Rozdział 62
KENDALL:
Po trzech dniach dali mi wypis ze szpitala. Wreszcie mogłem iść odwiedzić Asię. Z tego co mówił Logan to moja ukochana jeszcze się nie obudziła. Ja poparzony popędziłem do sali na której leżała. Nie wyglądała najlepiej. Cała posiniaczona, popodłączana do tych wszystkich sprzętów. Jednak najważniejsze jest to że żyje. Czytałem wczoraj w gazecie, że tylko 30 z 150 osób przeżyło tą katastrofę. Usiadłem obok łóżka i chwyciłem Asię za rękę.
-Będzie dobrze. Musi być dobrze- szepnąłem...
LOGAN:
Nadal nie wiedziałem co dzieje się z Justine. Lekarze nie chcieli mi nic powiedzieć. Latałem więc jak głupi od Asi do Kendalla i na odwrót. W końcu wypisali blondyna i już sam mógł do niej iść. Wkurzyłem się i postanowiłem w końcu się czegoś dowiedzieć. Przebrałem się za lekarza i jak ninja wkradłem się do szpitalnego archiwum. Wynikało z niego że Justine.... jest po przeszczepie serca O.O Czekają teraz na wiadomość czy się przyjął czy muszą szukać kolejnego dawcy. Zdziwiło mnie to strasznie. Nie wiedziałem że z moją narzeczoną było aż tak źle. Nadal w lekkim szoku odłożyłem papiery na miejsce i zdjąłem przebranie lekarza. Będąc już na korytarzu zauważyłem Jamesa. Od czasu wypadku nie odezwał się do nas słowem. Tak naprawdę to nie wiemy co dzieje się z Sylwią, Carlosem i z Niną. Pielęgniarki nie chcą nam udzielić informacji bo "nie jesteśmy nikim z rodziny" i bla bla bla...
-James!- zawołałem przyjaciela jednak on się nie zatrzymał, a co więcej przyspieszył kroku
-James! Stój!- dogoniłem go i zatrzymałem- Co się z tobą dzieje? Co z innymi?- pytałem ale on nadal milczał- Odezwij się w końcu!- potrząsnąłem nim. Szatyn westchnął i podał mi jakiś papier. Gdy podniosłem wzrok znad kartki Maslowa już nie było. Usiadłem w szpitalnej kawiarence i zacząłem czytać. Na pierwszej stronie była historia leczenia Niny a na drugiej akt zgonu.... Sylwii....
*TYDZIEŃ PÓŹNIEJ*
NINA:
Z racji tego że nadal byłam pacjentką szpitalu u Latynosa mogłam spędzać tylko godzinę dziennie. W ciągu tego tygodnia dużo czasu spędziłam z Jamesem. Polubiłam go jednak wydawał się być ciągle smutny, jakby nie dawał sobie z czymś rady i próbował całkowicie się od tego odciąć. Z racji tego że prawie nic nie pamiętam nie pytałam go o to. Tego dnia odpowiedź miała przyjść sama... po zjedzonym śniadaniu jak zwykle zawieziono mnie do Latynosa. Posiedziałam u niego godzinę, mówiłam do niego, trzymałam za rękę... zawsze gdy się przy nim znalazłam czułam dziwne ukłucie w sercu. Gdy wróciłam do swojej sali James już tam był. Przyniósł mi kilka rzeczy po czym zamknął się w łazience. Długo nie wychodził i zaczynałam się o niego martwić. Podeszłam do drzwi i usłyszałam płakanie dobiegające ze środka. Domyśliłam się o co chodzi i zaczęłam spokojnie mówić:
-Nie ma tam żyletek... ani niczego ostrego.... nie masz czym zrobić sobie krzywdę...- odczekałam chwilę i usłyszałam szuranie.
-James to nic nie da... zapisz się do psychologa on ci pomoże... nie duś tego w sobie bo to tylko pogorszy sprawę- dodałam i drzwi się otwarły. James wtulił się we mnie i rozpłakał jeszcze bardziej. Nie protestowałam bo wiedziałam że to jest mu teraz potrzebne. Po kilkunastu minutach się uspokoił.
-Dziękuję- szepnął
-Nie ma sprawy. Weź sobie moją radę do serca- westchnęłam i wróciłam na szpitalne łóżko.
-Nina.. ty na prawdę niczego nie pamiętasz?- spytał po chwili szatyn
-Zupełnie nic.... czarna dziura w umyśle- przytaknęłam...
*2 tygodnie później*
JUSTINE:
Obudził mnie palący ból na klatce piersiowej. Próbowałam przypomnieć sobie co się stało ale wywołało to tylko ból głowy. Powoli otworzyłam oczy. Poraziło mnie jasne światło. Spróbowałam jeszcze raz. Tym razem było lepiej. Rozejrzałam się dookoła. Prawdopodobnie byłam w szpitalu a przy moim łóżku siedział Logan i trzymał mnie za rękę. Ucieszył się na mój widok. Wstał i pobiegł po lekarza. Po chwili wrócił w jego towarzystwie.
-Jak się pani czuje?- spytał lekarz
-Boli- jęknęłam
-To normalne. Jest pani po przeszczepie serca. Zaraz podamy leki przeciwbólowe. Na szczęście przeszczep się przyjął i powinno być wszystko w porządku. Po wypisaniu pani ze szpitala musi pani brać specjalne leki przeciw odrzutowi- wyjaśnił mi lekarz
-Dziękuję- szepnęłam.
-Jest jeszcze jedna rzecz. Podczas badań wyszło że jest pani w ciąży. Niestety po tak poważnym wypadku można łatwo poronić więc lepiej rzeby pani na siebie uważała- dodał i wyszedł zostawiając mnie z Loganem sam na sam.
-W...w ciąży?- Henderson cały zbladł. Sama byłam zdziwiona tą wiadomością...
KENDALL:
Siedziałem przy łóżku Asi cały czas. Prawie nic nie jadłem, nie piłem, nie spałem.. W końcu musiałem iść do łazienki. Gdy wróciłem doznałem szoku. Aśka się obudziła! Szybko do niej podbiegłem i chwyciłem ją za rękę.
-Keendall- szepnęła
-Jestem tu kochanie. Już wszystko dobrze- przytuliłem ją i pocałowałem w policzek...
*tydzień później*
NINA:
Dziś wypisują mnie ze szpitala. Będę mogła poznać moich przyjaciół i dłużej być przy Carlosie. Przebrałam się w przyniesione przez Jamesa rzeczy. A propo.. szatyn zgodził się iść do psychologa. Jutro ma pierwszą wizytę. Jestem z niego dumna ^^ Zabrałam torbę i udałam się po papiery do recepcji. Gdy już wszystko otrzymałam podeszła do mnie jakaś kobieta z dziećmi na rękach.
-Bierz mi te bachory! Mam ich dość!- krzyknęła. Podała mi małego chłopca i dziewczynkę oraz torbę z ich rzeczami po czym odeszłam. Nie zdążyłam jej powiedzieć że jej nie znam... a raczej nie pamiętam...
***
Rozdział krótki ale mam nadzieję że się wam podoba ^^
Zapraszam na bloga którego piszę razem z Justą:
No i szantażyk ^^
15 kom = nowy rozdział
(BEZ OSZUSTW TAK JAK OSTATNIO!)
Pozdrawiam,
Nina xoxo