poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 71

JAMES

Po małym incydeńcie z moją koszulką w roli głównej zostałem okrzyknięty pijakiem tego tygodnia. Super... od zawsze o tym marzyłem! Chciałem zrewanżować się Marii za wczoraj i postanowiłem zaprosić ją na randkę. Jednak nie było to takie proste jak się wydaje. Ta kobieta jest wiecznie zajęta! Odświeżyłem się trochę, ubrałem czystą koszulę i ruszyłem do jej mieszkania. Oczywiście jako największy pechowiec świata musiałem coś sapaprać. Po drodze ochlapał mnie tir i byłem cały w błocie, jakaś starsza pani wychodząca ze sklepu uderzyła mnie drzwiami i nabiła mi guza, na klatce schodowej sprzątaczki myły schody a ja musiałem się poślizgnąć i wywalić. Z kwiatków, które kupiłem zostały same połamane łodygi. W takim stanie zapukałem do drzwi jej mieszkania. Niestety, nikogo nie było w środku. Musiałem czekać cztery godziny aż Maria wróci z pracy. Dziewczyna bardzo zdziwiła się na mój widok. Ze wstydem opowiedziałem jej całą historię, a ona ledwo co powstrzymywała się od śmiechu. Weszliśmy do środka. Maria przyłożyła mi lód do guza na czole aby choć trochę złagodzić ból. Niestety zdążył zrobić się już cały fioletowy.
-Biedak z ciebie- stwierdziła stawiając na stole dwa kubki z kawą. Musiałem przyznać jej rację. Wziąłem kubek do ręki w celu napicia się łyka ale oczywiście zamiast tego cała gorąca kawa wylądowała na moich spodniach. Pisnąłem z bólu.
-Szybko! Ściągaj to!- popędzała mnie dziewczyna. Teraz stałem przed nią w samych bokserkach gdyż koszula również ucierpiała. Dziewczyna podała mi kolejne worki z lodem aby uśmierzyć ból. Po paru minutach nie czułem nic od pasa w dół. To musiało wygladać bardzo śmiesznie.
-No pechowcu, mogę się dowiedzieć po co tu przyszedłeś?- spytała Marysia opanowując napad śmiechu.
-Pomyślałem sobie, że ty może nie chciałabyś może my razem wybralibyśmy się kiedyś spotkać iść na randkę?- wyksztusiłem z siebie. Dziewczyna wybuchnęła jeszcze większym śmiechem.
-Możemy. Wpadnij po mnie dzisiaj o ósmej- opdowiedziała w końcu. Ulżyło mi. W końcu spotkało mnie coś dobrego. Posiedziałem u niej jeszcze trochę bo w końcu musiałem poczekać aż wyschną mi spodnie, i po godzinie wróciłem do domu. Pecha ciąg dalszy nastąpił gdy tylko przekroczyłem drzwi wejściowe. Nadepnąłem na zabawkę Davida i spadłem uderzając głową w półkę. Łuk brwiowy rozcięty, morze krwi na podłodze i mojej twarzy. Na szczęście zauważyła to Nina gotująca coś w kuchni.
-James, co się dzisiaj z tobą dzieje?- jęknęła. Przyłożyła mi chusteczkę do rany aby zatamować krwawienie i zadzwoniła do Damona z wyraźną niechęcią. Kiedy tylko lekarz przyszedł zostawiła nas samych i poszła posprzątać bałagan w salonie.
-Ehh..  trzeba będzie zaszyć ranę- stwierdził lekarz oglądając ją dokładnie.
-Będzie bolało?- przełknąłem ślinę
-Oczywiście. Nie noszę przy sobie zastrzyków ze znieczuleniem, to nie zgodne z prawem. No, chyba że chcesz jechać do szpitala. Za godzinę zaczynam pracę.
-Szyj- zdecydowałem. Po 30 min wszystko było gotowe. Jakoś wytrzymałem ten ból. Akurat Damon kończył zakładać mi opatrunek gdy do kuchni weszła Nina z wiadrem brudnej wody.
-Posprzątane, a ty jak się czujesz?- spojrzała w naszą stronę.
-Zagoi się- odparłem
-Yhm.. nie powinna zostać żadna blizna. Gotowe- dodał Damon i zapadła niezręczna cisza.
-To ja spadam. Mam dzisiaj randkę a wy chyba musicie sobie coś wyjaśnić. Pogadamy później- rzuciłem w stronę Niny i chwiejnym krokiem poszedłem do swojego pokoju. Wykąpałem się porządnie uwarzając aby nie odkleić plastra i ubrałem się elegancko. Ułorzyłem włosy, spryskałem je lakierem, zamaskowałem siniaki delikatnym makijażem i gotowe. Całość nie wyglądała aż tak źle. Mam nadzieję, że to koniec pecha na dziś. Ta randka musi się udać.
