czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 70

Rozdział 70

James:

Obudziłem się na kanapie. Musiałem wczoraj trochę wypić. Sturlałem się z kanapy co okazało się błędem. Na mnie leżała Maria i gdy się ruszyłem ona spadła i teraz ja leżałem na niej. Co dziwniejsze, nie miałem na sobie koszulki.
-Złaź ze mnie debilu- mruknęła dziewczyna zwalając mnie z siebie.
-Sorry. Nie wiedziałem, że na mnie śpisz- jęknąłem. Kac dawał o sobie znać.
-Mamusiu.. ja chcę do domu!- mamrotała Maria. Chyba z nia coś nie tak. Jest bardziej dziwna niż zwykle.
-Wstawaj. Zjemy śniadanie i poszukamy mojej koszulki- westchnąłem siadając. Podreptaliśmy do kuchni. Znalazłem jakieś tabletki na ból głowy, które zażyliśmy. Butelka wody i cisza panująca w domu skutecznie zmniejszyła ból. Nie długo dane nam było się tym cieszyć. Usłyszeliśmy  trzaskające drzwi i krzyki. Po chwili ze schodów jak tornado zbiegli Nina i Carlos.
-No dalej! Biegnij do tego kochasia i zostaw mnie samego z dzieckiem!- wydzierał się Latynos
-Kochasia? Mam ci przypomnieć jak kiedyś zostawiłeś mnie dla Alexy?!
-To było zupełnie coś innego!
-A mi się wydaje że to samo!
-Nie prawda! Ja nie flirtuje z byle jakim lekarzem!
-Uważasz, że jestem puszczalska?
-Nie, nawet tak nie pomyślałem a ty już sobie wyobrażasz niewiadomo co!
-Wychodzę stąd! Mam cię już dość!
-Ja ciebie też!- wrzasnęła Nina i trzaskając drzwiami wyszła z domu.
-Jak ona mnie wkurza- warknał Latynos i wrócił na górę.
-To było lepsze od fimu- stwierdziła Maria wcinając popcorn.
-Ej! Skąd to masz?- spytałem. Zjedliśmy razem śniadanie po czym postanowiłem pogadać z Carlosem. Nie pozwolę żeby tak traktował moją kuzynkę. Zostawiłem Marię samą i udałem się do pokoju Davida. Tak jak podejrzewałem, Latynos siedział przy swoim synu.
-Możemy pogadać?- poprosiłem
-Nie mamy o czym- mruknął
-Co się z wami dzieje? O co poszło?- spytałem .
-Dzisiaj do Los Angeles przyjeżdża mój lekarz. Przeprowadza się tu i okazało się, że będzie mieszkał na tej samej ulicy co my. Napisał SMSa do Niny, że potrzebuje pomocy przy rozpakowywaniu rzeczy a ona oczywiście pobiegła do niego jakby od tego zależało jej życie. Nie podoba mi się to. Ostatnio w szpitalu spędzała z nim więcej czasu niż ze mną! I nie powiedziała mi nawet że David raczkuje- wyżalił się. No ma chłop problem.
-Nie wiedziałem. Przykro mi. Porozmawiam z Niną jak wróci. Chyba nie pozwolisz żeby jakiś doktorek zepsół wasze małżeństwo- poklepałem go po plecach.
-Dzięki stary. Jesteś wspaniałym przyjacielem- przytuliliśmy się po koleżeńsku. Wróciłem do Marii. Usiedliśmy w salonie i oglądaliśmy komedię. Po chwili przyłączył się do nas Carlos. Siedzieliśmy tak aż do wieczora. Nagle do domu wbiegła zapłakana Nina...

Nina:

Stanęłam przed domem Damona. Carlos mocno mnie wkurzył. Rozumiem, jest zazdrosny, ale bez przesady! Zapukałam do drzwi. Po chwili otworzył mi brunet. Dziwnie było mi go zobaczyć w normalnych ciuchach, bez kitla lekarskiego. Zaprosił mnie do środka. Dom był ogromny! Chyba nawet większy od naszego.
-Nie będziesz bał się sam spać w takim wielkim domu?- spytałam z ciekawości
-Nie będę sam- uśmiechnął się tajemniczo po czym zaprowadził mnie do salonu. Na specjalnej poduszcze leżała suczka z pięcioma szczeniaczkami a nieco dalej na kanapie wylegiwał się rudy kot.
-Jakie słodziaki- podeszłam do piesków i pogłaskałam każdego po kolei.
-No więc, na korytarzu są poopisywane pudła. Pomogłabyś mi porozkładać wszystko na pułkach?- poprosił
-Jasne, z przyjemnością- zgodziłam się. Po kilku godzinach wszystko było gotowe. Została aby najwyższa pułka w kuchni. Wspięłam się na blat aby położyć tam kilka słoików. Miałam już schodzić gdy straciłam równowagę. Gdyby nie Damon leżałabym już na podłodze ze złamaną ręką i wstrząsem mózgu.
-Dzięki- odetchnęłam z ulgą. Dopiero teraz poczułam, że brunet złapał mnie za tyłek.
-Możesz mnie już puścić- napomknęłam. Po chwili czułam już grunt pod nogami.
-Nina, muszę ci coś powiedzieć- chłopak strasznie się zdenerwował.
-Tak?- zdziwiłam się.
-Kocham cię- wykrztusił. Nie powiem, odebrało mi mowę. Zaskoczył mnie tym.
-Damon ja mam męża i syna. Lubię cię ale nie aż tak- spróbowałam łagodnie mu to wytłymaczyć. Jego reakcja była okropna. Chwycił karton szklanek i rzucił nim o ścianę. Ze strachu cofnęłam się do tyłu. Wszędzie było pełno szkła. Damon jednym szybkim ruchem przygwoździł mnie do ściany. Jego ręka zaciskała się wokoło mojej szyi pozbawiając mnie tym samym oddechu.
-Dlaczego wszyscy są szczęśliwi a ja nie?! Dlaczego?! Czy tylko ja mam takiego pecha w miłości?!- krzyknął.
-Du..si...sz- wykrztusiłam. Zaczynałam tracić przytomność. Nagle brunet mnie póścił. Upadłam na ziemię. Kożystając z jego nieuwagi poderwałam się szybko i uciekłam z tamtąd. Ze łzami w oczach wpadłam do domu. Rzuciłam się Carloswi w ramiona. Siedział w salonie i oglądał tv. Widząc mnie w takim stanie odwzajemnił uścisk i delikatnie głaskał mnie po włosach .
-Co się stało skarbie?- szepnął mi do ucha gdy przestałam płakać.
-Damon próbował mnie udusić- wytłumaczyłam. Dodałam też, że to przeze mnie się wściekł. Wiedziałam, że Latynos najchętniej by go pobił jednak nie dawał tego po sobie poznać.
-Przepraszam. Miałeś rację- wtuliłam się w niego przypominając sobie naszą poranną kłótnię.
-Zapomnijmy o tym. Już dobrze?- spojrzał mi w oczy
-Tak. Co robi James?- spytałam widząc Maslowa chodzącego w tą i spowrotem po domu.
-Zgubił koszulkę i teraz jej szuka- wytłumaczyła Maria przełączając program w telewizorze.

*Tymczasem na dachu*

Koszulka Jamesa wisi na antenie i powiewa na wietrze.

***

Cześć kochani! No i mamy kolejny rozdział. Nudny i krótki ale to z chwilowego braku weny także wybaczcie. Proszę, komentujcie bo to na prawdę motywuje. Pozdrawiam,

Nina xoxo