niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 65

Rozdział 65

JAMES:

Długo zastanawiałem się co zrobić z tą kartką. Zadzwonić? Wyrzucić? Dać Loganowi?
-Zadzwoń- odparła Rachel, która od dłuższego czasu mi się przyglądała.
-Co?- wyrwałem się z zamyślenia
-Zadzwoń do niej- ponaglała mnie
-Nie powinienem... ona chciała rozmawiać z Loganem- westchnąłem
-Jednak z tego co widzę on nie jest w stanie tego zrobić- spojrzała przez okno. Podążyłem za jej wzrokiem i ujrzałem bruneta siedzącego samotnie na ławce. Wrak człowieka, aż żal na niego patrzeć.
-Nie zostawie przyjaciela samego- stwierdziłem
-Ja się nim zajmę a ty idź na spotkanie z tą dziewczyną- stwierdziła fioletowo-włosa. Po chwili widziałem już jak siada obok Logana na ławce. Chwyciłem telefon i wystukałem numer zapisany na karteczce. Chwilę się wahałem ale ostatecznie nacisnąłem zieloną słuchawkę. Dziewczyna odebrała niemal że  od razu.
-Halo?
-Cześć to ja. Poznaliśmy się na pogrzebie..
-Logan?
-Nie, James. Ten wyższy.
-Pamiętam. O co chodzi?
-Chciałbym się spotkać i porozmawiać.
-Dobrze. Będę pod szpitalem za 10 min
-W takim razie do zobaczenia- rozłączyłem się. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Udało mi się! Wstałem z krzesła, zabrałem marynarkę i udałem się w stronę wyjścia.

LOGAN:

-Nienawidzę swojego życia- mruknąłem do siebie po raz kolejny. Był przepiękny poranek. Na zewnątrz świeciło słońce, było ciepło, ptaki śpiewały, wszyscy byli szczęśliwi. Usiadłem na ławce w parku i tępo gapiłem się na przechodzące przede mną pary z dziećmi lub bez.
-Ładna pogoda prawda?- odezwał się ktoś po mojej prawej stronie. Nawet nie zauważyłem kiedy usiadła tam fioletowo-włosa dziewczyna. Ta sama, która rozmawiała ze mną na deszczu.
-Znowu ty?- zdziwiłem się
-Jak widać, zranione dusze ciągnie do siebie- wzruszyła ramionami.
-Co ty możesz wiedzieć na ten temat?- mruknąłem
-Bardzo dużo. Mój ojciec zmarł jak miałam 5 lat, a  już były, chłopak przespał się z moją matką po czym oboje wywalili mnie na zbity pysk z domu- powiedziała, o dziwo, z uśmiechem na twarzy.
-Śmieszy cię to?- spytałem
-Fajnie jest sobie wyobrazić od czasu do czasu ja wbijasz nóż w jego serce. Wymyśliłam już chyba z 1000 różnych zemst a każda lepsza od porzedniej. To mnie rozwesela. Patrzenie, nawet w myślach, jak On cierpi gorzej ode mnie- zaśmiała się złowrogo.
-To był żart!- dodała widząc moją minę
-Jesteś wariatką- stwierdziłem
-W dzisiejszych czasach nie przeżyjesz jeśli nie jesteś świrem. Inaczej inni ludzie całkowicie cię zniszczą- westchnęła
-Ike ty masz właściwie lat?- spytałem
-20, no prawie 21. A czemu pytasz?- spojrzała na mnie
-Bo gadasz jakbyś miała co najmniej 100 i wiedziała dosłownie wszystko- odparłem
-Kiedyś chciałam być psychologiem dziecięcym lub przedszkolanką. Ostatecznie zaczęłam studiować prawo i ekonomię jednocześnie ale po roku mi się znudziło. Ostatecznie zostałam tancerką. To jest to co chcę robić w życiu i to mnie uszczęśliwia- wyszczerzyła swoje białe ząbki.
-Aham... może i to głupio zabrzmi ale po każdej rozmowie z tobą czuje się lepiej i zaczynam powoli wierzyć, że wszystko dobrze się poukłada- przyznałem szczerze
-No widzisz! Jednak opłacało mi się studiować psychologię- powiedziała po czym oboje wybuchliśmy śmiechem. Widzę tą dziewczynę drugi raz na oczy, nawet nie wiem jak ma na imię, a czuje się jakby była moją przyjaciółką od wielu, wielu lat.