-Hej, Carlos! Poźyczysz mi twojego czarnego Jaguara?- podeszłem do Latynosa. Owszem, mam swoje auto, ale samochód Peny bardziej nadaje się na randki. Jest sportowy, czarny, czysty i pięknie prezentuje się nocą. Mari na pewno przypadnie do gustu.
-Jasne! Kluczyki są w garażu- uśmiechną się Los przewijając Davida. Czy ja mówiłem że to koniec pecha? Maluchowi zachciało się siku no i oczywiście wszystko poleciało na moją koszulę. Musiałem szybko się przebrać bo inaczej nie zdążyłbym na ósmą. Maria już na mnie czekała. W dopasowanej czerwonej sukience i z rozpuszczonymi włosami prezentowała się zjawiskowo. Otworzyłem jej drzwi i pomogłem wsiąść do środka. Dopiero teraz do mnie dotarło, że zapomniałem kupić jej kwiatów!
-To gdzie jedziemy?- spytała dziewczyna
-Niespodzianka- uśmiechnąłem się. Podjechaliśmy do luksusowej restauracji z tarasem widokowym. I co? I okazało się że z tego wszystkiego zapomniałem zarezerwować nam stolik na dzisiejszy wieczór. A miało być tak pięknie...
-Przepraszam. To miała być najlepsza randka w twoim życiu a wyszła totalna klapa- westchnąłem gdy wracaliśmy do samochodu.
-Nieszkodzi, mi się podoba bo jestem tu z tobą- uśmiechnęła się szczerze. Może jeszcze nie wszystko stracone?
Moje nadzieje legły w gruzach gdy przy aucie zobaczyłem policję.
-To pana samochód?- spytał jeden z funkcjonariuszy podczas gdy drugi coś zapisywał.
-Nie, przyjaciela, ale pożyczył mi auto na dziś- wyjaśniłem
-Ma pan dokumenty?- spojrzał na mnie. Zacząłem przeszukiwać kieszenie.
-Mogę się dowiedzieć o co chodzi?
-Zaparkował pan w niedozwolonym miejscu- wyjaśnił ten drugi policjant. Przeszukałem wszystkie kieszenie i nic. O nie! Dokumenty musiały mi wypaść gdy w pośpiechu zmieniałem koszulę.
-Nie mam dokumentów- przyznałem
-Rozumiem, w takim razie kolejny mandat i pojadą państwo z nami na komisariat.
-Ale dlaczego?- zdziwiłem się.
-Z komisariatu zadzwonimy do pana kolegi w celu potwierdzenia pańskich zeznań i przeprowadzimy szczegółowe badania gdyż czuć od pana alkohol.
-Alkohol? Jaki alkohol?! Co pan wymyśla?- wkurzyłem się.
-Stawia pan opór? Mamy panu założyć kajdanki?- warknął
-Nie.. jedźmy- poddałem się. Razem z Marią wsiedliśmy do radiowozu. Na komisariacie pożądnie nas przeszukano, spisano zeznania, pobrano odciski palców i przebadano alkomatem. Wyszło mi zero promili. Dopiero teraz przypomniało mi się, że Damon oczyszczał mi ranę spirytusem i pewnie stąd wziął się ten zapach. Zadzwonili także do Carlosa. Miał stąd odebrać auto no i nas.
-Przepraszam za to wszystko. Mam dzisiaj cholernego pecha- zacząłem gdy siedzieliśmy z Marią na korytarzu i czekaliśmy na Latynosa.
-Hej, przecież mówiłam ci że się dobrze bawię. Spełniłeś dzisiaj moje marzenie! Od zawsze chciałam się przejechać radiowozem- uśmiechnęła się po czym mnie pocałowała. Tak! Pocałowała!
-To.. zechcesz zostać moją dziewczyną?- spytałem
-Oczywiście, że tak!- przytuliła mnie. Po godzinie zjawił się Carlos. Chyba nie był zły.
-Stary, przepraszam...- zacząłem ale mi przerwał.
-Nie szkodzi. Każdy ma czasem pechowy dzień. Waźne, że wszystko się wyjaśniło- poklepał mnie po ramieniu. Odwieżliśmy Marię do domu. Pożegnaliśmy się buziakiem i obiecałem jej że następna randka będzie lepsza. Jechaliśmy z Carlosem w ciszy aż w końcu zapytałem:
-Jak Nina?
-Dobrze. Rozmawiała z Damonem. Ponoć wszystko sobie wyjaśnili, on ją przeprosił i już jest ok, jednak ona ostrzegła go że jeszcze jeden taki numer i zadzwoni na policję- odparł zaciskając ręce na kierownicy.
-A ty co na to?
-Nie podoba mi się ten gościu. Gdyby nie to, że jest moim lekarzem i jakby na to nie patrzeć ocalił mi życie, to już dawno leżałby w szpitalu z rozwalonym łbem- wycedził przez zęby. Po chwili jednak dodał już spokojniej- Jednak to Nina ma ostateczny głos. Zrobię to co będzie chciała i co uzna za słuszne. W końcu to ona jest mądrzejsza w naszym małżeństwie. Mnie zbyt często ponoszą emocje.
-I słusznie- przyznałem mu rację.

