam- zaśmiała się. Bardzo dobrze się nam rozmawiało. Rachel miała rację, dobrze zrobiłem dzwoniąc do Marii. Późnym wieczorem wróciłem do szpitala. Marrin już na mnie czekała.
-I jak było? Fajna jest? - obsypywała mnie pytaniami
-Było świetnie a Maria to wspaniała dziewczyna- uśmiechnąłem się
-Jesteście parą?- spytała
-Co?! Nie! Nie jestem jeszcze gotowy na kolejny związek- westchnąłem
-Ale ci się pooodooobaaa- zanuciła
-Lepiej mów co z Loganem- zmieniłem szybko temat
-A bardzo dobrze. Ma się już lepiej i nawet zaczął się uśmiechać- odparła
-Czujesz coś do niego?- zamajtałem brwiami
-No chyba cię coś! Ja i on? Chyba po moim trupie!- odpowiedziała nerwowo.
-Rumienisz się. Zakochana para, Logan i Rachel!- wykrzyczałem
-Zamknij się debilu!- rzuciła się na mnie ale uciekłem i tak oto zaczęła się nasza gonitwa po całym szpitalu xD

***

Wydaje mi się że rozdział jest jakiś taki krótki... ale za to, jak nigdy, wspaniale mi się go pisało ^^ kiedy następny? Nie wiem bo w czwartek mam wywiadówkę i może być kiepsko ;/ więc do napisania!

Nina ;***

15 kom = następny rozdział

(O ile nie dostanę kary)