JAMES:

-All around the world, people want to be love! Yeach! - śpiewała dziewczyna ze słuchawkami w uszach. Podszedłem do niej.
-Hej- uśmiechnąłem się
-Siema- schowała słuchawki i podała mi dłoń, którą pocałowałem jak prawdziwy gentelman
-Tooo... o czym chciałeś pogadać?- spytała
-O Justine- westchnąłem. Udaliśmy się do pobliskiej kawiarni i zamówiliśmy sobie kawę.
-Justine... nie widziałam jej dobre 3 lata- westchnęła
-Dlaczego właściwie straciłyście kontakt?
-Pokłóciłyśmy się. Ona obwiniała mnie o śmierć naszego małego braciszka. Miałam go odebrać z przedszkola i gdy wracaliśmy do domu zdarzył się wypadek. Na przejściu dla pieszych wjechał w nas samochód. Philip nie przeżył a Justa stwierdziła, że to wszystko z mojej winy, że mogłam bardziej uważać- z oczu spłynęły jej łzy. Kelner przyniósł nam zamówione rzeczy.
-To przykre... Philip?
-Tak miał na imię nasz brat. Pewnie dlatego związała się z Loganem Hendersonem- uśmiechnęła się lekko
-Tak, to bardzo możliwe. Kochali się bardzo. Szkoda, że tak szybko odeszła. Nie zdążyli się nawet pobrać- upiłem łyk kawy
-Byli zaręczeni? Nie wiedziałam. W mojej branży słyszy się dużo plotek o gwiazdach ale tego jeszcze nie słyszałam- zdziwiła się
-Tak. Mieli się pobrać wiosną. Gdzie pracujesz jeśli wolno mi wiedzieć?
-Jestem fryzjerką gwiazd. Właściwie to mieszkam w Nowym Jorku ale zastanawiałam się nad przeprowadzką do LA- odparła
-Nowy Jork... moje miasto. Dawno tam nie byłem, a z chęcią odwiedziłbym rodziców- westchnąłem- Przy okazji pomógłbym ci przy przeprowadzce- uśmiechnąłem się
-W takim razie zapraszam- zaśmiała się. Bardzo dobrze się nam rozmawiało. Rachel miała rację, dobrze zrobiłem dzwoniąc do Marii. Późnym wieczorem wróciłem do szpitala. Marrin już na mnie czekała.
-I jak było? Fajna jest? - obsypywała mnie pytaniami
-Było świetnie a Maria to wspaniała dziewczyna- uśmiechnąłem się
-Jesteście parą?- spytała
-Co?! Nie! Nie jestem jeszcze gotowy na kolejny związek- westchnąłem
-Ale ci się pooodooobaaa- zanuciła
-Lepiej mów co z Loganem- zmieniłem szybko temat
-A bardzo dobrze. Ma się już lepiej i nawet zaczął się uśmiechać- odparła
-Czujesz coś do niego?- zamajtałem brwiami
-No chyba cię coś! Ja i on? Chyba po moim trupie!- odpowiedziała nerwowo.
-Rumienisz się. Zakochana para, Logan i Rachel!- wykrzyczałem
-Zamknij się debilu!- rzuciła się na mnie ale uciekłem i tak oto zaczęła się nasza gonitwa po całym szpitalu xD

***

Wydaje mi się że rozdział jest jakiś taki krótki... ale za to, jak nigdy, wspaniale mi się go pisało ^^ kiedy następny? Nie wiem bo w czwartek mam wywiadówkę i może być kiepsko ;/ więc do napisania!

Nina ;***

15 kom = następny rozdział

(O ile nie dostanę kary)

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 64


JUSTINE:

-Hej- mruknęłam. Za brunetem wszedł Logan. No pięknie -,-
-Muszę wam coś powiedzieć- zaczął po chwili Maslow- Bo.. Sylwia nie żyje i... jej serce zostało przeszczepione tobie Justa- wydusił z siebie. Widać było że mu ulżyło. Całkowicie zszkokowała mnie ta wiadomość.
-Ale... jak?- wyjąkałam
-Kiedy przyjechaliśmy do szpitala lekarz mnie zawołał. Powiedział że Sylwi nie da się uratować ale ona może pomóc tobie. Do mnie należał wybór. Mogłyście obie urzeć lub..- wyjaśnił
-Jezu.. dzięki stary, to olbrzymie poświęcenie- Logan poklepał go po plecach. Jamesowi zaszkliły się oczy i szybko wybiegł z sali.
-Ona.. dla mnie?- jąkałam się. Gdy wszystko do mnie dotarło po prostu się rozpłakałam. Nagle poczułam ostry ból w klatce piersiowej...