***

I oto rozdział!
Wszystkiego najlepszego z okazji 2 urodzin tego bloga!
On istnieje dzięki Wam i dlatego to Wam należą się życzenia :)
Dziękuję że wspieraliście mnie przez ten cały czas. Jesteście wspaniali!

Czekam na komentarze i pozdrawiam,

Nina xoxo

niedziela, 17 sierpnia 2014

Info...

No cóż... chyba należą Wam się jakieś przeprosiny prawda? Od lutego nie pojawił się tu żaden rozdział, 19 sierpnia blog kończy 2 LATA. Tak długo... PRZEPRASZAM wszystkich czytających za to, że musicie tak długo czekać na ciąg dalszy opowiadania. Nie, nie zapomniałam o blogu. Myślałam o nim przez cały czas. Mam już nawet do połowy napisany kolejny rozdział. Rozumiem, że pewnie większość osób zrezygnowała z czytania moich wypocin ale tym co zostali DZIĘKUJĘ z całego serca i PROSZĘ o wybaczenie. Ilość wejść na bloga mówi mi, że są tu nowi czytelnicy więc witam w moich skromnych progach. W ramach rekompensaty OBIECUJĘ, że do końca sierpnia tego roku pojawi się nowy rozdział i jednorazówka z okazji 2 urodzin bloga. Mam nadzieję, że choć troszkę w ten sposób wynagrodzę Wam ten czas przez który nic tu się nie pojawiało. Jeszcze raz baaardzoooo PRZEPRASZAM. Dużo przemyślałam nad dalszym losem bohaterów i myślę, że warto było Wam czekać. Także do napisania,

Nina xoxo

P.S. Jeśli ktoś by chciał to zapraszam na moje inne blogi, które są w zakładkach. No i Happy Birthday Carlos ;**

czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 70

Rozdział 70

James:

Obudziłem się na kanapie. Musiałem wczoraj trochę wypić. Sturlałem się z kanapy co okazało się błędem. Na mnie leżała Maria i gdy się ruszyłem ona spadła i teraz ja leżałem na niej. Co dziwniejsze, nie miałem na sobie koszulki.
-Złaź ze mnie debilu- mruknęła dziewczyna zwalając mnie z siebie.
-Sorry. Nie wiedziałem, że na mnie śpisz- jęknąłem. Kac dawał o sobie znać.
-Mamusiu.. ja chcę do domu!- mamrotała Maria. Chyba z nia coś nie tak. Jest bardziej dziwna niż zwykle.
-Wstawaj. Zjemy śniadanie i poszukamy mojej koszulki- westchnąłem siadając. Podreptaliśmy do kuchni. Znalazłem jakieś tabletki na ból głowy, które zażyliśmy. Butelka wody i cisza panująca w domu skutecznie zmniejszyła ból. Nie długo dane nam było się tym cieszyć. Usłyszeliśmy  trzaskające drzwi i krzyki. Po chwili ze schodów jak tornado zbiegli Nina i Carlos.
-No dalej! Biegnij do tego kochasia i zostaw mnie samego z dzieckiem!- wydzierał się Latynos
-Kochasia? Mam ci przypomnieć jak kiedyś zostawiłeś mnie dla Alexy?!
-To było zupełnie coś innego!
-A mi się wydaje że to samo!
-Nie prawda! Ja nie flirtuje z byle jakim lekarzem!
-Uważasz, że jestem puszczalska?
-Nie, nawet tak nie pomyślałem a ty już sobie wyobrażasz niewiadomo co!
-Wychodzę stąd! Mam cię już dość!
-Ja ciebie też!- wrzasnęła Nina i trzaskając drzwiami wyszła z domu.
-Jak ona mnie wkurza- warknał Latynos i wrócił na górę.
-To było lepsze od fimu- stwierdziła Maria wcinając popcorn.
-Ej! Skąd to masz?- spytałem. Zjedliśmy razem śniadanie po czym postanowiłem pogadać z Carlosem. Nie pozwolę żeby tak traktował moją kuzynkę. Zostawiłem Marię samą i udałem się do pokoju Davida. Tak jak podejrzewałem, Latynos siedział przy swoim synu.
-Możemy pogadać?- poprosiłem
-Nie mamy o czym- mruknął
-Co się z wami dzieje? O co poszło?- spytałem .
-Dzisiaj do Los Angeles przyjeżdża mój lekarz. Przeprowadza się tu i okazało się, że będzie mieszkał na tej samej ulicy co my. Napisał SMSa do Niny, że potrzebuje pomocy przy rozpakowywaniu rzeczy a ona oczywiście pobiegła do niego jakby od tego zależało jej życie. Nie podoba mi się to. Ostatnio w szpitalu spędzała z nim więcej czasu niż ze mną! I nie powiedziała mi nawet że David raczkuje- wyżalił się. No ma chłop problem.
-Nie wiedziałem. Przykro mi. Porozmawiam z Niną jak wróci. Chyba nie pozwolisz żeby jakiś doktorek zepsół wasze małżeństwo- poklepałem go po plecach.
-Dzięki stary. Jesteś wspaniałym przyjacielem- przytuliliśmy się po koleżeńsku. Wróciłem do Marii. Usiedliśmy w salonie i oglądaliśmy komedię. Po chwili przyłączył się do nas Carlos. Siedzieliśmy tak aż do wieczora. Nagle do domu wbiegła zapłakana Nina...

Nina:

Stanęłam przed domem Damona. Carlos mocno mnie wkurzył. Rozumiem, jest zazdrosny, ale bez przesady! Zapukałam do drzwi. Po chwili otworzył mi brunet. Dziwnie było mi go zobaczyć w normalnych ciuchach, bez kitla lekarskiego. Zaprosił mnie do środka. Dom był ogromny! Chyba nawet większy od naszego.
-Nie będziesz bał się sam spać w takim wielkim domu?- spytałam z ciekawości
-Nie będę sam- uśmiechnął się tajemniczo po czym zaprowadził mnie do salonu. Na specjalnej poduszcze leżała suczka z pięcioma szczeniaczkami a nieco dalej na kanapie wylegiwał się rudy kot.
-Jakie słodziaki- podeszłam do piesków i pogłaskałam każdego po kolei.
-No więc, na korytarzu są poopisywane pudła. Pomogłabyś mi porozkładać wszystko na pułkach?- poprosił
-Jasne, z przyjemnością- zgodziłam się. Po kilku godzinach wszystko było gotowe. Została aby najwyższa pułka w kuchni. Wspięłam się na blat aby położyć tam kilka słoików. Miałam już schodzić gdy straciłam równowagę. Gdyby nie Damon leżałabym już na podłodze ze złamaną ręką i wstrząsem mózgu.
-Dzięki- odetchnęłam z ulgą. Dopiero teraz poczułam, że brunet złapał mnie za tyłek.
-Możesz mnie już puścić- napomknęłam. Po chwili czułam już grunt pod nogami.
-Nina, muszę ci coś powiedzieć- chłopak strasznie się zdenerwował.
-Tak?- zdziwiłam się.
-Kocham cię- wykrztusił. Nie powiem, odebrało mi mowę. Zaskoczył mnie tym.
-Damon ja mam męża i syna. Lubię cię ale nie aż tak- spróbowałam łagodnie mu to wytłymaczyć. Jego reakcja była okropna. Chwycił karton szklanek i rzucił nim o ścianę. Ze strachu cofnęłam się do tyłu. Wszędzie było pełno szkła. Damon jednym szybkim ruchem przygwoździł mnie do ściany. Jego ręka zaciskała się wokoło mojej szyi pozbawiając mnie tym samym oddechu.
-Dlaczego wszyscy są szczęśliwi a ja nie?! Dlaczego?! Czy tylko ja mam takiego pecha w miłości?!- krzyknął.
-Du..si...sz- wykrztusiłam. Zaczynałam tracić przytomność. Nagle brunet mnie póścił. Upadłam na ziemię. Kożystając z jego nieuwagi poderwałam się szybko i uciekłam z tamtąd. Ze łzami w oczach wpadłam do domu. Rzuciłam się Carloswi w ramiona. Siedział w salonie i oglądał tv. Widząc mnie w takim stanie odwzajemnił uścisk i delikatnie głaskał mnie po włosach .
-Co się stało skarbie?- szepnął mi do ucha gdy przestałam płakać.
-Damon próbował mnie udusić- wytłumaczyłam. Dodałam też, że to przeze mnie się wściekł. Wiedziałam, że Latynos najchętniej by go pobił jednak nie dawał tego po sobie poznać.
-Przepraszam. Miałeś rację- wtuliłam się w niego przypominając sobie naszą poranną kłótnię.
-Zapomnijmy o tym. Już dobrze?- spojrzał mi w oczy
-Tak. Co robi James?- spytałam widząc Maslowa chodzącego w tą i spowrotem po domu.
-Zgubił koszulkę i teraz jej szuka- wytłumaczyła Maria przełączając program w telewizorze.

*Tymczasem na dachu*

Koszulka Jamesa wisi na antenie i powiewa na wietrze.

***

Cześć kochani! No i mamy kolejny rozdział. Nudny i krótki ale to z chwilowego braku weny także wybaczcie. Proszę, komentujcie bo to na prawdę motywuje. Pozdrawiam,

Nina xoxo

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 69 xD

Hejka ludzie! Widzicie numer rozdziału? Hahahah xD Ach te skojarzenia... co powiecie na to aby właśnie pod tą notką pobić rekort bloga w ilości komentarzy? Poprzedni rekord wynosi 24 komy. To jak będzie? Dacie radę 25? Na pewno! Wierzę w was ^^ A tymczasem zapraszam do czytania..

Rozdział 69

2 dni później...

