Rozdział 65
JAMES:
Długo zastanawiałem się co zrobić z tą kartką. Zadzwonić? Wyrzucić? Dać Loganowi?
-Zadzwoń- odparła Rachel, która od dłuższego czasu mi się przyglądała.
-Co?- wyrwałem się z zamyślenia
-Zadzwoń do niej- ponaglała mnie
-Nie powinienem... ona chciała rozmawiać z Loganem- westchnąłem
-Jednak z tego co widzę on nie jest w stanie tego zrobić- spojrzała przez okno. Podążyłem za jej wzrokiem i ujrzałem bruneta siedzącego samotnie na ławce. Wrak człowieka, aż żal na niego patrzeć.
-Nie zostawie przyjaciela samego- stwierdziłem
-Ja się nim zajmę a ty idź na spotkanie z tą dziewczyną- stwierdziła fioletowo-włosa. Po chwili widziałem już jak siada obok Logana na ławce. Chwyciłem telefon i wystukałem numer zapisany na karteczce. Chwilę się wahałem ale ostatecznie nacisnąłem zieloną słuchawkę. Dziewczyna odebrała niemal że od razu.
-Halo?
-Cześć to ja. Poznaliśmy się na pogrzebie..
-Logan?
-Nie, James. Ten wyższy.
-Pamiętam. O co chodzi?
-Chciałbym się spotkać i porozmawiać.
-Dobrze. Będę pod szpitalem za 10 min
-W takim razie do zobaczenia- rozłączyłem się. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Udało mi się! Wstałem z krzesła, zabrałem marynarkę i udałem się w stronę wyjścia.
LOGAN:
-Nienawidzę swojego życia- mruknąłem do siebie po raz kolejny. Był przepiękny poranek. Na zewnątrz świeciło słońce, było ciepło, ptaki śpiewały, wszyscy byli szczęśliwi. Usiadłem na ławce w parku i tępo gapiłem się na przechodzące przede mną pary z dziećmi lub bez.
-Ładna pogoda prawda?- odezwał się ktoś po mojej prawej stronie. Nawet nie zauważyłem kiedy usiadła tam fioletowo-włosa dziewczyna. Ta sama, która rozmawiała ze mną na deszczu.
-Znowu ty?- zdziwiłem się
-Jak widać, zranione dusze ciągnie do siebie- wzruszyła ramionami.
-Co ty możesz wiedzieć na ten temat?- mruknąłem
-Bardzo dużo. Mój ojciec zmarł jak miałam 5 lat, a już były, chłopak przespał się z moją matką po czym oboje wywalili mnie na zbity pysk z domu- powiedziała, o dziwo, z uśmiechem na twarzy.
-Śmieszy cię to?- spytałem
-Fajnie jest sobie wyobrazić od czasu do czasu ja wbijasz nóż w jego serce. Wymyśliłam już chyba z 1000 różnych zemst a każda lepsza od porzedniej. To mnie rozwesela. Patrzenie, nawet w myślach, jak On cierpi gorzej ode mnie- zaśmiała się złowrogo.
-To był żart!- dodała widząc moją minę
-Jesteś wariatką- stwierdziłem
-W dzisiejszych czasach nie przeżyjesz jeśli nie jesteś świrem. Inaczej inni ludzie całkowicie cię zniszczą- westchnęła
-Ike ty masz właściwie lat?- spytałem
-20, no prawie 21. A czemu pytasz?- spojrzała na mnie
-Bo gadasz jakbyś miała co najmniej 100 i wiedziała dosłownie wszystko- odparłem
-Kiedyś chciałam być psychologiem dziecięcym lub przedszkolanką. Ostatecznie zaczęłam studiować prawo i ekonomię jednocześnie ale po roku mi się znudziło. Ostatecznie zostałam tancerką. To jest to co chcę robić w życiu i to mnie uszczęśliwia- wyszczerzyła swoje białe ząbki.