LOGAN:

Chciałem przytulić Justę aby się uspokoiła ale ona chwyciła się za serce i zaczęła się dusić. Wystraszyłem się i zawołałem lekarza. Wyprosili mnie z sali. Nie wiem ile czasu to trwało ale długo nikt stamtąd nie wychodził. W końcu wyszły wszystkie pielęgniarki a na końcu lekarz.
-Doktorze!- podbiegłem do niego
-Przykro mi... doszło do odrzutu przeszczepu. Reanimowaliśmy ją ale się nie udało... pana narzeczona nie żyje- poinformował mnie. Cały swiat mi się zawalił
-A co z dzieckiem? - dopytywałem
-Również nie żyje- dodał i odszedł. Byłem kompletnie załamany. Wybiegłem ze szpitala. Na dworze lał deszcz ale mi to nie przeszkadzało. Po raz kolejny straciłem sens swojego życia. Trzeba być Loganem Hendersonem aby już druga dziewczyna umarła na moich oczach... Z oczu zaczęły płynąć mi łzy. W pewnym momencie dotarło do mnie, że ktoś mi się przygląda. Podniosłem głowę i ujrzałem fioletowowłosą dziewczynę.
-Jesteś cały mokry. Aż trudno stwierdzić czy od łez czy od deszczu- westchnęła
-Sama jesteś mokra- mruknąłem
-Yhym.. teraz będziesz dla mnie niemiły bo masz gdzieś cały świat. Liczysz się tylko ty i twoje cierpienie. Ludzie umierają codziennie i nas też to kiedyś spotka , a wtedy, w niebie spotkamy wszystkich tych, którzy byli nam bliscy. Nie cofniesz tego co się stało ale możesz zmienić to co będzie. Wybór należy do ciebie. Albo będziesz się nad sobą użalał i w końcu popełnisz samobójstwo albo dasz sobie pomóc i będziesz szczęśliwym człowiekiem, który cieszy się z każdej chwili swojego życia- spojrzała mi w oczy. Jej tęczówki były szare jak zachmurzone niebo nad nami. 
-Powinnaś zostać psychologiem- stwierdziłem. Wytarłem resztkę łez i ruszyłem do szpitala.
-To nie dla mnie. Wolę taniec- usłyszałam jej głos za sobą jednak gdy się odwróciłem dziewczyny już tam nie było. Uśmiechnąłem się sam do siebie i poszedłem coś zjeść do szpitalnej stołówki. Swoją drogą, umieram z głodu...

NINA:
Następnego dnia James powiedział mi, że Justine i Sylwia nie żyją. Ich pogrzeb ma się odbyć jutro rano.
-Misiek nie obrazisz się jak zostawię cię samego z Davidem?- spytałam Carlosa wchodząc do jego sali
-Nie ma sprawy, a coś się stało?
-Nie... tak.. juro jest pogrzeb dziewczyn i chciałam na niego iść, a jeszcze wcześniej muszę wstąpić do fryzjera i jakiegoś sklepu po czarne ciuchy- westchnęłam
-Dobrze, idź. Sam bym poszedł ale, jak widać, nie mogę - posmutniał
-Los.. wiem, że to, że tu leżysz i nie możesz się ruszyć jest dla ciebie najgorszą rzeczą na świecie, ale musisz to jakoś wytrzymać- jęknęłam
-To nie jest takie łatwe. Nie umiem wstać z łóżka, a co dopiero samemu korzystać z toalety. To żenujące... chciałbym już wrócić do domu, do Los Angeles i zapomnieć o tym wszystkim..- łamał mu się głos
-Już niedługo kochanie. Porozmawiam z lekarzem i spróbuję coś załatwić- pogłaskałam go po głowie
-Jesteś Aniołem a nie dziewczyną. Nie zasługuję na ciebie. Jesteś dla mnie zbyt dobra- uśmiechnął się delikatnie
-Przesadzasz- zarumieniłam się...