*Carlos*

Dziś nareszcie wychodzę ze szpitala. Bardzo się z tego cieszę! Tylko... mam takie głupie wrażenie, że z Niną jest coś nie tak. Cały czas chodzi taka rozkokarzona i ciągle się uśmiecha. Chyba się od siebie oddalamy.
-No Carlos, gotowy ?- spytał Damon wchodząc do sali. Siedziałem na łóżku i pakowałem reszę rzeczy.
-Tak- westchnąłem. Powoli wstałem i ruszyłem w stronę wyjścia. Nina czekała na mnie przy rejestracji. Miała załatwić wszystkie papiery.
-Możemy jechać?- spytała zabierając ode mnie torbę.
-Tak- mruknąłem. Mimo wszystko nie mam nastroju na rozmowy. Chcę być jaknajszybciej w domu.
-Pamiętaj o zmianie opatrunku co 2 dni. Jak by cię coś bardzo bolało to weź maksymalnie 2 tabletki przeciwbólowe, które ci zapisałem. Nie przmęczaj się, dużo odpoczywaj i nie dźwigaj nic cięższego od twojego syna. Zrozumiano?- pouczył mnie doktor
-Jasne. Możemy już jechać?- spojrzałem błagalnie na Ninę.
-Yhym. Pa Damon! Do zobaczenia w LA- dziewczyna dała mu buziaka w policzek. Wyszliśmy ze szpitala. Na parkingu czekała na nas terenówka wysłana przez Gustavo, który o dziwo bardzo przejął się moim wypadkiem. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy.
-Co to miało być?- warknąłem
-O co ci chodzi? Tylko pożegnałam się z Damonem- westchnęła moja żona.
-Buziakiem?- ciągnąłem dalej
-Tak, a co? Zazdrosny jesteś?- spojrzała na mnie podejrzliwie
-Nie ważne- włożyłem słuchawki do uszu i odpłynąłem w świat muzyki. Do końca drogi nie odezwałem się słowem do Niny. Gdy dojechaliśmy na miejsce szybko wysiadłem z auta. Wszedłem do domu, zdjąłem buty i nie witając się z nikim udałem się do pokoiku Davida. Przytuliłem mocno synka. Bardzo się za nim stęskniłem. Jakie było moje zdziwienie gdy maluch podszedł na czworaka do zabawki. Nagrałem krótki filmik i wstawiłem na Instagram. Ciekawe kiedy on się tego nauczył. Gdy zeszłem na dół Niny już nie było.
-Gdzie jest moja źona?- spytałem Jamesa.
-Wyszła z Asią. Pani Schmidt ma dzisiaj urodziny i robimy imprezę niespodziankę- powiedział wykładając dekoracje z szawki.
-Dobrze wiedzieć- mruknąłem i pomogłem chłopakom w przygotowaniach. Zaprosiliśmy Marię, Rachel i gościa specjalnego. O 18 wszystko było gotowe. Zgasiliśmy światło i czekaliśmy na powrót dziewczyn. Gdy weszły do środka i zapaliły światło wyskoczyliśmy z ukrycia i krzyknęliśmy "Niespodzianka!". Asia była mile zaskoczona. Po kolei każdy złoźył jej życzenia i usiedliśmy przy stole. Tort był przepyszny! Po skończonym posiłku przenieśliśmy się do salonu. Logan postawił na stoliku flaszkę, a James kilka...naście piw. Po paru drinkach dziewczynom zaczęło odwalać. Trzymałem na rękach Davida. Nina usiadła mi na kolana.
-Kocham cię wiesz?- mruknęła
-Wiem, ja ciebie też- odpowiedziałem jej z uśmiechem
-I dowodem waszej miłości jest David- wtrącił się James.
-Cicho bądź- blondynka rzuciła w niego poduszką.
-Nie! Właśnie, że będę mówił!- poderwał się Maslow. Widać wypił trochę za dużo. Zabrał mi Davida i stanął na fotelu.
-Ekhem.. Davidku! Posłuchaj wujka Jamesa... jeśli kiedykolwiek rodzice będą ci wciskali kit o bocianie lub kapuście wiedz że to nieprawda! Tak naprawdę stworzyli cię oni, prawdopodobnie, przed naszą trasą koncertową po świecie!- wygłosił swoją przemowę. Nina była czerwona jak burak.