-Aham... może i to głupio zabrzmi ale po każdej rozmowie z tobą czuje się lepiej i zaczynam powoli wierzyć, że wszystko dobrze się poukłada- przyznałem szczerze
-No widzisz! Jednak opłacało mi się studiować psychologię- powiedziała po czym oboje wybuchliśmy śmiechem. Widzę tą dziewczynę drugi raz na oczy, nawet nie wiem jak ma na imię, a czuje się jakby była moją przyjaciółką od wielu, wielu lat.
JAMES:
-All around the world, people want to be love! Yeach! - śpiewała dziewczyna ze słuchawkami w uszach. Podszedłem do niej.
-Hej- uśmiechnąłem się
-Siema- schowała słuchawki i podała mi dłoń, którą pocałowałem jak prawdziwy gentelman
-Tooo... o czym chciałeś pogadać?- spytała
-O Justine- westchnąłem. Udaliśmy się do pobliskiej kawiarni i zamówiliśmy sobie kawę.
-Justine... nie widziałam jej dobre 3 lata- westchnęła
-Dlaczego właściwie straciłyście kontakt?
-Pokłóciłyśmy się. Ona obwiniała mnie o śmierć naszego małego braciszka. Miałam go odebrać z przedszkola i gdy wracaliśmy do domu zdarzył się wypadek. Na przejściu dla pieszych wjechał w nas samochód. Philip nie przeżył a Justa stwierdziła, że to wszystko z mojej winy, że mogłam bardziej uważać- z oczu spłynęły jej łzy. Kelner przyniósł nam zamówione rzeczy.
-To przykre... Philip?
-Tak miał na imię nasz brat. Pewnie dlatego związała się z Loganem Hendersonem- uśmiechnęła się lekko
-Tak, to bardzo możliwe. Kochali się bardzo. Szkoda, że tak szybko odeszła. Nie zdążyli się nawet pobrać- upiłem łyk kawy
-Byli zaręczeni? Nie wiedziałam. W mojej branży słyszy się dużo plotek o gwiazdach ale tego jeszcze nie słyszałam- zdziwiła się
-Tak. Mieli się pobrać wiosną. Gdzie pracujesz jeśli wolno mi wiedzieć?
-Jestem fryzjerką gwiazd. Właściwie to mieszkam w Nowym Jorku ale zastanawiałam się nad przeprowadzką do LA- odparła
-Nowy Jork... moje miasto. Dawno tam nie byłem, a z chęcią odwiedziłbym rodziców- westchnąłem- Przy okazji pomógłbym ci przy przeprowadzce- uśmiechnąłem się
-W takim razie zapraszam- zaśmiała się. Bardzo dobrze się nam rozmawiało. Rachel miała rację, dobrze zrobiłem dzwoniąc do Marii. Późnym wieczorem wróciłem do szpitala. Marrin już na mnie czekała.
-I jak było? Fajna jest? - obsypywała mnie pytaniami
-Było świetnie a Maria to wspaniała dziewczyna- uśmiechnąłem się
-Jesteście parą?- spytała
-Co?! Nie! Nie jestem jeszcze gotowy na kolejny związek- westchnąłem
-Ale ci się pooodooobaaa- zanuciła
-Lepiej mów co z Loganem- zmieniłem szybko temat
-A bardzo dobrze. Ma się już lepiej i nawet zaczął się uśmiechać- odparła
-Czujesz coś do niego?- zamajtałem brwiami
-No chyba cię coś! Ja i on? Chyba po moim trupie!- odpowiedziała nerwowo.
-Rumienisz się. Zakochana para, Logan i Rachel!- wykrzyczałem
-Zamknij się debilu!- rzuciła się na mnie ale uciekłem i tak oto zaczęła się nasza gonitwa po całym szpitalu xD
***
Wydaje mi się że rozdział jest jakiś taki krótki... ale za to, jak nigdy, wspaniale mi się go pisało ^^ kiedy następny? Nie wiem bo w czwartek mam wywiadówkę i może być kiepsko ;/ więc do napisania!
Nina ;***
15 kom = następny rozdział
(O ile nie dostanę kary)