*Next Day*

 Z samego rana udałam się do miasta na zakupy. Na pierwszy ogień poszedł fryzjer. Postanowiłam kompletnie zmienić swój wizerunek. Przefarbowałam całe włosy z brązu na blond i zrobiłam sobie niebieskie ombre. 


Następnie udałam się kupić kilka czarnych ciuchów. Ostatecznie wybrałam to:

(na pogrzeb:)

Po skończonych zakupach wróciłam do szpitala.
-Cześć- weszłam do sali Carlosa
-Heeej?- zdziwił się na mój widok
-I jak wyglądam?- obróciłam się dookoła aby zaprezentować strój w całej okazałości
-Prześlicznie- wymamrotał Latynos- I bardzo seksownie- dodał po chwili
-Hahahah to się cieszę, że ci się podoba- uśmiechnęłam się
-Davidowi też się podoba- stwierdził przytulając do siebie synka. Spojrzałam na zegarek. 9:00. Za godzinę pogrzeb. Poszłam do Asi. Nie widziałam się z nią od kilku dni. 
-Cześć- weszłam powoli do sali. 
-Hej. Też wybierasz się na...?
-Tak- przerwałam Kendallowi-Jak się czujesz?- spytałam brunetkę
-Dobrze. Niedługo mnie wypiszą. Odzyskałaś już pamięć?
-Tak. I nawet Carlos się obudził- uśmiechnęłam się lekko
-To wspaniale!- ucieszyła się.
-A jak tam Kansas?- dopytywałam
-Właśnie zasnęła- przytuliła ją Asia
-Chyba musimy się już zbierać- stwierdził Schmidt
-Racja. Wpadnę jeszcze do ciebie- pomachałam Aśce i wyszliśmy. Cmentarz był niedaleko więc poszliśmy pieszo. Stanęliśmy koło Jamesa i Logana. Ksiądz odprawił krótkie nabożeństwo i nadszedł czas na krótkie pożegnanie. Widziałam, że nikt nie ma na to ochoty, a zwłaszcza Logan i James, więc zabrałam mikrofon i zaczęłam mówić:
-Witajcie. Zebraliśmy się tu aby pożegnać nasze przyjaciółki, Justine i Sylwię. Były dla nas kimś znacznie ważniejszym i zostaną takie już do końca. W naszych wspomnieniach widnieją jako dwie wariatki, zabawne i nieprzewidywalne, ale nie raz udowodniły, że potrafią kochać, że można im zaufać, że są dla nas jak rodzina. Nigdy o nich nie zapomnimy. Już na zawsze zostaną w naszych sercach. Dziękuję- zakończyłam. Widziałam w oczach chłopaków łzy. Wróciłam na swoje miejsce i ksiądz dokończył pogrzeb. Zostawiliśmy kwiaty przy grobie i udaliśmy się do wyjścia. Przy bramie zaczepiła nas czerwonowłosa dziewczyna. 
-Który z was to Logan?- spytała
-A o co chodzi? -odezwał się Henderson
-Musimy pogadać- spojrzała mu w oczy. Była bardzo podobna do..
-Mów tutaj. Nie mam przed nimi tajemnic- mruknął. Widać było, że nie ma ochoty rozmawiać.
-Jestem siostrą Justine- wyznała dziewczyna
-C-co? -zdziwił się Henderson
-Jestem jej siostrą bliźniaczką. Dawno temu się pokłóciłyśmy i ona zerwała ze mną kontakt. Dopiero niedawno dowiedziałam się, że jest dziewczyną Logana z Big Time Rush i chciałam się z nią spotkać. Jak widać nie zdążyłam- po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, którą szybko wytarła. 
-Przykro mi. Musimy już iść- Logan spojrzał na mnie błagalnie i odszedł.
-Wybacz. Nie jest dzisiaj w nastroju. Bardzo przeżył Jej śmierć- wytłumaczyłam go
-Rozumiem. Macie mój numer. Jak będzie chciał porozmawiać to zadzwońcie- posmutniała i wręczyła karteczkę Jamesowi. Pożegnaliśmy się i wróciliśmy do szpitala.