-Ty weź się lepiej zajmij swoimi sprawami łóżkowymi a nie wtrącaj się w nasze- wywróciłem oczami odbierając synka.
-Właśnie- przytaknęła mi Maria. Zadzwonił dzwonek do drzwi. To pewnie nasz gość specjalny. Kendall wygnał Aśkę aby otworzyła. Po chwili słychać było jej pisk. Weszła do salonu szczęśliwa, a za nią pani w starszym wieku.
-Ludzie poznajcie moją babcię. Babciu to jest Kansas, moja córeczka, Kendalla znasz, to James, Maria, Carlos, jego żona Nina i ich synek David, a to... zaraz... gdzie Logan i Rachel?- przedstawiła nas po kolei.
-Pewnie gwałcą się na górze- wzruszył ramionami James za co dostał w łeb od Marii. Impreza trwała dalej. Kendall włączył muzykę i zaczęły się tańce. Jako pierwszą poprosiłem do tańca starsza panią. Bardzo ją polubiłem. Przypominała mi własną, zmarłą już, babcię. Następnie tańczyłem z Niną. Akurat leciała wolna piosenka. Przybliżyłem się do niej i położyłem ręce na jej biodrach. Im dłużej tańczyliśmy, tym niżej znajdowały się moje dłonie. Zatrzymały się dopiero na pupie mojej żony. Blondyna spojrzała mi w oczy. Po chwili nasze usta złączyły się w pocałunku. Gdy skończyła się piosenka zabrałem Davida. Maluch był już śpiący. Nina szepnęła coś Asi na ucho po czym dołączyła do mnie. Wykąpałem synka, przebrałem w śpioszki i ululałem do snu. Po 15 min spał jak aniołek.
-Co będziemy teraz robić?- Nina przytuliła mnie od tyłu i delikatnie zaczęła całować mnie w szyję.
-No nie wiem. Jakieś pomysły? -odwróciłem się do niej przodem.
-Chyba mam jeden- mruknęła i pozbawiła mnie koszulki. Przejechała palcami po bliźnie. Zapomniałem dzisiaj założyć opatrunek.
-Dasz radę?- spytała poważnie
-Już prawie nie boli- uśmiechnąłem się. Kontunułowaliśmy nasze pocałunki.
-Czekaj. David- wyszeptałem. Wyszliśmy z pokoiku. Na korytarzu przycisnąłem Ninę do ściany i zdjąłem z niej bluzkę. Z sypialni Logana dochodziły dziwne odgłosy. Weszliśmy do naszego pokoju zamykając za sobą drzwi. Przenieśliśmy się na łóżko gdzie pozbyliśmy się reszty garderoby. Dalsza część nocy niech pozostanie naszą słodką tajemnicą ;)

Joanna:

Tak się cieszę, że babcia przyjechała! Najwspanialszy prezent urodzinowy na świecie! Pokazałam babci pokój gdzie może spać. Wróciłam do salonu. James leżał nieprzytomny na kanapie a Maria na nim. Nina z Carlosem będą zajęci przez resztę nocy a Kendall usypia Kansas. Posprzątałam wszystko i udałam się do łazienki. Orzeźwiający prysznic bardzo mi się przydał. Przebrałam się w piżamę po czym ułożyłam się wygodnie w łóżku. Po chwili przyłączył się do mnie Kendall.
-Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent- powiedział po czym wręczył mi małe, podłużne pudełeczko. Była w nim bransoletka z rzemyków, ze srebrną zawieszką w kształcie liter, które układały się w imię "Kendall".
-Jes śliczna, dziękuję- powiedziałam ze łzami w oczach.
-Mam taką samą- pokazał mi swój nadgarstek. Rzeczywiście bransoletka różniła się tylko imieniem. Na jego pisało "Joanna". Podziękowałam mu jeszcze raz namiętnym całusem po czym zmęczona, zasnęłam wtulona w mojego ukochanego...

***

P.S. dziękuję Justine za przepiękny szablon ;**