JOANNA:

Kendall poszedł na pogrzeb... szkoda że mnie tam nie będzie. Chciałabym się pożegnać z dziewczynami... niestety nie mogę :( Spojrzałam na swoją córeczkę. Kansas tak słodko spała.. mam już dość tego szpitala! Chcę wrócić do domu! Kendalla nie było z dobre trzy godziny. Wrócił razem z Jamesem. 
-Daj mu Kansas a ciebie porywam- uśmiechnął się tajemniczo. Usiadłam na wózku i zastanawiałam się gdzie on mnie zabiera. Znaleźliśmy się w windzie. Kendall nacisnął na ostatnie piętro. Jadąc na górę nuciłam sobie po cichutku "Elevate a little higher..." . Winda stanęła. Otworzyły się dzrzwi i ujrzałam dach szpitala. Po środku leżał koc, kosz z jedzeniem i dwie zapalone świeczki.
-To dla mnie?- spytałam oczarowana
-Tak kochanie. Skoro nie możesz wyjść ze szpitala zorganizowałem randkę w szpitalu- uśmiechnął się
-Jesteś kochany! -pocałowałam go w policzek. Usiedliśmy na kocu. Zjedliśmy pyszną kolację (w końcu normalne jedzenie!), porozmawialiśmy, pośmialiśmy się i nagle Kendall wyciągnął gitarę i zaczął śpiewać:


I can see you in the window
Waiting for my car
With the moonlight shining on you
You look so beautiful

We were searching for that something
That we could call our own
But they tell us that we're too young
And we need to let it go

Ooh, I can barely breathe
Ooh, come run away with me

Don't you worry 'bout a thing
No hurry 'cause a love like this is forever (forever)
They don't even know a thing
We'll show 'em all that we're much better together (together)
The love we got is so untouchable

Got the whole world up against us
They wanna see us fall
But our love is like a castle
They can't break down the walls, no

Like a force field all around us
Two hearts will keeps us strong
Yeah you got me and I got you
We're so untouchable

Don't you worry 'bout a thing
No hurry 'cause a love like this is forever (forever)
They don't even know a thing
We'll show 'em all that we're much better together (together)
The love we got is so untouchable

Imagine us in paradise, somewhere only we know
And in that place, we'll live our lives
We're so untouchable, yeah
Ooh, come run away with me

Don't you worry 'bout a thing
No hurry 'cause a love like this is forever (this is forever)
They don't even know a thing
We'll show 'em all that we're much better together (better together)
The love we got is so...

Don't you worry 'bout a thing
No hurry 'cause a love like this is forever (forever)
They don't even know a thing
We'll show 'em all that we're much better together (together)
The love we got is so untouchable

 Wzruszyłam się i gdy skończył śpiewać z moich oczu popłynęły łzy szczęścia. Uświadomiłam sobie że taki mąż to prawdziwy skarb i trzeba dbać o naszą miłość aby już nigdy nie wygasła...

***

No więc kolejny rozdział za nami ^^ Co o nim myślicie? Zapraszam do zakładki "Heroes" bo trochę się tam pozmianiało xd Oglądałam ostatni odcinek BTR i jak mam byç szczera to płakałam jak bóbr... Szkoda że to już koniec ale może tak jest lepiej? Chłopcy mają teraz więcej czasu na pisanie nowych piosenek i kręcenie TELEDYSKÓW. Czekam na szczere komentarze i pamiętajcie:


15 kom = nowy rodział


Buziaki i do napisania, 
Nina ;**

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 63 + 23

Rozdział 63

NINA:

Zabrałam dzieci, wszystkie rzeczy i poszłam poszukać Jamesa. Znalazłam go jak wychodził z oddziału psychiatrycznego.
-Nina! Co one tu robią?- podbiegł do mnie i wskazał na śpiące maluchy.
-Jakaś babka zaczepiła mnie przy recepcji jak odbierałam wypis, nakrzyczała na mnie i mi je dała- wyjaśniłam. Brunet zabrał torbę z rzeczami i małą dziewczynkę.
-Czas przedstawić ci resztę przyjaciół- westchnął szatyn i ruszyliśmy do innej części szpitala. Weszliśmy do jednej z sal. Na łóżku leżała śliczna brunetka a obok niej siedział zielonooki blondyn.
-Macie- James podał im dziecko
-Kansas!- ucieszyłs się blondyn
-Co ona.. one tu robią?- spytała brunetka przyglądając mi się uważnie.
-Nina po wypadku straciła pamięć. Matka Carlosa złapała ją rzy recepcji i dała jej dzieci- wytłumaczył Maslow
-Jej... jestem Asia, twoja przyjaciółka a ten blondyn to Kendall mój mąż- uśmiechnęła się brunetka. Kiwnęłam głową na znak że rozumiem.
-A.. czyje jest to dziecko?- wskazałam na małego Latynosa na moich rękach. Blondyn dziwnie się na mnie spojrzał.
-To David.. twój syn- odpowiedział James. Poczułam dziwne ukłucie w sercu. Jak mogłam nie pamiętać własnego syna?
-Idę do.. Carlosa- szepnęłam i ze łzami w oczach udałam się do jego sali. Gdy usiadłam przy łóżku Latynosa, David zaczął się budzić.

Maluch powoli otworzył oczka. Spojrzał się na mnie a potem na Crlosa i się rozpłakał. Przytuliłam go i próbowałam uspokoić.
-Ćśśś.. mama jest przy tobie skarbie- szepnęłam i delikatnie kołysałam bobasa. David powoli się uspokajał i machał rączkami. W pewnym momencie dotknął ręki Carlosa i tam się zatrzymał. Wszystkie maszyny zaczęły szybciej pikać a Latynos się dusił. Do sali weszło kilku lekarzy i wyprosili mnie na korytarz. Byłam przerażona. A co jak mu się coś stanie?
-Pani mąż się obudził. Jest słaby ale wszystko powinno być już dobrze- rzekł lekarz wychodząc z sali
-Dziękuję- szepnęłam i weszłam do środka.  Tym razem Carlos był podłączony jedynie do EKG i kroplówki. Usiadłam koło niego przytulając mocniej Davida.
-Nii.. na- wychrypiał.
-Jestem tu- szepnęłam i chwyciłam go za rękę, którą delikatnie uścisnął
-Ko..cham.. cie- spojrzał mi w oczy. Strasznie dziwnie się czułam. Miałam motylki w brzuchu i byłam bardzo szczęśliwa.
-Daj mi go- szepnął. Ostrożnie położyłam Davida obok Carlosa. Latynos powoli pogłaskał go po główce i delikatnie się uśmiechnął. Uśmiech... nagle wszystko wróciło.. przypomniałam sobie wszystko! Pamiętam! Aż zaczęłam płakać ze szczęścia.
-Bałam się o ciebie- szepnełam i położyłam głowę na torsie Carlosa
-Ja myślałem że nie żyjesz. Samolot i ta cała katastrofa.. byłem przerażony- coraz lepiej mówił. Przysunęłam się jeszcze bliżej i delikatnie musnęłam jego usta...

JAMES:

Chodzenie do psychologa nie jest aż tak złe. Czuję się o wiele lepiej i powoli nabieram sił na rozmowę z Justine i Loganem. Muszę im powiedzieć całą prawdę o Sylwii tylko boję się że nie dam rady i najzwyczajniej w świecie stchórzę. Szedłem właśnie na kolejną rozmowę- jedną z ostatnich. Na poczekalni siedziała dziewczyna, cała zapłakana. Zrobiło mi się jej żal.
-Hej- przywitałem się. Odpowiedziała mi głucha cisza. Z gabinetu pani psycholog wyszedł wcześniejszy pacjent.
-Rachel zapraszam- uśmiechnęła się lekarka. Dziewczyna powoli wstała i poczłapała do środka. Z początku wszystko było okey jednak po 5 min ze środka było słychać krzyk dziewczyny- Rachel:
-Pani nic nie rozumie! Mój chłopak zdradził mnie z moją matką i wywalili mnie z domu! Mam złamane serce i od 48  godzin jestem bezdomna, a pani się pyta jak się czuję?! (.....) Nie! Nie uspokoję się!- jednak po tem zapanowała znowu cisza. Biedna... ciekawe czy mógłbym jej jakoś pomóc... debilu! Przecież w Los Angeles jest wolny pokój po Sylwii! Walnąłem się w głowę. Ja to mam przebłyski intelektu -,- Gdzy dziewczyna wyszła z gabinetu już nie płakała. Teraz moja kolej. Mijając ją szepnąłem:
-Poczekaj na mnie- i znalazłem się w gabinecie pani psycholog
-Widzę James, że coraz lepiej sobie radzisz.
-Tak. Staram się o tym nie myśleć. Pomagam jak najwięcej Ninie... czuję się już o wiele lepiej.
-To dobrze. A powiedz mi, czy rozmawiałeś już z Loganem?
-Jeszcze nie. Boję się że nie dam rady.
-Spokojnie. Powiesz im gdy nadejdzie odpowiednia chwila. Dasz sobię radę.
-Mam nadzieję...
-Czy jest coś o czym byś chciał jeszcze porozmawiać?
-Ta dziewczyna co tu była...- zacząłem niepewnie
-Rachel? Owszem, całkiem ładna i przyda jej się pomoc- uśmiechnęła się pani psycholog
-Hym.. pomyślę nad tym jeszcze.
-No James. To wszystko na dzisiaj. Widzimy się za tydzień- pożegnałem się i wyszedłem. Dziewczyna czekała za mną.
-Czego chcesz?- warknęła gdy do niej podeszłem
-Chcę abyś się uśmiechnęła- odparłem
-Co?- zdziwiła się
-Uśmiechnij się- powtórzyłem
-Nie mam nastroju na żarty- mruknęła
-Przejdziemy się na spacer?- zaproponowałem
-No.. zgoda- zabrała torbę i wyszliśmy pospacerować po parku za szpitalem.
-Tydzien temu zmarła moja żona- zacząłem i od razu posmutniałem -Jej serce przeszczepiono mojej przyjaciółce- ciągnąłem dalej
-Po co mi to mówisz?- Rachel gwałtownie stanęła
-Bo muszę się komuś wygadać. Komuś kto wie jak to jest stracić ukochaną osobę..
-Słyszałeś...
-Niechcący. Bardzo głośno krzyczysz- stwierdziłem
-Tia.. tyle że On nadal żyje- spóściła głowę
-Sylwia w pewnym sensie też, tylko w innym ciele..
-Więc jednak coś nas łączy- zauważyła dziewczyna
-Nawet nie wiesz jak dużo- przyznałem -Chciałabyś zamieszkać ze mną i moimi przyjaciółmi? Miałabyś dach nad głową z dala od rodziny...- spytałem wprost
-Wow... ty tak na serio?- zdziwiła się. Przytaknąłem ruchem głowy.
-No... skoro chcesz ,to zgoda- uśmiechnęła się delikatnie
-Ładnie wyglądasz jak się uśmiechasz- zaśmiałem się
-Rachel Marrin- podała mi rękę
-James Maslow...

JUSTINE:

Od kąd się obudziłam i dowiedziałam o ciąży ciągle myślę o Jamesie. Może to i głupie ale wydaje mi się że czuję do niego coś więcej niż do Logana. No a po drugie nie zgadza mi się nic w związku z dzieckiem. Policzyłam wszystko dokładnie i wyszło że Logan nie może być ojcem dziecka. Nie pamiętam żebym spała z kimś innym ale Henderson na 100% nie jest ojcem!
-Hej- moje rozmyślania przerwał James, który wszedł właśnie do mojej sali...

***

Moi kochani! Sprężyłam się i mamy dzisiaj w ten specjalny dzień, nowy rozdział! Mi się nie podoba ale komentowanie zostawiam wam :)

Wiecie co dziś za dzień?

2 LISTOPADA !!! CZYLI 23 URODZINY NASZEGO KOCHANEGO BLONDASKA, KENDALLA SCHMIDTA!!!

Z tej okazji życzę ci wariacie abyś był zawsze taki jak teraz i nigdy się nie zmienił, abyś nagrywał jak najwięcej piosenek z HD i BTR, aby spełniły się wszystkie twoje marzenia, abyś miał jeszcze więcej fanów no i żebyś znalazł w końcu swoją jedyną Cover Girl.

Wiem, że tego nie przeczytasz ale HAPPY BIRTHDAY KENDALL!!!

pamiętajcie:

15 KOM = Nowy Rozdział

Pozdrawiam,
Nina xoxo